"Wioska kłamców" - Hanna Greń [PRZEDPREMIEROWO]

- Zwierzęta zawsze śmierdzą - burknął. Wyczuła w jego głosie pogardę, - Jedne mniej, inne więcej, ale śmierdzą wszystkie. Ludzie też, tylko wolą o tym nie mówić, bo wtedy nie mogliby narzekać, że zapach obornika czy paszy utrudnia im życie".
Moja ulubiona "kryminalistka" popełniła kolejną powieść. Nie mogłam przejść obok niej obojętnie.
 
Po odejściu z pracy w policji Dioniza Remańska postanowiła odszukać zabójcę swojego ojca. Jego zagadkowa śmierć od pewnego czasu nie dawała jej bowiem spokoju.
Wprawdzie oskarżeni o tę zbrodnię zostali już skazani na długie lata w więzieniu, jednak Dioniza nie wierzy w ich winę. Przyjeżdża do wioski, w której mieszkają rodziny skazańców, by przeprowadzić prywatne śledztwo.
Jego wyniki okazują się zaskakujące. Kłamstwa i intrygi spowijają Strzygom i sięgają poza jego granice. Z czasem sama Dioniza zaczyna wątpić, czy zdoła pośród mieszkańców tej przeklętej wioski odnaleźć prawdziwego zabójcę…
Kiedy zaczynałam pisać tę recenzję pomyślałam sobie, że w zasadzie mogłabym skopiować poprzednie moje opinie na temat książek Hanny Greń i jest po sprawie. Nie chodzi wcale o to, że te historie są takie same, ale ja po prostu znowu jestem tak zadowolona z lektury!
Jak to bywa w przypadku pierwszego tomu nowej serii jestem zawsze bardzo ciekawa, czym tym razem autorka spróbuje nas zaskoczyć. "Wioska kłamców" ociera się o legendę. Mamy tutaj opowieść o siostrach... strzygach, przeklętą wioskę, charakterne kobiety, które niejako wiodą prym w Strzegomiu i śledztwo, które staje się początkiem przygody Diony w tym tajemniczym miejscu.
Podczas lektury cały czas wydawało mi się, że Hanna Greń gra ze mną w kotka mi myszkę. Nie chodziło nawet tylko o fabułę, w której im bliżej, jak mi się wydawało, byłam odkrycia prawdziwego zabójcy, tym dalej faktycznie byłam. Wyprowadzała mnie na manowce i dobrze, znając ją, się przy tym bawiła. Podobnie rzecz się miała z główną bohaterką, która nie przypadła mi na początku do gustu, bo nie za bardzo pasowała mi charakterologicznie do byłej policjantki, ale... Jak się możecie domyślać, to był kolejny nietrafiony trop, bo w efekcie okazało się, że Dioniza jest... Nie, nie, nic więcej na jej temat nie powiem. Nie darowałabym sobie, gdybym odebrała wam przyjemność samodzielnego zgłębiania tej historii.
Co jeszcze znajdziecie w "Wiosce kłamców", poza humorem charakterystycznym dla pióra Greń, który nieśmiało wyziera zza lepkiej fabuły? Na pewno całą plejadę intrygujących postaci, które tworzą klimat tego niezwykłego miejsca. Pozornie niczym się nie różnią od przeciętnego Kowalskiego, a jednak wydaje się, że każdy ma swoje sekrety, a co więcej - nie wszystkie wyszły jeszcze na światło dzienne. To hermetyczne środowisko, grupa potomków strzyg i więźniów, jest z jednej strony bardzo interesujące, a z drugiej stanowi ciekawy przykład typowej małej społeczności, w której każdy wie wszystko o każdym. W którym, w razie potrzeby, możesz spodziewać się grupowego wsparcia lub... linczu. Znajdziecie także kobietę po przejściach, która wyrusza w podróż, której celem jest nie tylko odkrycie prawdziwego mordercy i rozwikłanie niejasnego śledztwa, ale także poznanie samej siebie. I w zasadzie trudno jednoznacznie stwierdzić, która z tych podróży będzie dla niej trudniejsza.  
Podsumowując:
 
"Wioska kłamców" to wyborna ucztą literacką dla każdego czytelnika, bez względu na gatunkowe upodobania. Autorka serwuje mu wszystko stopniowo: od niepozornej przystawki, przez danie główne, które składa się minimum z dwóch potraw, aż po deser, w którym nie sposób się nie rozsmakować. Ta książka wciąga tak, że z żalem przewrócicie ostatnią kartkę. Jakie to szczęście, że to dopiero pierwsze spotkanie z Dionizą i mieszkańcami Strzygomia. Polecam!

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Czwarta Strona Kryminału.

https://www.facebook.com/czwartastronakryminalu/

Komentarze

Prześlij komentarz

instagram

Copyright © NIEnaczytana