"Położna z Auschwitz" - Magda Knedler [PRZEDPREMIEROWO]


Mama. Alma. Mater. Matka Żywicielka. Żywiła nas tym, czym mogła. Jeśli nie miała nic, karmiła własnym spokojem i niegasnącą nadzieją".
Książki o tematyce wojennej zawsze przyciągają moją uwagę. Nie mogłam zatem przejść obojętnie obok "Położnej z Auschwitz" Magdy Knedler.

W piekle obozu koncentracyjnego ocaliła tysiące dzieci.
Do KL Auschwitz trafia kolejny transport więźniarek. Wśród nich jest położna z Łodzi, która na własną prośbę zaczyna pracę w nieludzkich warunkach: bez wody, podstawowych narzędzi medycznych i leków. Porody przyjmuje na piecu przykrytym starą derką. Wielokrotnie ryzykuje życie, przeciwstawiając się rozkazom bezwzględnego Josepha Mengele. Robi wszystko, by chronić dzieci przed okrutnymi eksperymentami. Wspiera młode matki, którym siłą odebrano niemowlęta i wysłano je do Rzeszy. Albo na śmierć…
W Auschwitz nie była Stanisławą Leszczyńską. Była Mamą. Była nadzieją.
Mieszkam w Oświęcimiu. I chociaż nie jestem rodowitą oświęcimianką, to jednak mam poczucie, że moje życie zostało nierozerwalnie związane z historią tego miasta i miejscem, z którym kojarzy się ono w pierwszej kolejności - KL Auschwitz-Birkenau. Przeczytałam kilka książek, które opisywały wszystko to, co działo się tam w okresie II wojny światowej, choć "wszystko" może nie być dobrym określeniem. Wszystko to, co udało się ocalić od zapomnienia...
Magda Knedler wzięła na swoje barki niełatwe zadanie przedstawienia postaci, która jest jedną z bardziej znanych w kontekście Auschwitz. Jeśli chodzi o kwestie solidnego fundamentu historii Stanisławy Leszczyńskiej, byłam spokojna. Znając książki autorki wiedziałam, że na pewno wykonała wręcz koronkarską pracę przy zbieraniu materiałów. Nie chciałabym w tej recenzji oceniać zawartości merytorycznej, bo moja wiedza daleka jest od wiedzy historyka, jednak fakt, że książka ma rekomendację osoby związanej z Państwowym Muzeum Auschwitz - Birkenau, mówi samo za siebie.
Chciałabym skupić się bardziej na zawartości emocjonalnej, która choć z oczywistych względów wydaje się podstawą na jakiej autorka zbudowała całą fabułę, to jednak nie jest wcale łatwa do ocenienia. Powiem tak - po przeczytaniu tej książki długo nie wiedziałam co chcę napisać. Nadal nie wiem... Wielokrotnie kasowałam zapisane słowa, bo wydały mi się zbyt miałkie i nijakie, by oddać moje odczucia po lekturze.
To co na pewno wysuwa się na pierwszy plan to Mama - niezwykła kobieta, która zdaje się była całkowicie pozbawiona nienawiści. Nie potrafiła darzyć tym uczuciem nawet oprawców, na których bestialskie zachowanie musiała wielokrotnie patrzeć. Skupiała się jednak na tym, aby wszystkim kobietom zapewnić choć pierwiastek człowieczeństwa w tych nieludzkich warunkach. Była matką dla każdej z nich i to dla nich poświęcała się każdego dnia, starając się dać im wsparcie i pewność, że jest obok, jest ich opoką. Była ich nadzieją. Niesamowitym człowiekiem, który potrafił tak całkowicie wyrzec się swoich potrzeb na rzecz drugiego człowieka, zwłaszcza kiedy wokół miał do czynienia z takim horrorem.
To co sprawiło, moim zdaniem, że tę książkę czytało się tak dobrze, że fabuła była niemal jak kadry z filmu, to, poza tym, że jest to zbeletryzowana biografia, to stworzenie narratora, a nawet kilku. Wiodącym jest jednak jedna z podopiecznych Mamy, która wspomina czasy w obozie. Z tego co napisała autorka w podsumowaniu, jej postać powstała na kanwie wspomnień kilku więźniarek Birkenau. Opowiada ona zarówno o swoich przeżyciach, jak i przeżyciach i zachowaniach współwięźniarek - położnic. Myśli o Stanisławie Leszczyńskiej również po zakończeniu wojny, próbując sobie wyobrazić co się z nią stało. Podzielenie rozdziałów na poszczególne osoby i konteksty: Josef, Herr Hauptstrumführer, My (ja), z Mamą i bez, Mama, przed, Mama, teraz - są niezwykle ciekawym zabiegiem, który sprawia, że czytelnik nie tylko wie, kogo oczami ogląda opisane wydarzenia, ale także jest w stanie poczuć, jak ważna była dla tych wszystkich kobiet Leszczyńska, jak niezwykła więź się między nimi narodziła. Samo wielkie "M" w słowie Mama, też to podkreśla.
To co przykuło także moją uwagę to postać Josefa Mengele. W książce Knedler uderzyło mnie to, jak go odebrałam. Jawi się on jako pasjonat? - chyba mogę użyć takiego określenia - swoich badań i ich znaczenia dla przyszłości narodu niemieckiego. Jego osoba jest z jednej strony przerażająca, wyzbyta z uczuć, a z drugiej strony zupełnie obłąkana, nie widząca niczego okrutnego w zabijaniu noworodków, czy przeprowadzaniu niehumanitarnych zabiegów na więźniach obozu. Jest to dla mnie o tyle nowe, że nie patrzyłam na niego nigdy inaczej niż jak na kolejnego zwyrodnialca z Auschwitz...
Podsumowując:

"Położna z Auschwitz" to książka, którą musicie przeczytać. Zdaję sobie sprawę, że wielu z was będzie miało opór, aby zmierzyć się z tematyką w niej poruszoną, tak jak wielu ludzi nie potrafi przekroczyć bram Muzeum w Oświęcimiu. Mimo to nie możemy zapominać o tamtych wydarzeniach, które choć okrutne, zawierają w sobie nie tylko historię naszego kraju, ale przede wszystkim historię ludzi. A wśród nich tej wyjątkowej kobiety - Mamy - położnej - Stanisławy Leszczyńskiej. Mimo że Magdalena Knedler w swojej książce oddaje w realny sposób to, co działo się w Auschwitz, nie epatuje naturalizmem opisywanych scen. A jednak moje serce matki krwawi... Nie zmienia to faktu, że przeczytałabym ją raz jeszcze. Bo takie wydarzenia powinny jak tatuaż zostać wyryte na zawsze w naszej pamięci. Pani Magdo - chapeau bas!

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu MANDO. 

https://www.facebook.com/wydawnictwomando/

Komentarze

  1. Tę książkę mam jeszcze przed sobą. Jestem świeżo po Tatuażyście z Auschwitz i również mogę gorąco polecić.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram

Copyright © NIEnaczytana