CÓRKA WIATRÓW - Magdalena Kordel

Wiatr, burza, zawierucha,
Nikt płaczu niemowlęcia nie słucha.
Ciemność wszystko spowiła,
Słychać już wilków wycie.
I nie wiesz czy czujesz strach,
Czy tkwić będziesz w niemym  zachwycie ... ? 


Ten krótki wiersz, mam nadzieję, wprowadza w wykreowany przez Magdalenę Kordel świat XIX wiecznej Polski i Wilczego Dworu. Dla wszystkich miłośników literatury tej autorki jest to nowość, nie lada rarytas, zważywszy na dotychczasową, raczej współczesną literaturę, do jakiej przyzwyczaiła nas Magdalena Kordel. Niemniej jednak czekałam na "Córkę Wiatrów" z bijącym sercem. Po pierwsze dlatego, że lubuję się w powieściach z historią w tle, a po drugie lubuję się w twórczości Pani Magdaleny😉

Zanim jednak o moich wrażeniach, poniżej krótka notatka wydawnicza:
Życie Konstancji już raz legło w gruzach. Dzięki własnej sile i determinacji stanęła na nogach. Jest panią dużego majątku, ale trzyma się na uboczu, wiedzie spokojne, choć samotne życie. Jej powiernicą jest stara ochmistrzyni Pelasia.
Kiedy po wielu latach do jej dworu przyjeżdża Jan, Konstancja jest przekonana, że stoi za tym coś więcej niż chęć spotkania się z dawną miłością. Z niezwykłą siłą wracają wspomnienia i uśpione uczucia: rozpacz po śmierci męża, powstanie listopadowe, rozstanie z najlepszą przyjaciółką. Wizyta Jana sprawia, że Konstancja zaczyna inaczej patrzeć na otaczający ją świat i ludzi, dostrzega sprawy, które dotąd umykały jej uwadze. A to dopiero początek zmian. Co musi się stać, by jej życie wróciło do dawnego rytmu?

Jeśli mogę do czegoś porównać powieść "Córka wiatrów" to na myśl przychodzą mi skojarzenia kulinarne. Dla mnie bowiem I tom sagi "Wilczy Dwór" to swoisty "aperitif". To jakbyśmy weszli do restauracji i dostali do rąk menu. Najpierw przyglądamy mu się dokładnie, zapoznajemy się ze specyfiką i kuchnią lokalu, aby następnie wybrać naszą przystawkę. I tu jest podobnie. Wchodząc do Wilczego Dworu, wchodzimy do świata Konstancji. Poznajemy rytm dnia jego mieszkańców, najnowsze plotki, ale i ludzkie dramaty. Poddajemy się urokowi starego domu, determinacji i sile jego właścicielki. Uśmiechamy się z przymrużeniem oka do rad starej ochmistrzyni Pelasi, która jest jak dla mnie, sercem tego domu. Zaczynamy czuć klimat tamtej epoki i mamy dwa wyjścia: opuścić to miejsce, albo zakochać się w nim i czekać na więcej. I ja stanowczo zaliczam się do tej drugiej grupy, stanowczo chcę więcej. Chce znów poczuć się jak mieszkaniec Dworu, jak członek tej wielkiej rodziny, wszystko po to, aby móc przypatrywać się jak ta dumna i silna kobieta zmaga się z demonami przeszłości, ale też tym co szykuje jej przyszłość. 

Pierwszy tom nowej powieści Magdaleny Kordel nie ma może tak wartkiej fabuły i bardzo różni się od tych pozycji autorki, do których jesteśmy przyzwyczajeni, niemniej jednak jest równie "smaczny" jak poprzednie książki. Podsumowując: jeśli "Córka wiatrów" jest jak przystawka, to ja poproszę o danie główne, a potem będę czekać na deser, bo rozsmakowałam się w tym "XIX-wiecznym menu".😉🍴


Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana