"Pani na wrzosowisku. Preludium" - Lucyna Olejniczak - patronat medialny
- Niby mamy wiek postępu, pary i magnetyzmu zwierzęcego - powiedział - a ludzie wciąż wierzą w zabobony niczym w średniowieczu. - W coś muszą wierzyć - odparła filozoficznie Eliza".
Opowieść rozgrywająca się w scenerii Warszawy z czasów Powstania
Listopadowego oraz wiktoriańskiej Anglii.
Główna bohaterka, Eliza Bielska, jako szesnastoletnia dziewczyna zmuszona zostaje do wyjazdu z atakowanej przez carskie wojska stolicy do Anglii. Po licznych perypetiach przenosi się z Londynu do dworu na wrzosowiskach w Yorkshire. Okazuje się, że posiadłość i jej mieszkańcy skrywają mroczne tajemnice. Eliza musi wiele doświadczyć, by stać się prawdziwą „Panią na wrzosowisku”.
Warszawa, rok 1830. Eliza Bielska, szesnastoletnia córka bogatego browarnika, marzy o karierze pianistki. Przyzwyczajona do życia w luksusie, nie przeczuwa, że rozpoczynające się właśnie Powstanie Listopadowe odmieni jej los na zawsze. Z powodu rewolucyjnej zawieruchy zarówno ona, jak i jej młodszy brat Stanisław muszą opuścić rodzinny dom. Los rzuca Elizę do osnutego mgłą Londynu, gdzie dziewczyna zderza się z zupełnie nieznanym jej światem. Przestaje myśleć tylko o sobie i własnej karierze, kiedy na swej drodze spotyka osieroconą dziewczynkę, dziecko londyńskiej ulicy. Poznaje przy tym najmroczniejsze zakamarki miasta i panującą tam nędzę.
Tymczasem Stanisław, który ukrył się przed carską policją na Litwie, wplątuje się w romans z żoną swego pracodawcy. Grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Eliza pogodziła się już z myślą, że nigdy go nie zobaczy. Czy aby na pewno?…
Kiedy jest się młodym, głowę wypełniają ideały. Uparcie wierzymy, że życie stoi przed nami otworem. Że niestraszne nam żadne zawieruchy, gdyż możemy wciąż wykreować naszą przyszłość. Zwłaszcza jeśli mamy zapewnione podstawowe potrzeby, możemy ukierunkować działania na to, czego pragniemy najbardziej. Los zdaje się jednak nas nie słuchać, poddając wciąż kolejnym próbom. I niestety nie zawsze mamy wpływ na to, jakie okoliczności zdecydują o tym, jak będzie wyglądało nasze życie. Pozostaje wierzyć, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a nam uda się dojść do celu, nawet jeśli musielibyśmy podążać doń okrężną drogą…
Na powieści Lucyny Olejniczak za każdym razem czekam z ogromną ciekawością. Raz, że już dawno skradła moje czytelnicze serce. Dwa, że zawsze jest to dla mnie uczta literacka i możliwość obcowania z dobrą książką przez wielkie D, a nawet, rzekłabym, z doskonałą w swej materii. Autorka wielokrotnie dała się bowiem poznać, jako specjalistka od emocjonujących opowieści, których fundamentem jest świetnie odmalowane tło historyczne.
W najnowszej powieści poznajemy Elizę, która wiedzie spokojne, dostatnie życie, mieszkając z ojcem i bratem. I chociaż nic nie zwiastuje rewolucji w jej codzienności, to Powstanie Listopadowe odmieni jej los na zawsze. W zasadzie z dnia na dzień, zarówno ona, jak i jej brat Stanisław, muszą opuścić rodzinny dom i wyruszyć w nieznane. Czy droga, którą będą podążać, będzie bezpieczna? Czy kiedykolwiek jeszcze się spotkają?
Lucyna Olejniczak wprawnie operuje literackim pędzlem, odmalowując pejzaże, zamknięte w ramach kadry z Warszawy oraz Londynu. Zarówno jedna, jak i druga lokalizacja ożywają w jej rękach, stając się dla czytelnika prawdziwą podróżą w czasie i przestrzeni, kiedy to pochylony nad książką może przemierzać zaułki miast, zarówno te reprezentatywne, jak i te bardziej mroczne, od których wolałby odwrócić wzrok. Dlatego, gdybym miała podsumować tę powieść jednym słowem, to z pewnością użyłabym określenia – barwna. Czasami szara, jak angielskie uliczki, bura jak brudne noclegownie, w których kotłowali się najbiedniejsi mieszkańcy i ci zepchnięci przez życie na społeczny margines. Czasem zaś spływająca czerwienią krwi, kiedy w rewolucyjny bój poszło wielu młodych, niedoświadczonych mężczyzn lub dokonano czynów karygodnych. Ruda, jak bujne włosy głównej bohaterki, która z oddaniem i pasją przesuwa palce po klawiszach, czarując muzyką. Innym zaś razem biała, jak niewinność pierwszych, jeszcze niedojrzałych wyborów, jakich dokonywały wykreowane przez autorkę postaci. Nie zawsze trafne, ale zawsze niosące jakieś konsekwencje, z którymi musieli się mierzyć.
„Preludium” to zaledwie wstęp do nowej sagi, ale jednocześnie tytuł o wielu znaczeniach. Z jednej strony nawiązuje do rozkwitającej młodości, która musiała przejść przyspieszony kurs dojrzewania, kiedy została brutalnie odarta z beztroski przez rewolucyjną pożogę. Autorka kreśli opowieść o młodzieńczych wyborach, które wymuszają na bohaterach okoliczności. O dylematach i decyzjach z rodzaju tych najtrudniejszych, kiedy to z raz obranej ścieżki, nie można już zawrócić… Z drugiej zaś strony preludium odnosi się do muzycznej warstwy książki. Ona niemal wybrzmiewa wraz z szelestem kartek, a czytelnik z lubością weń się wsłuchuje, obserwując rozkwitającą pasję, która, choć w tamtych czasach nie miała szansy na sukces, uskrzydlała główną bohaterkę, stanowiąc jej azyl, kiedy to dawała się ponieść wygrywanej melodii, czarując jednocześnie swoich słuchaczy.
Warszawa, rok 1830. Eliza Bielska, szesnastoletnia córka bogatego browarnika, marzy o karierze pianistki. Przyzwyczajona do życia w luksusie, nie przeczuwa, że rozpoczynające się właśnie Powstanie Listopadowe odmieni jej los na zawsze. Z powodu rewolucyjnej zawieruchy zarówno ona, jak i jej młodszy brat Stanisław muszą opuścić rodzinny dom. Los rzuca Elizę do osnutego mgłą Londynu, gdzie dziewczyna zderza się z zupełnie nieznanym jej światem. Przestaje myśleć tylko o sobie i własnej karierze, kiedy na swej drodze spotyka osieroconą dziewczynkę, dziecko londyńskiej ulicy. Poznaje przy tym najmroczniejsze zakamarki miasta i panującą tam nędzę.
Tymczasem Stanisław, który ukrył się przed carską policją na Litwie, wplątuje się w romans z żoną swego pracodawcy. Grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Eliza pogodziła się już z myślą, że nigdy go nie zobaczy. Czy aby na pewno?…
Kiedy jest się młodym, głowę wypełniają ideały. Uparcie wierzymy, że życie stoi przed nami otworem. Że niestraszne nam żadne zawieruchy, gdyż możemy wciąż wykreować naszą przyszłość. Zwłaszcza jeśli mamy zapewnione podstawowe potrzeby, możemy ukierunkować działania na to, czego pragniemy najbardziej. Los zdaje się jednak nas nie słuchać, poddając wciąż kolejnym próbom. I niestety nie zawsze mamy wpływ na to, jakie okoliczności zdecydują o tym, jak będzie wyglądało nasze życie. Pozostaje wierzyć, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a nam uda się dojść do celu, nawet jeśli musielibyśmy podążać doń okrężną drogą…
Na powieści Lucyny Olejniczak za każdym razem czekam z ogromną ciekawością. Raz, że już dawno skradła moje czytelnicze serce. Dwa, że zawsze jest to dla mnie uczta literacka i możliwość obcowania z dobrą książką przez wielkie D, a nawet, rzekłabym, z doskonałą w swej materii. Autorka wielokrotnie dała się bowiem poznać, jako specjalistka od emocjonujących opowieści, których fundamentem jest świetnie odmalowane tło historyczne.
W najnowszej powieści poznajemy Elizę, która wiedzie spokojne, dostatnie życie, mieszkając z ojcem i bratem. I chociaż nic nie zwiastuje rewolucji w jej codzienności, to Powstanie Listopadowe odmieni jej los na zawsze. W zasadzie z dnia na dzień, zarówno ona, jak i jej brat Stanisław, muszą opuścić rodzinny dom i wyruszyć w nieznane. Czy droga, którą będą podążać, będzie bezpieczna? Czy kiedykolwiek jeszcze się spotkają?
Lucyna Olejniczak wprawnie operuje literackim pędzlem, odmalowując pejzaże, zamknięte w ramach kadry z Warszawy oraz Londynu. Zarówno jedna, jak i druga lokalizacja ożywają w jej rękach, stając się dla czytelnika prawdziwą podróżą w czasie i przestrzeni, kiedy to pochylony nad książką może przemierzać zaułki miast, zarówno te reprezentatywne, jak i te bardziej mroczne, od których wolałby odwrócić wzrok. Dlatego, gdybym miała podsumować tę powieść jednym słowem, to z pewnością użyłabym określenia – barwna. Czasami szara, jak angielskie uliczki, bura jak brudne noclegownie, w których kotłowali się najbiedniejsi mieszkańcy i ci zepchnięci przez życie na społeczny margines. Czasem zaś spływająca czerwienią krwi, kiedy w rewolucyjny bój poszło wielu młodych, niedoświadczonych mężczyzn lub dokonano czynów karygodnych. Ruda, jak bujne włosy głównej bohaterki, która z oddaniem i pasją przesuwa palce po klawiszach, czarując muzyką. Innym zaś razem biała, jak niewinność pierwszych, jeszcze niedojrzałych wyborów, jakich dokonywały wykreowane przez autorkę postaci. Nie zawsze trafne, ale zawsze niosące jakieś konsekwencje, z którymi musieli się mierzyć.
„Preludium” to zaledwie wstęp do nowej sagi, ale jednocześnie tytuł o wielu znaczeniach. Z jednej strony nawiązuje do rozkwitającej młodości, która musiała przejść przyspieszony kurs dojrzewania, kiedy została brutalnie odarta z beztroski przez rewolucyjną pożogę. Autorka kreśli opowieść o młodzieńczych wyborach, które wymuszają na bohaterach okoliczności. O dylematach i decyzjach z rodzaju tych najtrudniejszych, kiedy to z raz obranej ścieżki, nie można już zawrócić… Z drugiej zaś strony preludium odnosi się do muzycznej warstwy książki. Ona niemal wybrzmiewa wraz z szelestem kartek, a czytelnik z lubością weń się wsłuchuje, obserwując rozkwitającą pasję, która, choć w tamtych czasach nie miała szansy na sukces, uskrzydlała główną bohaterkę, stanowiąc jej azyl, kiedy to dawała się ponieść wygrywanej melodii, czarując jednocześnie swoich słuchaczy.
Podsumowując:
Pierwszy tom serii „Pani na wrzosowisku” stanowczo rozbudza apetyt na więcej. Autorka nęci nas, kreśląc wielowątkową powieść. Zupełnie tak, jakby puściła do „biegu” rozwijające się niespiesznie motki wełny, które plączą się tak, jak losy jej bohaterów. Lucyna Olejniczak poddaje ich wielu próbom, testuje ich hart ducha, determinację i odwagę. Serwuje prawdziwą szkołę życia, która jest dla nich najtrudniejszym egzaminem, jaki będą musieli zdać. Czy tak się stanie? Czy będą mieli szansę na realizację swoich pragnień? Czy mroczne tajemnice zostały raz na zawsze uśpione, a może przypomną o sobie w najmniej spodziewanym momencie? Jestem niesamowicie ciekawa, co autorka przygotowała dla nas - czytelników w kontynuacji. A na razie zapraszam w tę wyjątkową podróż do XIX wieku, gdzie tło historyczne i społeczno-obyczajowe zachwycają wiarygodnością, a emocje, jakie Lucyna Olejniczak tchnęła w tę opowieść, nie pozwalają oderwać się od lektury. Polecam!
Pierwszy tom serii „Pani na wrzosowisku” stanowczo rozbudza apetyt na więcej. Autorka nęci nas, kreśląc wielowątkową powieść. Zupełnie tak, jakby puściła do „biegu” rozwijające się niespiesznie motki wełny, które plączą się tak, jak losy jej bohaterów. Lucyna Olejniczak poddaje ich wielu próbom, testuje ich hart ducha, determinację i odwagę. Serwuje prawdziwą szkołę życia, która jest dla nich najtrudniejszym egzaminem, jaki będą musieli zdać. Czy tak się stanie? Czy będą mieli szansę na realizację swoich pragnień? Czy mroczne tajemnice zostały raz na zawsze uśpione, a może przypomną o sobie w najmniej spodziewanym momencie? Jestem niesamowicie ciekawa, co autorka przygotowała dla nas - czytelników w kontynuacji. A na razie zapraszam w tę wyjątkową podróż do XIX wieku, gdzie tło historyczne i społeczno-obyczajowe zachwycają wiarygodnością, a emocje, jakie Lucyna Olejniczak tchnęła w tę opowieść, nie pozwalają oderwać się od lektury. Polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz