O emigracji, "Emigrantach" i nie tylko - wywiad z Sabiną Waszut

 
zdjęcie - Wojciech Waszut

    Temat polskiej emigracji, zwłaszcza tej z początku XX wieku, nie jest często poruszany w literaturze obyczajowej. Skąd wziął się pomysł, aby to właśnie emigracja stała się motywem przewodnim książki „Podróż za horyzont”?

Jak sama wiesz, obecnie ogromnym zainteresowaniem cieszą się książki dotykające tematu II wojny światowej. Moim zdaniem, wynika to z faktu, że wciąż bliskie jest nam pokolenie, które wojnę przeżyło i mamy świadomość, że to, o czym czytamy, wydarzyło się naprawdę. Poza tym wojna wywołuje ogromne emocje, a czytelnicy właśnie emocji najczęściej szukają w książkach.
Po napisaniu „Narzeczonej z getta” czułam, że mam przesyt ludzkich dramatów, chciałam odpocząć od wojny i zająć się inną tematyką, poszperać w odleglejszej historii. Jak się okazało, wpadłam z deszczu pod rynnę, bo losy emigrantów są równie traumatyczne. Przyznam, że niełatwo było mi się zmierzyć z ogromem trosk, które spadały na ludzi decydujących się na wyjazd, szczególnie że na początku zbierania materiałów nie byłam świadoma, czego dotykam, i tak, jak moi bohaterowie, nie wiedziałam, co czekam mnie podczas tej podróży.
„Emigranci” mają wielu ojców, a raczej wiele matek. To saga, która jest efektem pewnej rozmowy i burzy mózgów w wydawnictwie. Miałam kilka pomysłów na kolejną powieść, jeden z nich ewoluował, zmieniał się i nieco napęczniał. Takie były początki sagi.

W posłowiu piszesz, że rodzina Gajdów to postacie fikcyjne, jednak ich losy są zlepkiem prawdziwych historii tych, którzy postanowili zostawić swój dom, aby wyruszyć w poszukiwaniu „ziemi obiecanej”. Czy w czasie pracy nad powieścią, udało Ci się porozmawiać z ludźmi, którzy wciąż żyją i są potomkami rodzin, które dzieliły doświadczenia z przeszłości z bohaterami Twojej książki?


Podczas pisania pierwszego tomu, udało mi się nawiązać kontakt z panią Cecilią Szenkowiski Holtman, która opiekuje się Domem Kultury Polskiej w Murici w Brazylii i sama jest autorką książki o powstaniu kolonii. Pani Cecilia przesłała mi bardzo dużą ilość zdjęć ukazujących kolonię oraz jej pierwszych mieszkańców. Właśnie zdjęć potrzebowałam najbardziej, bo same wspomnienia emigrantów zostały zebrane w książce „Pamiętniki Emigrantów. Ameryka Południowa”, wydanej przez Instytut Gospodarstwa Społecznego w 1939 roku. Książka, która była dla mnie prawdziwą skarbnicą wiedzy, nie opisuje jedynie faktów, ale przede wszystkim skrajne emocje towarzyszące tej emigracji.

Rodzina Majczak - zdjęcie pochodzi ze zbiorów prywatnych Pani Cecilii Szentkowski Holtman

Wiem, że w książce pojawia się bohater, który nie jest postacią fikcyjną. Czy możesz zdradzić, o kogo chodzi i jak udało Ci się trafić na informacje dotyczące tej ważnej, dla losów polskich emigrantów, osoby?

     Z postacią ojca Karola Dworaczka zetknęłam się wielokrotnie podczas zbierania materiałów do książki. Opowieści o dobrym, choć niezwykle wymagającym księdzu, który pomagał Polakom w tych pierwszych, najczarniejszych latach, pojawiały się w wielu opracowaniach dotyczących brazylijskiej emigracji.
Zaintrygowała mnie ta postać i postanowiłam umieścić ją w książce. Liczyłam, że ojciec Dworaczek uautentyczni powieść. O dodatkowe materiały na temat misjonarza zwróciłam się do ojca Alfonsa Labuddy, archiwisty misjonarzy werbistów. Otrzymałam ich wystarczająco dużo, abym mogła połączyć losy księdza z losami moich bohaterów.
Pamięć o ojcu Dworaczku jest w Murici wciąż żywa. Cieszę się, że teraz również inni będą mogli o nim przeczytać.

 
zdjęcie pochodzi ze zbiorów prywatnych Pani Cecilii Szentkowski Holtman

    Losy Gajdów są niezwykle przejmujące. Nie sposób okiełznać te wszystkie emocje, które towarzyszą czytelnikowi podczas lektury. Jestem zatem ciekawa, jakie emocje towarzyszyły Ci w czasie pracy nad książką?

Tak jak już mówiłam, w chwili, w której powstał pomysł, o emigracji, szczególnie tej do Brazylii, wiedziałam niewiele. Muszę przyznać, że to, o czym przeczytałam w „Pamiętnikach Emigrantów”, wstrząsnęło mną. Los potraktował uczestników tej emigracji w bardzo okrutny sposób. To właściwe cud, że tylu z nich pokonało piętrzące się przeszkody i przeżyło pierwsze lata na obczyźnie. Z jednej strony fascynuje mnie siła tych ludzi, z drugiej irytuje przeogromna łatwowierność i nieumiejętność oderwania się od kraju, który pozostawili. Życie przeszłością utrudniało zrośnięcie się z nowym światem. Nie chcę jednak oceniać postępowania emigrantów, nie mam do tego prawa siedząc w miękkim fotelu i popijając gorącą kawę. Żyjemy w zupełnie innej rzeczywistości.

 
                                              zdjęcie pochodzi ze zbiorów prywatnych Pani Cecilii Szentkowski Holtman


Stworzyłaś pełnokrwistych, wyrazistych bohaterów. Myślę, że czytelnicy „Podróży za horyzont” odnajdą w ich gronie swoich ulubieńców. A czy Ty masz postać, która jest dla Ciebie szczególnie ważna, wyjątkowa?

Bardzo dobrze tworzyło mi się postać Marysi Gajdy. Przyjemnie było patrzeć, jak dorasta. Maria wyprzedza nieco swoje czasy. Jest buntowniczką i pionierką. Nie jest to postać o kryształowym charakterze, Maria ma swoje wady. Zresztą nie ma w moich powieściach bohaterów jednoznacznie dobrych lub złych. Tacy ludzie nie istnieją w rzeczywistości, więc nie ma ich też na kartach pisanych przeze mnie książek. 


Akcja powieści toczy się w czasach, które dzieli od współczesnych ponad sto lat. Mimo to wydaje się, że temat emigracji postrzeganej jako ucieczki od tego, na co się nie zgadzamy, w poszukiwaniu lepszego jutra, jest wciąż aktualny. Czy myślałaś kiedyś o tym, aby osiąść poza granicami naszego kraju?

Mój najdłuższy pobyt poza krajem trwał kilka miesięcy i związany był ze stażem, jaki odbywałam po studiach. Wiedziałam jednak, że wrócę, więc nie można nazwać tego emigracją. Choć wiele osób namawiało mnie wówczas, abym została, nie wyobrażałam sobie opuszczenia bliskich mi osób i miejsc.
Potem wraz z mężem kilkukrotnie wspominaliśmy o wyjeździe, ale były to tylko luźnie rozmowy.
Niestety dość często do takich rozmów wracamy obecnie i choć my pewnie na emigrację już się nie zdecydujemy, bo tu stworzyliśmy dom, nie mogę być pewną, czy dzieci zechcą zostać w Polsce.


 zdjęcie - Wojciech Waszut
 
„Podróż za horyzont” to pierwszy tom serii. Będzie to Twój drugi, po „Rozdrożach”, cykl. Jestem ciekawa przy jakich projektach, pojedynczych książkach czy seriach, wolisz pracować?

Dotąd myślałam, że lepiej czuję się w pojedynczych książkach. „Rozdroża” też nie miały być sagą. Drugi tom tej serii powstał na prośbę wydawnictwa, trzeci był zasugerowany przez czytelników. Każda z okładek jest inna, tytuł także nie został ujednolicony.
Tak naprawdę „Emigranci”, to moja pierwsza saga, która została starannie przemyślana i zaplanowana.
Muszę przyznać, że pisze mi się bardzo dobrze. Z natury jestem dosyć chaotyczna i odkryłam, że taki narzucony plan działania, bardzo pomaga mi się zorganizować. Oczywiście pozwalam moim bohaterom na pewną niezależność, a oni chętnie z tego korzystają, zaczynając żyć własnym życiem, jednak całokształt wciąż mam to pod kontrolą.

Wiemy już, że „Podróż za horyzont” to pierwszy tom sagi „Emigranci”. Czy możesz nam uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić o czyich losach przeczytamy w kolejnym tomie?

Mogę zdradzić, że drugi tom, który pojawi się niebawem, będzie dotyczył emigracji do Francji po I wojnie światowej. Tak naprawdę, to właśnie ta emigracja była pierwszą, o której pomyślałam planując poszczególne tomy sagi. Ta część jest mi szczególnie bliska, ponieważ rodzina, której losy opisuję, pochodzi ze Śląska. W książce pokazuję ważny fragment historii tego regionu.
Trzeci tom właśnie piszę. Będzie dotyczył „emigracji” z przymusu, nie z wyboru. Tyle na razie mogę powiedzieć.

Dziękuję za rozmowę. 

      Recenzja "Podróż za horyzont"






Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana