"Małe zbrodnie" - Magdalena Majcher [PRZEDPREMIEROWO]

[...] po raz kolejny przekonał się, że nawet największe potwory nie mają wypisanego tego genu zła na twarzy.

Kolejna książka inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, jaka wyszła spod pióra Magdaleny Majcher. Czy była równie dobra?

W małej miejscowości na Mazowszu policja znajduje szczątki noworodka. Wkrótce okazuje się, że poukrywanych dziecięcych szkieletów jest więcej, a Lidia Gładoch, domniemana matka dzieci, zapadła się pod ziemię. Śledztwo prowadzi doświadczony prokurator z Węgrowa Sławomir Rybus. Sprawą błyskawicznie interesują się dziennikarze. O makabrycznym znalezisku we Wrotnowie mówi już cała Polska, ale lokalna społeczność, a także rodzina Lidii, nabiera wody w usta. Czy prokuratorowi uda się przełamać zmowę milczenia?
A może prawda nie jest wcale taka oczywista…
"Małe zbrodnie" to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami powieść, która jest jak życie – nigdy nie czarno-białe.

Nikt nie widział, nikt nie słyszał, ale każdy wie…
Matka.
Dzieciobójczyni.
Potwór.
Kiedy czytałam „Mocną więź” w grudniu 2020, miałam przeczucie, że oto mam przed sobą jedną z najlepszych premier roku 2021. Nie pomyliłam się i znalazła się ona w moim TOP 3. Analogiczne odczucia towarzyszyły mi przy lekturze książki „Małe zbrodnie”, która w moim odczuciu jest jeszcze lepsza. Choć przy tego rodzaju tematyce, jaką porusza Magdalena Majcher, użycie takiego określenia wydaje się niewłaściwe. A jednak. Książka, która wbija w fotel nie tyle przez wzgląd na samą fabułę i sprawę, o której pisze autorka, nie tyle przez świadomość, że jest ona oparta na faktach, ile przez to, jak bardzo zmienia one nasze postrzeganie spraw, które wydają się z góry skazane na jednoznaczną ocenę. Tak łatwo jest ferować wyroki, odbierać rzeczywistość w układzie zero-jedynkowym. Ktoś może poczuć się urażony i odwrócić wzrok. Krzyknąć: powinna zapłacić za swoje zbrodnie! Oczywiście, powinna. A jednak… W trakcie czytania łapiemy się na tym, że jest nam jej po prostu… żal. Ganimy się, to niewłaściwe – myślimy. Jakże to! Przecież matka zabijała swoje dzieci z zimną krwią! Autorka nie narzuca nam takiej perspektywy, ona nasuwa się sama... Pokazuje ciemną stronę tej sprawy bez szukania wymówek, bez wybielania. Ale pokazuje też dramat kobiety. Tej, która nigdy nie zaznała wsparcia i miłości. Tej, która czuła się gorsza, niegodna, bezwartościowa. Tej, która czuła się samotna i odrzucona. Tej, która została upodlona i uprzedmiotowiona. Tej, która niemal została zaprogramowana, aby działać w określony sposób. Czy to ją usprawiedliwia? Nie, oczywiście, że nie. Jest wina, jest kara. Mimo wszystko autorka próbuje nam uświadomić, że nic nie jest oczywiste, dopóki tego nie zgłębimy. Że genu zła nie można zobaczyć na twarzy, bo on siedzi głęboko w nas. A co jeśli został nam w pewien sposób wszczepiony…? Lektura „Małych zbrodni” nie jest łatwa. Nie jest łatwa dla matki, nie jest łatwa dla nikogo. Ale wraz z nią otrzymujemy przysłowiowy kubeł zimnej wody, który każe zatrzymać się i oddać sprawiedliwość tym, którzy zostali osądzeni, zanim zapadł wyrok. Wkładamy niewygodne buty dzieciobójczyni i wraz z nią przemierzamy trudną drogę. Czujemy jej ból, samotność, rozdzierające poczucie bezsilności. Widzimy, jak z dnia na dzień obojętnieje… Nie czuje się bez winy, chce przyjąć na siebie grzech morderstwa. Zresztą… Choć czeka na nią wyrok sądu, ona już ma poczucie, że została ukarana, gdyż zabrano jej to, co kochała najbardziej. Jej dzieci. Została sama. Najgorszym wyrokiem jest bowiem brak wybaczenia ze strony najbliższych...

Podsumowując:

Jesteśmy społeczeństwem krzykaczy. Czy sprawa nas dotyczy, czy nie, a zazwyczaj ma miejsce ta druga sytuacja, chętnie się wypowiadamy, grzmimy w komentarzach w mediach społecznościowych. Przenosimy plotki, szeptając po kątach i lubimy pokazywać palcem. A przecież nikt nic nie widział, nikt nie słyszał, a nagle każdy wie i ma do powiedzenia tak wiele… Nieważne czy są dowody, czy też jedynie domysły, jesteśmy mistrzami pastwienia się nad tymi, na których rzucono podejrzenia. Bo kto pokusiłby się o poznanie motywów dzieciobójczyni? Po co? Zabiła, niech odpokutuje. Być może wielu uzna, że Majcher w swojej książce wsadziła kij w mrowisko. Wierzę jednak, że znajdą się i tacy, którzy poddadzą się opisanej przez nią historii i dwa razy się zastanowią, zanim następnym razem rzucą kamień potępienia… Bo nie powinno się oceniać, jeśli nie przeszło się choćby mili w butach osoby, którą poddaliśmy ocenie. „Małe zbrodnie” to nie tylko książka oparta na prawdziwych wydarzeniach. To przede wszystkim opowieść o dramatycznym wołaniu o pomoc, którego nikt nie usłyszał lub może wcale usłyszeć nie chciał…? A gdyby stało się inaczej, czy udałoby się uniknąć tragedii? Na to pytanie nigdy nie poznamy odpowiedzi. Dlatego nie odwracajcie oczu. Koniecznie musicie poznać tę historię! Polecam.

Książkę można zamówić tutaj: KLIK

Wpis powstał we współpracy z Wydawnictwem W.A.B.
 

https://www.facebook.com/wydawnictwo.wab/


Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana