"Zawsze staram się napisać o czymś, o czym nie pisano już dziesiątki lat lub poruszyć ważną kwestię z nowej perspektywy tworząc coś unikalnego" - wywiad z Sylwią Winnik
„Kurierka z Tatr” to Twoja pierwsza powieść. Co stało się przyczynkiem do tego, by sięgnąć właśnie po ten, nowy dla Ciebie, gatunek?
Odpowiedź na to pytanie ma swój początek w pisaniu reportaży. Zawsze chciałam tworzyć o sprawach ważnych i to było moją misją. Pisałam więc reportaże, ale beletrystyka oparta na faktach daje mi możliwość poruszenia emocji jeszcze bardziej, odzwierciedlenia i rekonstrukcji zachowań i uczuć. Podejmuję się tego wyzwania, pisząc powieść, ale by miało to naprawdę sens, rozmawiam o swoich bohaterach np. z psychologiem. W ten sposób mogę odtworzyć portrety nieżyjących już bohaterów mojej historii, realnie i prawdziwie. Przykładam do tego ogromną wagę. Chcę napisać o postaci, na której się skupiam, najwięcej prawdy ile się da. Pisząc opowieść opartą na faktach, nie pozostawiam miejsca przypadkowi czy fikcji. W „Kurierce z Tatr” fikcja zatem to około 1% tekstu, a i nawet tu upieram się, że nie jest to do końca fikcja.
Czy kiedy po reportażach (i bajkach dla dzieci) postanowiłaś napisać powieść, miałaś jakieś obawy?
Oczywiście. Nie wiedziałam na początku czy sobie poradzę z tym gatunkiem. Czy uda mi się napisać dobrą książkę, która usatysfakcjonuje czytelnika, ale i mnie — wiele od siebie wymagam? Stres ten trzymał mnie do momentu pierwszej zewnętrznej recenzji — nie od bliskich czy redakcji, a od prawdziwego zewnętrznego czytelnika. Wtedy dopiero odetchnęłam, z myślą, że książka może się jednak spodobać Czytelnikom. A to było dla mnie najważniejsze.
Skoro to Twój „pierwszy raz” z powieścią, to czy podczas pracy nad książką natrafiłaś na jakieś trudności, być może inne niż w czasie pisania reportaży? Coś Cię zaskoczyło?
Nad zdobywaniem materiałów i ich opracowaniem pracowałam jak przy reportażu, bo chciałam, aby mimo zmiany gatunku była to rzetelna lektura, która będzie biograficzna, choć beletryzowana. To było dla mnie proste, bo bardzo lubię siedzieć w archiwach, muzeach i grzebać w starych wspomnieniach. Trudność sprawiło mi na początku opanowanie języka, lżejszego niż w przypadku reportażu (choć i w reportażach staram się pisać lekko). Im dłużej pisałam, tym łatwiej mi to jednak przychodziło. Polubiłam pisanie w tym gatunku. Daje to pewien rodzaj wolności, większej możliwości językowej i emocjonalnej, co zaś jest ważne przy przekazaniu takiej historii z wojną w tle.
Dlaczego akurat Helena Marusarzówna stała się obiektem Twojego literackiego zainteresowania?
Zawsze staram się napisać o czymś, o czym nie pisano już dziesiątki lat lub poruszyć ważną kwestię z nowej perspektywy tworząc coś unikalnego. Szukając tematu na nową książkę, pomyślałam o Zakopanem. Niewiele książek do tej pory poruszało ten obszar. Później pojechałam do Zakopanego na spotkanie z historykiem Wojtkiem Szatkowskim. Zobaczyłam zdjęcie Helci, jej oczy mnie zahipnotyzowały. Tak poznałam historię kurierów tatrzańskich, tak poznałam Helcię. Postanowiłam o niej napisać, bo o tej niezwykłej kobiecie jeszcze nikt nie napisał, a jej życiorys zdecydowanie na to zasługiwał. W ogóle historia kurierów tatrzańskich, moim zdaniem, została niesłusznie zapomniana… jakoś dziwnie pomijana, a tam działy się tak piękne i ważne rzeczy. Na pewno niebawem jeszcze o tym napisze kolejną książkę. :)
Bohaterka Twojej książki kocha Tatry. I czytając, czytelnik ma okazję tę miłość niemal poczuć. Jak Ci się udało to tak namacalnie oddać? Czy góry to również Twoja miłość?
Nie sposób nie spytać Cię, pozostając w kontekście Twojej nowej książki, czy sama jeździsz na nartach?
Napisałaś o „Kurierce z Tatr”, że jest to opowieść skierowana do kobiet i do mężczyzn historia o tym, że warto walczyć za to, co jest dla nas ważne. I mam wrażenie, śledząc Twoją książkową karierę, że Ty sama „wyprzedziłaś” niejako swoją bohaterkę. Masz poczucie, że w tym konkretnym względzie, walki o to, co jest dla nas ważne, macie wiele wspólnego z Helcią?
Na swoim profilu napisałaś, że kiedy pisałaś tę książkę, odkrywałaś Helenkę. Dowiadywałaś się, że kochała góry i wolność, zwierzęta, że lubiła patrzeć na Giewont ze swojego domu, że była bardzo wierząca. Myślisz, po tym, jak udało Ci się ją nieco poznać, że mogłybyście się zaprzyjaźnić?
Bardzo chciałbym, aby odpowiedź brzmiała: tak. I myślę, że zaprzyjaźniłybyśmy się, bo wiele nas łączyło: miłość do natury, do wolności, wiara, ten romantyzm, empatia. Niestety nie wiem co na to sama Helcia, gdyby mogła tu z nami być, moja kochana Helenka, co by powiedziała? Miałam jednak zaszczyt poznać kilka osób z jej rodziny, z każdym nawiązałam wspaniałą relację, a z Magdaleną Sasanką - Gądek, dla której Helcia to najbliższa ciocia, znalazłyśmy naprawdę niezwykłe wspólny język. Mogłybyśmy rozmawiać godzinami. Wierzę zatem, że z Helcią byłoby tak samo. Ja ją pokochałam.
Chciałam ją pokazać jako kobietę, której wojna zabrała wszystko. Najpierw młoda rezolutna dziewczynka, chociaż jako dziecko również i rozrabiaka. Lubiła wspinać się na drzewa, chodzić w góry, znikały na całe dnie. Była przy tym pracowita, bardzo rodzinna i uczynna. Wspaniała zawodniczka, empatyczna przyjaciółka ludzi i zwierząt. Góralka zdeterminowana i dobra, stojąc na szycie, musiała myśleć o wolności i o tym, jak piękny jest świat. Ona jednak nie chciała czerwonych dywanów, które na nią czekały za sprawą jej sukcesów, dla niej świat zamykał się w Zakopanem i górach i to z jej wyboru. W końcu przyszła wojna i bez zastanowienia wiedziała, co trzeba robić: walczyć o Polskę — tak stała się kurierką tatrzańską. To było brawurowe, niebezpieczne, ale i potrzebne dla konspiracji naszego kraju. W książce poznamy wszystkie jej odsłony… ale najbardziej po prostu jej kobiecość odebraną przez wojnę. Herstory to już mój cel od wielu lat. Oddaję bowiem głos kobietom, który został im zabrany na dziesiątki lat. Ten głos musi wybrzmieć, a my powinniśmy go wysłuchać. To mądry, uniwersalny, dobitny i czuły zarazem głos kobiet i ich rodzin.
Dużo mówimy o Helenie, ale „Kurierka z Tatr” to nie tylko opowieść o niej, ale także o wyjątkowej rodzinie Marusarzy, prawda?
Cała rodzina Marusarzy: rodzice Helena i Jan, jak i dzieci Jan, Stanisław, Marysia, Helenka, Bronia i Zosia, była ze sobą zżyta. Dzieci wychowywane na tzw. surowych kamieniach stały się współodpowiedzialne za ognisko domowe i to było piękne. Wspierano się w chałupie Marusarzy wzajemnie, pocieszano, przeżywano piękne chwile. A gdy przyszła wojna, wszyscy z rodzeństwa Helci, działali potajemnie w konspiracji na rzecz walki o wolność Polski.
„Każdego dnia modlę się, by ta książka trafiła do wielu kobiet, byśmy mogły na nowo odkryć, jak ważne jest bycie kobietą, prawdziwe poczucie kobiecości i szacunku do samego siebie, ale też miłości i poszanowania innych” – tak o „Kurierce z Tatr” napisałaś na swoim profilu. Czy zatem Twoja powieść jest skierowana wyłącznie do kobiet?
Czy w Twoim odczuciu Helena Marusarz mogłaby być idolką współczesnych kobiet?
Kończy się 2023 rok, przed nami Nowy Rok, niejako nowe rozdanie. Czy możesz nam uchylić rąbka tajemnicy, jakie są Twoje najbliższe plany wydawnicze?
W przyszłym roku wiele będzie się u mnie literacko dziać. Dwie powieści, dwie książki dla młodszego czytelnika i coś jeszcze… ale to na razie tajemnica. :)
Książkę można zamówić tutaj: KLIK
[materiał powstał we współpracy z autorką] * fot. Sylwii Winnik - profil autorski na FB
Komentarze
Prześlij komentarz