"(...) przyjmijmy do wiadomości, że to jest ten czas, kiedy mamy słuchać, a nie mówić" - wywiad z Zuzanną Gajewską


Napisałaś w jednym z postów, że w Twojej twórczości temat śmierci i straty ma specjalne miejsce. Skąd to wyróżnienie?

Trudne pytanie na początek. Musiało minąć trochę czasu, bym poznała na nie odpowiedź. Właściwie sama je sobie zadaję w posłowiu „Autobusów...” – być może pisanie o śmierci i stracie jest moim sposobem na radzenie sobie z nimi? Bo właśnie ten temat był punktem wyjścia mojej twórczości, już w serii kryminalnej, więc musimy się cofnąć do początków. Kiedy zaczynałam pisać pierwszy tom, „Burzę”, zależało mi na dwóch rzeczach. Po pierwsze, by stworzyć nową bohaterkę kryminału, która zawodowo nie zajmuje się prowadzeniem śledztwa, ale jednak w jakiś sposób będzie mogła mieć dostęp do ofiary. Ponadto, w kryminałach istotą jest rozwiązanie zagadki i czasem w tym wszystkim ofiara się gubi. A mnie zastanawiało, kim była za życia i jeszcze bardziej - jak jej odejście przeżywają bliscy. I tak właśnie powstała Ewelina Zawadzka, właścicielka zakładu pogrzebowego, która z jednej strony próbowała rozwiązać śledztwo, z drugiej była wsparciem dla osób, które kogoś straciły.

Myślisz, że można się z nią oswoić?

Myślę, że na pewno trzeba ją zaakceptować.

Mam wrażenie, że w naszym społeczeństwie nie rozmawia się zbyt wiele o śmierci, boimy się jej. Tymczasem Ty poświęcasz całą powieść, by pisać o żałobie, o odchodzeniu, o śmierci. Uważasz, że to potrzebne, by o niej mówić, także poprzez literaturę?

Rzeczywiście śmierć wciąż jest u nas tematem tabu. Najlepszym tego przykładem jest sytuacja, kiedy ktoś z naszych bliskich, najczęściej najstarsza osoba z rodu, zaczyna mówić o swoim pogrzebie, na przykład babcia, która tłumaczy: „Tam w szafie jest bordowa garsonka, w której chce być pochowana” i wtedy rodzina ją ucisza, że co ona mówi i w ogóle. I to jest właśnie nasz strach, a nie tych, którzy mają odejść. A może dla nich właśnie to jest dla ważne. Żeby to była ta bordowa garsonka, czy ten granatowy garnitur. Może dla nich ukojeniem będzie, że spełnimy ich prośbę, zamiast ją wypierać?

Rozumiem, że ludzie obawiają się śmierci – swojej, a jeszcze bardziej swoich bliskich. Nie chcemy tracić ludzi, których kochamy, to naturalne. Jednak prawda jest taka, że dotknie to każdego z nas. To oczywiście nie znaczy, że mamy na nią czekać, nieustanie rozmyślać o niej. Po prostu przyjąć do wiadomości. Skoro się urodziliśmy, to umrzemy. Świadomość o śmierci nie musi nam zabierać pięknego, kolorowego życia. Korzystajmy z niego, oby jak najdłużej i w zdrowiu.

I tak, myślę, że literatura to doskonały sposób, by o śmierci mówić i ją oswajać.


To, co mnie chyba najbardziej ujęło i poruszyło zarazem, jest sposób, w jaki przedstawiłaś to, jak dziecko widzi temat odchodzenia i śmierci. Czy Twoja powieść jest czymś na kształt pomocnej dłoni, którą wyciągasz do rodziców, którzy nie wiedzą, jak poruszać ten temat z dzieckiem, jak mu pomóc oswoić się z tym, że ktoś bliski niebawem odejdzie?

Jestem mamą od niemal piętnastu lat i ten czas to dla mnie nieustanna nauka. Uwielbiam rozmowy z moimi córkami, ich spostrzeżenia, pytania, także te trudne – oczywiście dla nas, dorosłych. Dzieci są chłonne wiedzy i poznawania świata, i czasem wystarczy im najprostsza odpowiedź, dostosowana do wieku. Kilkulatek nie potrzebuje wykładu, potrzebuje uważności. I na tę uważność chciałam zwrócić uwagę w „Autobusach...".
Ośmioletnia bohaterka mojej książki, Blanka, jest bardzo rezolutną dziewczynką, a do tego słodką. Dorośli ją uwielbiają i wciąż powtarzają, jaka jest mądra, ale sami czasem wypadają przy niej nieco gorzej, niejako zostawiając ją samą sobie. Jakby jej ta sprawa nie dotyczyła. Niestety umieranie i żałoba nie są zarezerwowane tylko dla dorosłych. Czasem to oni zachowują się jak dzieci, które myślą, że jeśli zasłonią oczy, to są niewidzialne. Tu dorośli myślą, że jeśli nie będą o czymś rozmawiać, to nie ma tematu. No niestety, tak to nie działa.

Pisząc książkę, miałaś okazję odwiedzić hospicjum i poznać osoby tam pracujące. Czy to było trudne, doświadczyć, wprawdzie z innej perspektywy, ale wciąż, codzienności tego miejsca niejako na własnej skórze?

Nie była to moja pierwsza wizyta w hospicjum, wcześniej zdarzało mi się odwiedzać hospicjum w Elblągu, pisałam o nim artykuły, gdy pracowałam jako dziennikarka. I do dziś pamiętam uczucia, jakie mi wtedy towarzyszyły. Nie było łatwo. Tym razem poszłam przygotowana, jeśli w ogóle można tak powiedzieć, ale i to nie uchroniło mnie przed uderzeniem trudnych emocji.
Były momenty, kiedy zabrakło mi słów, ale także kiedy wzruszenie odbierało głos, a oczu szkliły się nie tylko mi, ale także osobom, z którymi rozmawiałam, dla których praca tam to przecież codzienność. Ale właśnie – to było wzruszenie. Wychodząc stamtąd nie czułam przygnębienia, czego się obawiałam, a nadzieję. To było niesamowite spostrzeżenie. Tym bardziej wzrusza mnie, kiedy teraz czytam w recenzjach, że czytelnicy tak odbierają moją książkę, jako kojącą. Bo, tak jak brzmi hasło Fundacji Hospicyjnej, które zresztą pada w książce, „Hospicjum to też życie”.

Nie będę pytać o inspirację do napisania książki „Autobusy pełne pustych miejsc”, ale jestem ciekawa, skąd wziął się pomysł na „pocztówki z zaświatów”?

Pocztówki z zaświatów „przyszły do mnie”, to znaczy pomysł na nie, już w trakcie pisania. By za dużo nie zdradzać powiem tylko, że w książce pewna pocztówka z podróży dociera do adresata po śmierci nadawcy. I wokół tego zbudowałam ten wątek. Niestety, sama inspiracja była dużo bardziej przyziemna i mniej romantyczna – dotyczyła wykupowania ubezpieczeń na różne okoliczności podczas zagranicznych podróży. I o tym też piszę, więc odsyłam do książki.

Twoja powieść dostarcza wielu emocji, często niełatwych, zwłaszcza dla tych z nas, którzy niedawno doświadczyli straty. A jak to jest z punktu widzenia pisarki, czy to trudne pisać o niej?

Pisarka też człowiek, więc i ja doświadczyłam straty, a nawet kilku, na różnym etapie życia, z których każda była inna, ale zawsze bolesna. I moje reakcje też były różne.
W pierwszym pytaniu, wspominałam o początkach. Powinnam jeszcze uzupełnić tę odpowiedź. Bo pierwszy impuls, ledwie widoczny zarys Eweliny Zawadzkiej powstał, kiedy zobaczyłam w mediach społecznościowych post osoby pracującej w zakładzie pogrzebowym. Zakładzie, który zajmował się pogrzebem mojego taty. To było już kilka lat po jego śmierci i kilka lat przed rozpoczęciem pisania „Burzy”, ale myślę, że te wszystkie emocje i myśli poskładały się wtedy we mnie i nie dały mi spokoju tak długo aż zamieniłam je w słowa, zdania, a wreszcie książkę. A nawet pięć.
A czy pisanie o tym jest trudne – nie. Na pewno nie sam zapis, bo wtedy po prostu przelewam na papier, to co we mnie krzyczy, więc powiedziałabym nawet, że to pewien rodzaj ulgi. Jednak taki natłok myśli i słów często odpłacam potem przerwą w pisaniu. Muszę odreagować i wtedy ratują mnie spacery lub gotowanie.

Czy podróż jest w twojej książce ważniejsza niż cel? W jaki sposób autobus stał się metaforycznym symbolem tej historii?

Podróże autobusem są tu punktem wyjścia i były dla mnie całą gamą inspiracji. Swego czasu dużo jeździłam komunikacją miejską, teraz rzadziej, ale nadal to robię i od razu wiedziałam, że autobusy będą istotnym elementem tej książki. Naprawdę wiele można tam zaobserwować. Także tytułowe puste miejsca – od okna. Nawet w zatłoczonych pojazdach. Ktoś siądzie od brzegu, ktoś inny może nie chce się przeciskać, może wstydzi się zapytać. Nie jest to częsty widok, ale zdarza się i oczywiście, zwrócił uwagę nałogowej obserwatorki. Czasem ktoś kładł na tym siedzeniu swoją torbę. Jako pasażerka zastanawiałam się, co ci ludzi mają w głowach? Naprawdę nie widzą tłumu stojącego nad nimi? Tak trudno im się przesunąć, zabrać bagaż? Ale jako pisarka widziałam znacznie więcej. Zobaczyłam puste miejsce, ale czy wolne? I tak właśnie powstał symbol tych, którzy już nigdy z nami nie pojadą. A my na ich miejscu wozimy ze sobą wspomnienia o nich, tęsknotę, żałobę, żal, wściekłość, samotność. Całą gamę emocji.

Swoją nową powieść zadedykowałaś wszystkim, którzy doświadczyli straty; by mogli przeżywać ja po swojemu. Tymczasem, mam wrażenie, że w naszym społeczeństwie nie brakuje tych, którzy wciąż „wiedzą lepiej, dają dobre rady osobom, które kogoś straciły, uczą, jak powinny dalej żyć, jak zacząć od nowa. Czy myślisz zatem, że możliwość przeżywania w nim żałoby po swojemu jest możliwa?

Niestety to prawda. I jeszcze zawsze będzie źle, prawda? Jeśli po śmierci ukochanej osoby nie wchodzisz w nowy związek, będą cię swatać, a jeśli sobie kogoś znajdziesz powiedzą, że to za szybko. Poruszam ten wątek w książce. W ogóle wiele osób ma tendencję do dawania nieproszonych rad, także w innych dziedzinach życia. W każdej właściwie. Nie wiem czemu ludzie to robią, czemu wydaje im się, że powinni, dlaczego uważają, że pomagają w ten sposób. Niestety dopatruję się tu raczej egoizmu niż troski. Wiesz, bo czasem dochodzi do takich sytuacji, że to osoba, która cierpi musi pocieszać wszystkich wokół, bo słyszy, „Ja to się o ciebie tak martwię”, „Nie mogę spać po nocach”, „Ciągle się zastanawiam, czy pewno dajesz sobie radę?” No błagam! Przecież to jakiś paradoks. Na szczęście, mam wrażenie, że rośnie nasza świadomość w kwestii przeżywania emocji, wiemy, że mamy do nich prawo i innym nic do tego. I potrafimy powiedzieć to na głos.
Warto jednak pamiętać, że osoba przeżywająca tak trudne chwile, może nie mieć siły i ochoty na tłumaczenie oczywistości. Po prostu przyjmijmy do wiadomości, że to jest ten czas, kiedy mamy słuchać, a nie mówić.

Ponownie zapraszasz czytelników do Gdańska, gdzie na co dzień mieszkasz. Czy znajomość miejsca, w którym toczy się akcja, w jakiś sposób ułatwia pisanie, zwłaszcza o rzeczach tak delikatnych, jak żałoba?

Zacznę od tego, że dla mnie jako czytelniczki i pisarki wierność przy opisywaniu miejsca akcji dodaje książce wiarygodności. Nie jestem pewna czy to ułatwia pisanie, bo sporo szczegółów trzeba zweryfikować, ale na pewno pozwala albo odkryć pewne miejsca na nowo, albo je dopiero poznać. Nie jestem rodowitą gdańszczanką, mieszkam tu od ośmiu lat i wciąż uczę się tego miasta i ciągle zachwycam. Dzielę się tym zachwytem z bohaterami i czytelnikami.

Jakie znaczenie dla Ciebie mają utwory muzyczne, których fragmenty pojawiają się w książce?

Teraz uwaga, bo mogę się rozgadać. Bardzo lubię, kiedy w literaturze znajduję nawiązania do popkultury i sama też chętnie tak robię. Tu jest podobnie, jak z miejscem akcji, bohaterowie nie żyją w próżni, czytają książki, słuchają muzyki. Więc podrzucam między wersy tytuły, najczęściej te, które sama lubię.
Pierwszą piosenką, o której wiedziałam, że trafi do książki, była „Birds of the Feather” Billie Eilish. Och, jak ta piosenka mnie niosła, wiele scen przy niej napisałam, ale nie mogę zdradzić których. Odpowiem chętnym, będącym już po lekturze. Podobne wrażenie wywarło na mnie „mori” Dawida Podsiadło. Słuchałam też piosenki Eda Sheerana „Eyes closed”, bo kiedy byłam na jego koncercie, opowiedział, że napisał ją po śmierci swojego przyjaciela.
Innych specjalnie szukałam, wpisując w wyszukiwarkę frazę „piosenki o żałobie”. Tak przypomniałam sobie piosenkę Erica Claptona „Tears in heven”, którą artysta napisał po śmierci kilkuletniego syna oraz dowiedziałam się, że wydawałoby się świąteczna piosenka „2000 miles” The Pretendens, w istocie jest utworem o żałobie i powstała ku pamięci zmarłego członka zespołu. Poznałam też nową odsłonę sanah, dzięki utworowi „Aniołom szepnij to”. Niektóre piosenki pojawiają się w treści, inne jedynie towarzyszyły mi podczas pisania.
Listę wszystkich piosenek znajdziecie na końcu książki, utworzyłam też playlistę na Spotify, oczywiście pod tytułem „Autobusy pełne pustych miejsc”. Zachęcam do słuchania.

Jak się czujesz, kiedy czytasz, że, mimo wagi poruszonego tematu, Twoja powieść jest komfortowa, a nawet uzdrawiająca?

Chyba odpowiedziałam już na to wcześniej, przy pytaniu o hospicjum. To niesamowite, bo to stwierdzenie naprawdę powtarza się w wielu recenzjach. Jest to bardzo wzruszające, daje poczucie dobrze wykonanego zadania i najzwyczajniejszą w świecie radość, że mogę komuś pomóc. W ramach researchu do książki rozmawiałam z psycholożkami pracującymi z osobami w żałobie. Jedna z nich, pani Małgorzata Szwemin z Holistycznego Centrum Wsparcia po Stracie eMOCja w Gdańsku, przyszła na moje spotkanie premierowe i powiedziała, że będzie polecała książkę swoim pacjentom. To najpiękniejsze docenienie mojej pracy, jakie mogłam sobie wyobrazić.

Spotkałam się z określeniem w odniesieniu do Twojej książki, że jest „mapą żałoby”. Też ją tak postrzegasz?

Piękne określenie, dziękuję osobie, która go użyła. Nie mnie to jednak oceniać. Za każdym razem podkreślam, że „Autobusy…” to powieść, a nie poradnik psychologiczny. To powieść, w której najważniejszą rolę grają emocje, ale bardzo zależało mi, by nie popełnić błędów merytorycznych, by przez swoje braki w wiedzy nie wyrządzić komuś krzywdy. Dlatego właśnie konsultowałam się z ekspertkami, o których wspomniałam wyżej. Poza panią Małgorzatą, rozmawiałam z Agnieszką Paczkowską, prezeską Fundacji Hospicyjnej, która prowadzi gdańskie hospicjum. Ponadto, zdecydowanie chciałam uniknąć moralizatorstwa. Z informacji zwrotnych, jakie otrzymuję, wiem, że mi się udało. Więc jestem spokojna, wiem, że zrobiłam wszystko, co mogłam, by temat potraktować poważnie.

W „Autobusach pełnych pustych miejsc” czytelnik ma okazje odwiedzić Biuro Ludzi Zagubionych. Czy to zapowiedź tego, że jeszcze tam zawitamy w innej powieści?

To raczej taka niespodzianka i zabawa dla czytelniczek i czytelników, tak zwane ester eggs, czyli nawiązania do własnej twórczości. W „Biurze...” na przykład była wzmianka o Ewelinie Zawadzkiej. W takiej formie zapewne powroty do poprzednich książek się pojawią. Jednak nie planuję kontynuacji „Biura Ludzi Zagubionych” czy „Autobusów pełnych pustych miejsc”.

Zbliżają się święta. Czy puste miejsce w Twoim powieściowym autobusie można porównać do tego, które zostawiamy przy wigilijnym stole? Wszak to, że jest puste nie oznacza, że jest wolne…

Myślę, że Twoje pytanie Asiu jest już odpowiedzią. Bardzo Ci za nie dziękuję.

Dziękuję za rozmowę.


Książkę można zamówić tutaj: KLIK


[post sponsorowany przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka]

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana