Dlaczego Polacy (NIE)czytają ?
W kwietniu br. ukazał się najnowszy raport Biblioteki Narodowej. Powiem szczerze, że kiedy przeczytałam wyniki czytelnictwa, a raczej nie-czytelnictwa w roku ubiegłym – zamarłam. Niby wynik, jak podaje Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, podobny do lat ubiegłych, ale wynik mówiący, że „63% badanych nie przeczytało w ciągu ostatniego roku ani jednej książki, a 16% nie przypomina sobie, żeby czytało książkę, gazetę, czasopismo, wiadomości w sieci czy nawet tekst o objętości przynajmniej trzech stron”, jest jak dla mnie zatrważający.
Źródło: Raport
Biblioteki Narodowej
Mówię tak nie dlatego, że ja jestem nie wiadomo jak czytająca, że krytykuję tych co nie czytają, tylko po prostu nie rozumiem, nie potrafię i chyba nie chcę pojąć – JAK MOŻNA NIE CZYTAĆ? Ja sama mam mnóstwo książek i przyznaję się, że wydaję na nie sporo 😝 Staram się w każdej wolnej chwili czytać, bo po prostu czuję taką potrzebę, bo czytanie daje mi … przyjemność. I chyba o tę właśnie potrzebę chodzi. Oczywiste jest przecież, że jeśli nie czujemy potrzeby, nie mamy motywacji, aby ją zaspokoić. Na pewno pojawiłoby się kilka głosów, że nie ma czasu, że każdy zapracowany, że książki drogie itp. Ok. Ja się zgadzam, ale dla mnie to żadna argumentacja. Bo przecież nie trzeba od razu czytać 500 stronicowego tomiska, książka jest dobrym sposobem oderwania się właśnie od takiego pośpiechu, a jeśli ktoś nie ma funduszy aby kupić własny egzemplarz, są przecież biblioteki.
Pytanie jakie nasuwa mi się samoistnie: i co dalej? Do czego prowadzi to nasze nie-czytanie? Znalazłam w Newsweek Polska ciekawy artykuł pt. "Jeśli Polacy nie zaczną czytać, wiecznie już będą skręcać meble i lodówki". Intrygujący tytuł i niestety niezbyt optymistyczna treść, a co za tym idzie perspektywa dla nas Polaków. Dlaczego? Jak mówią rozmówcy tygodnika: „kraje o wysokim poziomie czytelnictwa są bardziej innowacyjne. Duńskie badania pokazują też, że wysoki poziom czytelnictwa ma realne przełożenie na wyniki gospodarcze kraju – obliczono, że biblioteki zwiększają duńskie PKB o dwa miliardy koron rocznie. W jaki sposób? Otóż ludzie, którzy od dzieciństwa czytają są potem lepiej wykształceni, znajdują lepszą pracę i płacą wyższe podatki”. Według opinii specjalistów w Polsce „czytelnictwo” brzmi jak „hutnictwo”, kojarzone jest z czymś nudnym i przymusowym, w związku ze wspomnieniami szkolnych lektur. Zaciekawił mnie również aspekt „jakości gatunku”. O co chodzi? O to, że Polacy nie czytują pewnego rodzaju książek, uważają bowiem, że ich czytanie to mówiąc kolokwialnie - „obciach”. We wspomnianym wyżej artykule Newsweeka czytamy, iż „w dzisiejszych czasach pogarda dla literatury gatunkowej jest dość prowincjonalna. W Polsce czytanie było przez lata atrybutem inteligencji, więc w stosunku do niej pozostało nam sporo snobizmu, który wynika z tego, że kiedyś czytanie było atrybutem pewnej klasy społecznej”. Zastana u nas sytuacja porównana jest z opinią Szwedów, dla których przeczytanie łatwej lektury bywa „pomostem do trudniejszej”.
W kontekście czytelnictwa chciałabym również odnieść się do czytania przez dzieci. Czy mamy na to jakikolwiek wpływ? Nie będę śledzić badań w tym temacie, mogę jedynie wypowiedzieć się na ten temat na bazie własnych doświadczeń. Mam dwóch synów. Jeden ma 8 lat i uwielbia czytać książki. Nie chodzi tu o to żeby się pochwalić (chociaż jestem z tego powodu dumna i bardzo zadowolona). Chciałam nawiązać do pewnych mechanizmów. Od małego kupowaliśmy lub dostawaliśmy od rodziny i znajomych książki dla syna. Początkowo były to oczywiście twardo-okładkowe, kilkustronicowe bajki. Niemniej jednak, mały był już można powiedzieć "zaznajomiony z tematem" i przedmiotem jakim jest książka. Potem zaczęło się czytanie na dobranoc. Nie było wieczoru bez bajki, a największą karą było nieprzeczytanie jej. Syn poszedł do szkoły jako 6 – latek („ofiara reformy”) i o dziwo bardzo szybko zaczął czytać. Nie powiem, że bez wpływu były nasze wieczorne seanse czytelnicze. Potem już było z górki. Najpierw sam próbował czytać głośno krótkie historie, aż do teraz kiedy czyta już tylko „oczami”. Najbardziej rozbrajające zdarzenie książkowe z udziałem mojego syna, dotyczyło braku książki do czytania. Pewnego wieczoru przyszedł do mnie, prawie z płaczem i powiedział: mamo, co ja będę teraz robił wieczorem? Nie mam już co czytać 😝 Dla mnie jako „książkoholika” to bardzo wielka radość. Zresztą to nie tylko ja mam udział w tej miłości syna do książek. Jeśli od małego obserwował czytających rodziców, nie mogło być chyba inaczej? Wracając jeszcze do artykułu, o którym wspominałam wcześniej - przeczytałam w nim, że w Szwecji „w wielu szkołach lekcje rozpoczyna się od 20 minut czytania. Poza tym dzieci często odwiedzają ze swoją klasą biblioteki, gdzie same wybierają to, co je interesuje. Stawia się na to, żeby nie czuły się do czytania przymuszane, ale wcześnie poczuły radość lektury”. Ciekawy jest też sposób wpływu państwa na wzrost czytelnictwa. Kiedy badania pokazały, że nastoletni szwedzcy chłopcy coraz mniej czytają, aby temu przeciwdziałać zaangażowano do promowania czytelnictwa trenerów sportowych! Da się? Newsweek potwierdza również moją teorię wpływu rodziców na czytanie u dziecka: „z badań wynika, że najlepszym gwarantem tego, że dziecko sięgnie po książki jest czytająca rodzina. Ale jeśli jej nie ma, trzeba ją zastąpić: systemowo i odpowiednio wcześnie, najlepiej na poziomie przedszkola. Tylko tak można wyrównać szanse rozwojowe dzieci z nieczytających rodzin”.
(Jeśli chcielibyście bliżej zapoznać się z raportem, odsyłam Was na stronę Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Natomiast o czytelnictwie w Szwecji i nie tylko możecie przeczytać w książce „Szwecja czyta. Polska czyta” Katarzyny Tubylewicz i Agaty Diduszko-Zyglewskiej).
Podsumowując: mam nadzieję, że na przestrzeni najbliższych lat ilość osób czytających wzrośnie. Myślę, że pomocne w „poprawie wykresów” mogą być różne działania promocyjne, które już gdzieś tam się toczą. Nie bez znaczenia będzie również promowanie czytelnictwa w bibliotekach, doposażanie ich w nowości wydawnicze. Taka postać rzeczy będzie korzystna nie tylko dla autorów czy wydawnictw, dla tych, którzy już czytają, ale przede wszystkim dla wszystkich tych, którzy pozwolą się przekonać, że nie ma nic lepszego niż chwile spędzone z książką.
Źródło:
Newsweek "Jeśli Polacy nie zaczną czytać, wiecznie już będą skręcać meble i lodówki" http://www.newsweek.pl/kultura/szwecja-czyta-polska-czyta-co-zrobic-by-polacy-czytali-ksiazki-krytyka-polityczna,artykuly,371314,1.html
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
W kontekście czytelnictwa chciałabym również odnieść się do czytania przez dzieci. Czy mamy na to jakikolwiek wpływ? Nie będę śledzić badań w tym temacie, mogę jedynie wypowiedzieć się na ten temat na bazie własnych doświadczeń. Mam dwóch synów. Jeden ma 8 lat i uwielbia czytać książki. Nie chodzi tu o to żeby się pochwalić (chociaż jestem z tego powodu dumna i bardzo zadowolona). Chciałam nawiązać do pewnych mechanizmów. Od małego kupowaliśmy lub dostawaliśmy od rodziny i znajomych książki dla syna. Początkowo były to oczywiście twardo-okładkowe, kilkustronicowe bajki. Niemniej jednak, mały był już można powiedzieć "zaznajomiony z tematem" i przedmiotem jakim jest książka. Potem zaczęło się czytanie na dobranoc. Nie było wieczoru bez bajki, a największą karą było nieprzeczytanie jej. Syn poszedł do szkoły jako 6 – latek („ofiara reformy”) i o dziwo bardzo szybko zaczął czytać. Nie powiem, że bez wpływu były nasze wieczorne seanse czytelnicze. Potem już było z górki. Najpierw sam próbował czytać głośno krótkie historie, aż do teraz kiedy czyta już tylko „oczami”. Najbardziej rozbrajające zdarzenie książkowe z udziałem mojego syna, dotyczyło braku książki do czytania. Pewnego wieczoru przyszedł do mnie, prawie z płaczem i powiedział: mamo, co ja będę teraz robił wieczorem? Nie mam już co czytać 😝 Dla mnie jako „książkoholika” to bardzo wielka radość. Zresztą to nie tylko ja mam udział w tej miłości syna do książek. Jeśli od małego obserwował czytających rodziców, nie mogło być chyba inaczej? Wracając jeszcze do artykułu, o którym wspominałam wcześniej - przeczytałam w nim, że w Szwecji „w wielu szkołach lekcje rozpoczyna się od 20 minut czytania. Poza tym dzieci często odwiedzają ze swoją klasą biblioteki, gdzie same wybierają to, co je interesuje. Stawia się na to, żeby nie czuły się do czytania przymuszane, ale wcześnie poczuły radość lektury”. Ciekawy jest też sposób wpływu państwa na wzrost czytelnictwa. Kiedy badania pokazały, że nastoletni szwedzcy chłopcy coraz mniej czytają, aby temu przeciwdziałać zaangażowano do promowania czytelnictwa trenerów sportowych! Da się? Newsweek potwierdza również moją teorię wpływu rodziców na czytanie u dziecka: „z badań wynika, że najlepszym gwarantem tego, że dziecko sięgnie po książki jest czytająca rodzina. Ale jeśli jej nie ma, trzeba ją zastąpić: systemowo i odpowiednio wcześnie, najlepiej na poziomie przedszkola. Tylko tak można wyrównać szanse rozwojowe dzieci z nieczytających rodzin”.
(Jeśli chcielibyście bliżej zapoznać się z raportem, odsyłam Was na stronę Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Natomiast o czytelnictwie w Szwecji i nie tylko możecie przeczytać w książce „Szwecja czyta. Polska czyta” Katarzyny Tubylewicz i Agaty Diduszko-Zyglewskiej).
Podsumowując: mam nadzieję, że na przestrzeni najbliższych lat ilość osób czytających wzrośnie. Myślę, że pomocne w „poprawie wykresów” mogą być różne działania promocyjne, które już gdzieś tam się toczą. Nie bez znaczenia będzie również promowanie czytelnictwa w bibliotekach, doposażanie ich w nowości wydawnicze. Taka postać rzeczy będzie korzystna nie tylko dla autorów czy wydawnictw, dla tych, którzy już czytają, ale przede wszystkim dla wszystkich tych, którzy pozwolą się przekonać, że nie ma nic lepszego niż chwile spędzone z książką.
Źródło:
Newsweek "Jeśli Polacy nie zaczną czytać, wiecznie już będą skręcać meble i lodówki" http://www.newsweek.pl/kultura/szwecja-czyta-polska-czyta-co-zrobic-by-polacy-czytali-ksiazki-krytyka-polityczna,artykuly,371314,1.html
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Komentarze
Prześlij komentarz