"Wszystko za życie. Niewiarygodna historia polskiej Żydówki, która przeżyła Zagładę" - Gerda Weissmann - Klein [PATRONAT MEDIALNY NIEnaczytana]
Dlaczego nie próbowałyśmy walczyć? Co to za różnica, gdyby zabili kilka z nas? I tak umierałyśmy, a te, którym uda się przeżyć, i tak w końcu zabiją".
Chociaż literatura obozowa nie jest mi obca, to książka "Wszystko za życie" była zupełnie inna niż te pozycje wydawnicze, które miałam okazję do tej pory czytać. Dlaczego?
„Wszystko za życie” to niezapomniana historia sześcioletniej gehenny Gerdy Weissmann Klein, ofiary nazistowskiego okrucieństwa – od dzieciństwa w rodzinnym domu w polskim Bielsku po wręcz cudowne ocalenie i wyzwolenie przez amerykańskich żołnierzy w czeskich Volarach. Gerda zabiera czytelnika w przerażającą, lecz przepełniającą nadzieją podróż.
Błoga, idylliczna młodość nastoletniej Gerdy legła w gruzach, gdy we wrześniu 1939 roku naziści wkroczyli do Polski. Choć najeźdźcy przez pewien czas pozwalali Weissmannom żyć w piwnicy ich domu, ostatecznie rozdzielili rodzinę i wywieźli jej członków do niemieckich obozów pracy. W ciągu kolejnych kilku lat Gerda została pozbawiona wszystkiego poza życiem. Nim wojna dobiegła końca, straciła rodziców, brata, dom, dobytek i wszystko, co było jej drogie. Mimo to nie straciła hartu ducha i wiary w człowieczeństwo.
Do recenzji tej książki zabierałam się kilka razy. I chociaż przeczytałam ją już jakiś czas temu, wciąż pisałam i kasowałam spisane słowa. Nie potrafiłam oddać tego co czułam podczas jej lektury, przekazać słowami to, co chciałabym, abyście przeczytali, a nade wszystko, abyście po nią po prostu sięgnęli... Przyszedł jednak czas, że udało mi się ubrać myśli i emocje w słowa.
To co mnie uderzyło w zasadzie od pierwszych linijek "Wszystko za życie" to spokój i taka niewytłumaczalna swojskość. Czytałam to o czym pisała Gerda i wydawało mi się, że mieszkam tuż obok. Biła od niej delikatność i subtelność. I w tym momencie pojawiało się zdziwienie, wszak literatura obozowa jest tożsama z bólem, cierpieniem, wzbudza w nas wiele emocji: od przerażenia, strachu, aż po niedowierzanie. Dlatego te uczucia, towarzyszące mi podczas czytania książki Weissmann - Klein, były dla mnie czymś nowym. Cała historia opowiadana jest przez kilkunastoletnią dziewczynę, która w momencie wybuchu wojny nie do końca rozumie co się dzieje. Wydaje się jej, że to wszystko minie, nie potrafi wyobrazić sobie czym ona jest. Obserwujemy jej przemianę, jej determinację i walkę o to, aby przetrwać. To co ją spotyka, jak możecie sobie wyobrazić, nie jest łatwym doświadczeniem, zwłaszcza dla młodej dziewczyny. A mimo to pozostaje w niej dziewczęca naiwność i ufność. Zupełnie tak, jakby czas się zatrzymał. I chociaż wspomnienia na zawsze wryły się w jej pamięć, serce i dusze, to jednocześnie został jej odebrany ważny fragment życia, który niejako nie przygotował jej do dalszego życia "po". Pozbawiona rodzicielskiej i braterskiej miłości, sama często musiała być wsparciem dla innych. Mimo to udało się jej przetrwać, a wojenna machina nie zabiła w niej wrażliwości, wewnętrznego ciepła i chęci życia.
Ta opowieść wyciska łzy. Może wydać się wam to dziwne, ale dla mnie takim najbardziej wzruszającym momentem był fragment z... margaryną. Gerda dostała na urodziny od swojej przyjaciółki Ilse kromkę chleba posmarowaną tym "prawdziwym przysmakiem", bo kobiety dostawały ją tylko w niedzielę. Przyjaciółka zeskrobała ją z własnej kromki i zachowała, aby uczcić ten wyjątkowy dzień Gerdy...
To co urzekło mnie w tej książce najbardziej, jeśli tak to mogę określić, to ta "namacalność" bohaterki. To nie była fikcja literacka, nie była to wyimaginowana postać, a osoba, która istniała naprawdę i która postanowiła podzielić się z nami swoją historią. Dodatkowo fakt, że akcja książki "Wszystko za życie" rozgrywa się w moich rejonach sprawia, że czuję się z nią tym bardziej związana. To jedna z tych pozycji wydawniczych, która uświadamia nam, że wojna ma ludzką twarz, że to nie tylko tragedia anonimowych osób. Moja znajoma powiedziała mi ostatnio, że ona nie może czytać książek o obozie, wojnie, bo ją przygnębiają. Z jednej strony ją rozumiem, a z drugiej uważam, że takie książki powinniśmy znać i czytać w pierwszej kolejności...Polecam!
Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu Bez fikcji.
Chciałabym ją poznać, Gerdę. Taką starą kobietę której udało się ocalić siebie. Przeczytam.
OdpowiedzUsuń