"Ta sama rzeka" - wywiad z Edytą Świętek

 

Zawsze, kiedy na rynku pojawia się nowa powieść, podstawowym pytaniem, jakie chciałabym zadać autorowi to: skąd wziął się pomysł na tę historię?

Dobre pytanie, czasami sama się nad tym zastanawiam, ponieważ niektóre pomysły pojawiają się dosłownie znikąd. Mam jakąś chwilę relaksu, słucham muzyki, spaceruję, bawię się z Przemysławem Kotem lub Kleo albo gotuję obiad i nagle w mojej głowie pojawia się przebłysk jakiejś sceny. Oczyma wyobraźni widzę parę pierwszoplanowych bohaterów, biorących udział w konkretnym wydarzeniu. A potem wokół nich pojawia się więcej postaci i wątków. Niekiedy koncepcja przychodzi pod wpływem jakiegoś prawdziwego wydarzenia albo zasłyszanej historii. W takich przypadkach dokładam starań, aby przerobić to na własną modłę i nie odwzorowywać wiernie zaistniałych sytuacji. Generalnie pomysłów mam znacznie więcej niż czasu na ich realizację. Do tej pory nie zdarzyło mi się, abym usiadła przed komputerem i zastanawiała się, o czym ma być kolejny tekst. Decyzja dotyczy wyłącznie tego, który z pomysłów realizować w pierwszej kolejności.

Powieść „Ta sama rzeka” jest właściwie zlepkiem kilku luźnych pomysłów, które od dłuższego czasu krążyły w mojej głowie, lecz dopiero połączone ze sobą zamknęły się w całość. W pierwszej koncepcji historia narodzin oraz dzieciństwa Małgorzaty miała być osobną powieścią, a kulisy małżeństwa z Piotrem i znajomości z Dariuszem stanowiły zupełnie inny projekt z inną bohaterką. W moim odczuciu mariaż dwóch niezależnych pomysłów wyszedł im na dobre, przede wszystkim dlatego, że przeszłość, jaką stworzyłam Małgorzacie, w pełni usprawiedliwiała jej późniejsze dorosłe decyzje.

Czytelnikom znana jest Pani przede wszystkim jako autorka świetnych sag rodzinnych. Teraz w ich ręce trafi zamknięta historia. W której z form czuje się Pani swobodniej?

Przyznaję, że istnieje niewielka przewaga na korzyść sag. Lubię historie wielowątkowe, które rozgrywają się w dłuższym okresie. Przywiązuję się do wykreowanych przeze mnie postaci, pozwalam im się zmieniać, przechodzić różne fazy życia: począwszy od dzieciństwa, poprzez dorosłość, a skończywszy na pełnej dojrzałości czy wręcz śmierci. To ciekawe doświadczenie, ponieważ na każdym etapie powstawania historii trzeba myśleć o upływającym czasie, o tym, jak zmienia się temperament, przyzwyczajenia czy wygląd zewnętrzny. Pierwsze zmarszczki, siwe włosy, jakieś dolegliwości, które nie występowały w młodym wieku. Zamknięte historie nie dają tak wielu możliwości, ponieważ trudno jest wcisnąć w karty jednej książki zbyt dużo faktów i wydarzeń. Wierzę jednak, że w przypadku powieści „Ta sama rzeka” metamorfoza bohaterów została należycie zaprezentowana. 

 
Gdyby miała Pani opisać, jaka jest Pani nową powieść w trzech słowach, to byłyby to…?

Trzy słowa? To prawie niewykonalne :) mimo wszystko spróbuję:
Mocna, ponieważ historia Małgorzaty przedstawiona jest bez warstwy lukru, a każda z postaci ma jakieś przywary, które, mam nadzieję, nadają im autentyczności.
Pokrzepiająca, ponieważ mimo wszystkich perypetii, jakie zafundowałam bohaterom, pojawia się też przysłowiowe światełko w tunelu. Wszak Małgorzata żyje nadzieją na lepsze jutro.
Autentyczna, ponieważ właściwie mogła wydarzyć się naprawdę.


W  W książce porusza Pani temat toksycznego związku, a także przemocy domowej, która nie zawsze musi objawiać się w podniesionej pięści. Czy uważa Pani, że cechy, takie jak agresja czy skłonność do nałogów, można odziedziczyć?

Wychodzę z założenia, że osobowość człowieka kształtują dwie sprawy: po pierwsze środowisko, w jakim dorasta i które obserwuje od najmłodszych lat, a po drugie skłonności będące spadkiem genetycznym po przodkach. Nie na darmo mawia się, że „niedaleko pada jabłko od jabłoni”, albo że ktoś „się wyrodził z rodziny”. Wiele wzorców zachowań wynosimy z naszych domów. Dzieci bardzo często, chociaż nie zawsze, powielają scenariusze życia swoich rodziców, popełniają podobne błędy. Często można zaobserwować, że córki alkoholików same poślubiają mężczyzn niestroniących od alkoholu. Myślę, że ucieczka przed taką spuścizną wymaga niebywałej siły woli i pragnienia zmian. A zmiany, jak wiadomo, są trudne.

Jeden z bohaterów, celowo nie zdradzam tutaj płci, ma za sobą trudne dzieciństwo w domu dziecka. Czy przygotowując się do napisania książki, miała Pani okazję poznać podobne historie prawdziwych wychowanków placówek opiekuńczych?

