"Bez miłości" - Zofia Mąkosa - patronat medialny

[...] Dotarło do mnie, że między nami nie ma prawdziwego przywiązania, a ja, gdybym nawet miała trwać w niespełnionym uczuciu do końca życia, wolę to, niż drugi raz być z kimkolwiek bez miłości.
Weronika i Joanna ponoszą konsekwencje swoich nieprzemyślanych decyzji.
Próbują wieść życie, w którym jest miejsce na uczucia rodzinne i przyjaźń, lecz brakuje namiętności. Weronika, ukrywając ciążę, bierze ślub z Fredem, mężczyzną dotkniętym zespołem stresu bojowego. Joanna nadal pracuje w poznańskim archiwum, jednocześnie uzupełniając wykształcenie. Podczas jednego z pobytów w Trzcielu poznaje przystojnego Niemca, który wydaje się dobrym remedium na nieszczęśliwą miłość. W tle ich zmagań z niełatwą codziennością i nie zawsze życzliwymi ludźmi dzieje się wielka historia. Polacy borykają się z trudami budowy niepodległego państwa, a Niemcy usiłują się podnieść po upokorzeniu, jakie – ich zdaniem – zgotował im traktat wersalski. Weronika i Joanna są bezpośrednimi świadkami wydarzeń ukazujących rosnące napięcie między obu narodami i zwiastujących nową wojnę.

Życie bez miłości jest niczym paleta pozbawiona barw. To egzystencja w ciszy emocji, które miast buzować, zdają się uśpione, trwają w oczekiwaniu na coś, co być może nigdy nie nadejdzie… Bez miłości dzień podobny do dnia, noce puste i nasączone tęsknotą. To trwanie w marazmie, który odziera nas z uczuć, to trwanie pomiędzy oczekiwaniem a pragnieniem czegoś, co stale umyka, dając nadzieję i odzierając zeń zarazem…
Na książki Zofii Mąkosy czekam zawsze. Wypatruję z utęsknieniem momentu, kiedy dane mi będzie znów zanurzyć się w świecie przez nią przedstawionym. A ten tworzy autorka jak nikt inny. Oddaje z pieczołowitością realia ówczesnych czasów. Czasów, w których osadza swoje niebanalne opowieści, które snuje z dbałością o najmniejszy szczegół, sprawiając, że prawdziwie przenosimy się do lat minionych. Zupełnie, jakbyśmy byli świadkami spektaklu latarnika, który odgrywa przed nami taniec świateł. Spektaklu, który zachwyca, który pokazuje świat tak odległy i bliski zarazem. Bowiem autorka nakreśliła tło, które nie jest dlań wyłącznie dekoracją, ale determinantem decyzji i codzienności bohaterów.
Wciąż znajdujemy się pomiędzy. Między jedną wojną a drugą, bowiem Zofia Mąkosa odtwarza realia okresu międzywojnia tak obrazowo, jakby tchnęła weń życie. Tutaj wszystko jest nieoczywiste: relacje polsko-niemieckie, społeczne niepokoje, to, co przyniesie kolejny dzień. Wracamy do Trzciela, gdzie owe nastroje są mocno wyczuwalne. Gdzie kwitnie przemyt, gdzie słychać podszepty politycznych zmian, gdzie życie trwa na granicy i w oczekiwaniu na to, jak decyzje podejmowane przez ludzi u władzy, odbiją się na zwyczajnej codzienności tych, którzy cenią sobie spokojne życie.
Nowa powieść Zofii Mąkosy to arena dla kobiecych emocji. Obserwujemy metamorfozę Joanny i Weroniki, które pozbawione miłości, próbują przekuć codzienność w coś, co może przynieść im osobistą korzyść. Obie stają się dużo silniejsze, stawiają czoła przeszkodom, wyzwaniom, by kreować lepszą przyszłość. A miłość? Cóż. Wciąż zawieszone są między pragnieniem a obowiązkiem, między uczuciem a grzechem, między wywołującym szybsze bicie serca wspomnieniem, zamkniętym w pralince ukrytej na dnie szafy, a miejscem dla teraźniejszych uczuć, które zdają się kiełkować mimo niesprzyjających okoliczności. Jest i Nelka, cicha bohaterka, która zdobywa naszą uwagę mimo znikomej, jak się wydaje roli. I ona też jest pomiędzy – między dzieciństwem, które kojarzy się z pięknem karuzeli, a mnogością obowiązków, które przypadły jej w udziale. Niewątpliwie ta postać wzbudza czułość swoją dojrzałą postawą ukrytą w niepozornym ciele.
To, co zaskakuje i dodaje fabule rozpędu, jest wplecenie weń wątku sensacyjnego. Nie ukrywam, że ów wątek bardzo mnie zaskoczył (pozytywnie) i z ciekawością śledziłam poczynania naszej „Maty Hari”, agentki, która wraz z upływam czasu, nie tyle rozwijała się w swym fachu, ile jednocześnie wzrastała w poczuciu własnej wartości, jako kobieta.

Podsumowując:
W czasach, gdzie rządzi literacki blichtr, gdzie im więcej, tym lepiej, w przekonaniu wielu, byleby wywołać silne emocje, czasami brakuje takich powieści, które dostarczają ich w ciszy... Taką książką jest niewątpliwie „Bez miłości” Zofii Mąkosy. Autorka prowadzi czytelnika przez świat, który wydaje się odległy i znajomy zarazem. I robi to w taki sposób, że niemożliwym jest, by się nie zachwycić! By nie zatrzymać się na chwilę, nie zamyślić nad ukrytymi między wierszami uniwersalnymi prawdami. By nie poczuć emocji kobiet, które żyjąc pomiędzy, wciąż szukały swego miejsca. Złaknione miłości, próbowały odnaleźć niejako jej substytut, wykorzystać jak najlepiej to, co ofiarował im los, co okazało się dosyć nieoczekiwanym kierunkiem, który stał się jednocześnie drogą ku samoakceptacji. „Bez miłości” to opowieść, która traktuje o zwyczajnej, niełatwej codzienności w cieniu historycznych wydarzeń. Powieść, która porusza ważne tematy dotyczące wolności decydowania o sobie, wybaczenia, samotności, choroby psychicznej i codzienności u boku osoby nią dotkniętej, walki o siebie, nawet jeśli przyjdzie żyć w „uczuciowej ciszy”… To wreszcie historia, która uświadamia, że nie każdemu jest dane zasmakować miłości, jednak to właśnie ona – a czasem jej brak – potrafi ukształtować nasze życie.
Komentarze
Prześlij komentarz