"Listy pełne marzeń" - Magdalena Witkiewicz

(...) nigdy nie jest za późno, by zacząć wszystko od nowa. Nigdy nie jest za późno, by zacząć cokolwiek. Nigdy nie jesteśmy za starzy na pewne działania. Jasne, każdy chciałby być młody przez całe życie. Ale, oczywiście, tak się nie da. Zatem cieszmy się każdym dniem i idźmy w stronę naszych marzeń".

"Uwierz w Mikołaja" stała się moją ulubioną historią świąteczną zeszłego roku. Czy tegoroczna powieść Magdy Witkiewicz również mnie zachwyciła?

Maryla Jędrzejewska ma już siedemdziesiąt lat, ale dopiero teraz czerpie z życia pełnymi garściami. Można by się zastanowić, jak można czerpać z życia, gdy się siedzi tylko w domu, a wychodzi jedynie po jedzenie dla kota i dla siebie. I to dokładnie w tej kolejności.
Ale Maryla ma wreszcie w życiu cel. Wieczorami siada przy swoim sekretarzyku, za każdym razem wahając się, czy otworzyć kolejny list. Wie, że przepadłby, gdyby go wrzuciła do wysyłanych listów na poczcie. Może nawet dotarłby do Mikołaja, który gdzieś tam, w Laponii, zarabia na byciu świętym. Ale jedno jest pewne...

To ona mogła spełniać marzenia. Ten fałszywy biznesmen z Laponii z pewnością by tego nie zrobił...

Dziś już tak niewiele osób pisze tradycyjne listy. To, co kiedyś stanowiło jedyną formę komunikacji z drugim człowiekiem, odchodzi niejako do lamusa, zastąpione przez listy elektroniczne. I choć żal mi, że tak właśnie się dzieje, to sama jednak idę z duchem czasu i jedyne co piszę ręcznie i wysyłam, to kartki świąteczne. A jak się ma sytuacja z listami do świętego Mikołaja? Trudno mi powiedzieć, ale ja sama pisałam takie, jako dziecko. I mojego młodszego synka zachęcam do stworzenia własnego listu do sympatycznego staruszka. Piszemy razem i wysyłamy do Laponii. To znaczy tak jakby, bo mama przechwytuje list, aby poznać pragnienia dziecka. Jeśli jednak wiedziałabym, że istnieje taka pani Marylka, która jest najlepszym pomocnikiem Mikołaja, to sama napisałabym coś od siebie. 

Magdalena Witkiewicz stworzyła kolejną świąteczną powieść, która rozczula i wzrusza. Czytając listy dzieci, które stanowią specjalne rozdziały w tej książce, stale myślałam sobie, że na co dzień wielu z nas nie zastanawia się nad tym, że wciąż są dzieci, dla których ciepłe buty są niespełnionym marzeniem. I to ta świadomość wywoływała łzy w oczach, bo sama szukam dla swoich pociech zabawek, książek i cieszę się, że ich dziecięce marzenia są tak beztroskie...

Ciekawym zabiegiem, jaki zastosowała autorka, było pokazanie losów autorów niektórych listów. Czytelnik ma możliwość przekonać się, jak potoczyło się ich życie po spełnieniu ich dziecięcego marzenia. Dla wielu z nich stało się ono początkiem zmian, które zaowocowały sukcesami zawodowymi, ale także możliwością wychowania się w normalnej rodzinie, która przed trafieniem na "panią Mikołajową" nie rokowała zbyt dobrze. Te historie pokazują, że czasem tak niewiele może zmienić czyjąś przyszłość na lepsze. Zwyczajny gest, otwarcie się na drugiego człowieka wystarczą, aby nadzieja, której wątły płomień dotąd się tylko tlił, rozbłysła prawdziwym blaskiem.

Podsumowując:

W nowej powieści Magdalena Witkiewicz wprowadza nas w klimat świąt. Nie tyle skupiając się na choince, prezentach, ile na codziennej magii, która tworzy zwyczajne cuda i spełnia dziecięce marzenia. To opowieść o bezinteresowności, która w dzisiejszych czasach wydaje się towarem deficytowym. O ludziach, którzy dzielili się dobrem. A skoro dobro raz podzielone, potrafi się pomnożyć, to znajdziecie go w tej powieści cały worek. Ciepła, momentami zabawna i wzruszająca powieść o małych i wielkich pragnieniach. Bo czasem wystarczy tak niewiele, aby uszczęśliwić drugą osobę. 

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Filia.  

https://www.facebook.com/WydawnictwoFILIA/

 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana