"Gdy tylko cię ujrzałam" - Paige Toon - patronat medialny
Nikt, kto by cię kochał, nie patrzyłby na ciebie w ten sposób. Ja na pewno nie.
Zwrócić na siebie czyjąś uwagę to nic wielkiego.
Ale zakochać się… to może być wyczyn.
Ale zakochać się… to może być wyczyn.
Kiedy Hannah spotyka Sonny’ego, nie może się oprzeć sile jego przyciągania: jest seksowny i pewny siebie. I przyjechał tu tylko na wakacje. A dla Hannah, która nie bawi się w długodystansowe związki, to najlepsza opcja. Na szczęście dla niego także.
Zanim jednak tych dwoje zdąży się choćby pocałować, chłopak otrzymuje szokującą wiadomość, która zmienia w jego życiu wszystko. I sprawia, że nie będzie w nim miejsca nawet na przelotny romans. A skoro ta możliwość nie wchodzi w grę, Hannah i Sonny postanawiają zostać przyjaciółmi.
Ich uczucia stają się jednak gorętsze z każdym dniem lata i oboje zaczynają się zastanawiać, czy jest sens stawiać sobie ograniczenia. Tylko czy jeśli zdecydują się zburzyć mur, który między sobą wznieśli, spodoba im się to, co zobaczą po drugiej stronie?
Spojrzenie. Rzucone ukradkiem, skradzione, nieśmiałe lub pełne ciekawości, uchwycone w fotograficznym kadrze. Dwie pary oczu, które czasem przez wyłącznie sekundę zatrzymują na sobie swoją uwagę. Czy od jednego spojrzenia może zacząć się miłość? Czy można zakochać się po prostu, patrząc w oczy drugiego człowieka? Czy wreszcie oczy mogą być zwierciadłem duszy, zapisywaną przez lata kartą, z której można wyczytać, co skrywa życie danej osoby…?
Może nie uwierzycie, ale to właśnie powieści Paige Toon sprawiły, że zaczęłam czytać romanse. Odkryłam, że ten gatunek ma również wiele do zaofiarowania, a już na pewno ta autorka, która po mistrzowsku buduje napięcie emocjonalne. Nie inaczej jest w przypadku „Gdy tylko cię ujrzałam”. Początkowo wydaje się ona dosyć lekką, niespieszną opowieścią. Dwoje ludzi spotyka się przypadkiem, wpada sobie w oko. Ot, historia jakich wiele i zapewne początek znajomości, która zakończy się happy endem. Takie myśli mogą towarzyszyć wam na początku lektury. Jednak, jeśli czytaliście już poprzednie książki autorki, na pewno macie świadomość, że to wyłącznie pozory…
Paige Toon kreśli opowieść, która zaczyna się od spojrzenia. I owo spojrzenie stanowi tutaj kluczowy element. To ono przewija się przez całą fabułę, która wywołuje w nas uczucie niepokoju. Cały czas odnosimy nieodparte wrażenie, że COŚ się wydarzy. I to coś się dzieje, ale jeśli wydaje wam się, że jesteście w stanie przewidzieć, co też autorka planuje zaserwować czytelnikowi, to jesteście w błędzie. Myślę, że właśnie ta niepewność, nieoczywistość zdarzeń, inny kierunek niż ten, którego się spodziewamy w przypadku tego gatunku, świadczą o wyjątkowości powieści Paige Toon. Bo kiedy już wchodzimy w opowieść, zaczynamy poznawać bohaterów i mamy poczucie, że będzie dobrze, to autorka spuszcza na nas przysłowiową bombę, a potem… detonuje kolejną…
To powieść o ludziach życiowo pogubionych. O dwóch dryfujących po oceanie życia samotnych łodziach, które niejedną burzę mają już za sobą. Wciąż zastanawiają się, czy mają dość siły, by dobić do brzegu? Czy chcą zacumować w jakimś porcie na stałe, czy podołają? Dlaczego? Ze strachu… Przed tym, że nie będą potrafili odnaleźć się w normalnej rzeczywistości. Realizować swoich obowiązków bez bagażu z przeszłości, która niczym kotwica przytwierdza ich do wspomnień, które woleliby wymazać z pamięci… Poprzez tę historię autorka zdaje się próbować odpowiedzieć na pytanie – czy dwoje ludzi, którzy nie potrafią nawiązać trwałej relacji, którzy noszą w sercu niewysłowiony ból, może być razem? Czy ci „rozbitkowie” mogą sobie pomóc, wzajemnie się uleczyć, „załatać podziurawiony kadłub”, by w końcu wyruszyć z wiatrem w żaglach przed siebie, pozostawiając za sobą to, co złe? Albo wręcz przeciwnie – stawić temu czoło, by już bez zbędnego balastu zbudować siebie i swoje szczęście na nowo?
Podsumowując:
„Gdy tylko cię ujrzałam” to historia, która zapada w serce. Opowieść o ludziach, którzy stronią od trwałej relacji, bo wciąż żyją wydarzeniami z przeszłości, które odcisnęły na nich swoje piętno. Momentami zabawna, urocza, jednak przede wszystkim przejmująca powieść, która pokazuje, jak trudno jest się otworzyć na drugiego człowieka. O tym, że miłość nie zawsze rozwija się spontanicznie. Bywa, że trafia na nieurodzajny grunt, wcale nie chce (lub „nie planuje”) wykiełkować, uśpiona w cieniu bolesnych doświadczeń… I o tym, że czasami jedno spojrzenie wystarczy, by zajrzeć drugiej osobie w duszę. Ale tylko od niej zależy, czy pozwoli nam wyczytać z siebie niczym z księgi wszystko to, co dawno zostało ukryte przed światem. To opowieść pełna napięcia emocjonalnego, które autorka umiejętnie stopniuje od pierwszej strony. Książka, w której pisarka z wyczuciem dotyka problemów społecznych, a nawet tematów tabu. Idealna dla miłośników pełnych tajemnic, nieoczywistych historii miłosnych.
Komentarze
Prześlij komentarz