Tak. Miałam styczność z podobnymi historiami. Niektórym wychowankom domów dziecka życie nie szczędziło gorzkich doświadczeń, innym zaoszczędziło traum. Co smutniejsze, podobne historie rozgrywają się nie tylko w placówkach opiekuńczo-wychowawczych. Przemoc wśród nastolatków nie jest zjawiskiem nowym ani odosobnionym. Mamy z nią styczność również w szkołach, na podwórkach, a teraz także w internecie.

W „Ta sama rzeka” pojawia się wątek pandemii. Czy od początku miał się on znaleźć się w książce?

Początkowo w ogóle go nie planowałam, ale gdy w fabule zrobiłam przeskok w czasie, okazało się, że moi bohaterowie wylądowali w 2019 roku, czyli niemalże w przededniu pandemii. Chcąc nie chcąc, musiałam narzucić moim bohaterom lockdown i związane z nim ograniczenia. Miałam przez moment pokusę, by zignorować zarazę, której wszyscy mamy już dość, ale zależało mi na realizmie sytuacji. Być może za kilka lat, gdy (mam nadzieję) życie wróci do normy, niejeden z czytelników przypomni sobie atmosferę obecnych czasów.

Główni bohaterowie stają przed trudnym wyborem pomiędzy miłością a powinnością. A jak to jest w Pani przypadku? Częściej słucha Pani głosu serca czy rozumu?

Wybór pomiędzy głosem serca a głosem rozumu zawsze jest bardzo trudny. Często, podejmując decyzję, trzeba liczyć się z konsekwencjami, które mogą w jej skutek dotknąć innych osób. Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ podobnych wyborów mam już za sobą mnóstwo.

W „Ta sama rzeka” w ciekawy sposób sportretowała Pani relację młodych ludzi, którzy mimo swego wieku podejmują dojrzałe decyzje. To może się wydać niektórym dosyć nietypowe, zważywszy na pokutujący stereotyp, który przedstawia współczesną młodzież, a może raczej powinnam nazwać tę grupę „młodzi dorośli”, jako osoby dosyć nierozważne. Skąd pomysł na wprowadzenie do książki takiego wątku?

Precz ze stereotypami! Jestem matką dorosłego mężczyzny, który planuje właśnie swoją przyszłość. Mimo wciąż młodego wieku ma bardzo dojrzałe podejście do wielu spraw. Nie wszyscy współcześni „młodzi dorośli” są nieodpowiedzialnymi lekkoduchami myślącymi wyłącznie od dobrej zabawie. Nie lubię takich uogólnień i staram się z nimi walczyć. Stąd pomysł na to, by zaprezentować syna Małgorzaty jako dojrzałego, mądrego młodego człowieka. 

Jeśli jesteśmy przy bohaterach, to czy ma Pani wśród nich postać, która jest Pani szczególnie bliska?

Moja ulubiona postać w powieści „Ta sama rzeka” to Dariusz – człowiek odpowiedzialny, godny zaufania i potrafiący przyznać się do popełnianych błędów. Jest konsekwentny w działaniu. Choć jest bohaterem raczej pozytywnym, dołożyłam starań, by nie był całkowicie jednoznaczny. Jego przekonania oraz poglądy na życie zderzają się w pewnym momencie z podszeptami głosu serca, co pociąga za sobą wydarzenie, do którego nie powinno było dojść.

Pani ulubiony wątek w nowej książce to…?

Przemoc psychiczna. Wiele osób wychodzi z założenia, że przemoc jest związana przede wszystkim z zaciśniętymi pięściami i rękoczynami, po których zostają widoczne siniaki. W moim odczuciu rany, które powstają na duszy, są równie bolesne, a słowem można niekiedy skrzywdzić o wiele bardziej niż gestem. Wypowiedzi, które pozornie nic nie znaczą, jakieś podteksty, drobne uszczypliwości mogą pociągnąć za sobą całą lawinę. Przemoc psychiczna eskaluje tak samo jak fizyczna. Kat coraz dotkliwiej dręczy swoją ofiarę, inwigiluje ją, uzależnia od swojej woli.

Dla jakiego czytelnika, Pani zdaniem, przeznaczona jest „Ta sama rzeka”?

„Ta sama rzeka” jest powieścią kierowaną przede wszystkim do kobiet. Trudno byłoby tu wskazać konkretną grupę wiekową, ponieważ moja bohaterka pokazana jest zarówno jako młodziutka mężatka, która dopiero wkracza w życie u boku męża tyrana, jak i jako dojrzała kobieta próbująca walczyć o swoje szczęście. Uważam więc, że po lekturę mogą sięgnąć panie w każdym wieku. 


I na zakończenie chciałam zapytać Panią, nawiązując niejako do tytułu, czy uważa Pani, że można wejść dwa razy do tej samej rzeki?

Zdecydowanie nie można. Najbardziej pewną rzeczą na świecie są nieustanne zmiany. Zmieniamy się my, zmienia się nasze otoczenie.

Serdecznie dziękuję!

We współpracy z Wydawnictwem PASCAL.

https://www.facebook.com/WydawnictwoPascal/



 

 

 

 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana