"Moja lista gości" - Rebecca Serle

 

Tak już jest w życiu — przełomowe momenty nadchodzą nie wiadomo kiedy".

Zwyczajna kolacja i niezwyczajni goście - jak się zakończy to wyjątkowe spotkanie?

Gdybyś mogła zjeść kolację w towarzystwie pięciu dowolnych osób, kogo byś zaprosiła i dlaczego?
Swoje trzydzieste urodziny Sabrina planowała świętować standardowo i bez fajerwerków. Każdego roku razem ze swoją przyjaciółką Jessicą spotykały się na urodzinowej kolacji, na której wspominały studenckie życie, plotkowały i wypijały morze wina. Tak miało być i tym razem…
Kiedy Sabb nieco spóźniona dociera na spotkanie, okazuje się, że przy stole czekają już nieżyjący już od lat ojciec, Audrey Hepburn, wykładowca z czasów studenckich oraz były narzeczony.
Jak to możliwe? Jakim cudem znaleźli się oni przy jednym stole? I kto poradzi sobie z tą niezręczną ciszą?
Moja lista gości to słodko-gorzka opowieść o dorastaniu, trudnych pożegnaniach i o tym, że musimy zrozumieć swoją przeszłość, by otworzyć się na przyszłość.
Kiedy w moje ręce trafiła zapowiedź „Mojej listy gości”, myślałam, że to będzie lekka historia zbudowana na dosyć oryginalnym pomyśle. Sabrina ma urodziny i z tej okazji planuje, jak co roku, kolację. Ot, zwyczajne świętowanie kolejnej, mijającej wiosny w towarzystwie przyjaciółki. A jednak nie jest jak zawsze. Spóźniona na nią odkrywa, że wśród gości znaleźli się również nieżyjący już od lat ojciec, Audrey Hepburn, wykładowca z czasów studenckich oraz były narzeczony. Jak bardzo się myliłam i jakie było moje zdziwienie, kiedy po odwróceniu ostatniej strony po moich policzkach pociekły łzy… Lektura tej książki dostarczyła mi emocji, których się nie spodziewałam. Choć przyznaję, że na początku nie do końca rozumiałam, do czego zmierza autorka, przeplatając sceny z kolacji z tymi z przeszłości Sabriny. Z upływem czasu dotarło do mnie, że ta retrospekcja jest czymś w rodzaju zdrapki. Początkowo "drapałam" niedbale, były momenty, że główna bohaterka mnie irytowała i wydawała mi się taka nieżyciowa, co dla mnie osoby twardo stąpającej po ziemi, było trudne do przetrawienia. Tak było do czasu. Do momentu, w którym z ust jednego z gości padły TE słowa. Od tej chwili drapałam coraz szybciej, moje zniecierpliwienie rosło i bardzo chciałam dowiedzieć się, czy ta zdrapka to prawdziwy los na loterii, a może… a może główna wygrana wcale nie jest tym, do czego myślę, że zmierza ta opowieść…? 
Choć powieść Serle jest utrzymana w nieco magicznej konwencji, nie sposób nie przyznać, że wybrzmiewa z niej prawda. Tematy, jakie poruszyła w „Mojej liście gości” są niezwykle uniwersalne i mogą stać się udziałem każdego z nas. Próba pogodzenia się z przeszłością, pielęgnowana przez lata uraza, życie w kłamstwie, a raczej spędzanie go na ciągłej próbie niedopuszczenia do siebie bolesnej prawdy – to wszystko jest jak najbardziej namacalne, nawet jeśli pojawia się jedynie na kartach książki. Czy finał tej historii będzie można uznać za happy end? Czy autorka wykorzystała magię, która posłużyła jej przy organizacji nietypowej kolacji również w jej momencie kulminacyjnym? Tego nie zdradzę, musicie przekonać się sami.

Podsumowując:

Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy… Ważne, aby jak najszybciej dostrzec ten upływający czas i zdążyć nacieszyć się tym wszystkim, co w danym momencie mamy na wyciągnięcie ręki. Fakt, że obok nas są ukochane osoby, przyjaciele, na których zawsze możemy liczyć. Nie czekaj! Już dziś powiedz komuś, komu być może dawno temu nie mówiłeś, że jest dla ciebie ważny. Nie zostawiaj niezamkniętych spraw, ciągnących się latami urazów, niezaleczonych ran… Bo może nadejść dzień, w którym będzie za późno, a twoje „przepraszam”, „kocham cię”, „jesteś dla mnie ważny” będą jedynie słowami, które wybrzmiewają w ciszy i pustce, która zostanie po tych, którzy kiedyś odejdą na zawsze. Polecam! 

Książkę można zamówić tutaj: KLIK  

We współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona.

https://www.facebook.com/czwartastrona/

 

 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana