LIDIA LISZEWSKA, ROBERT KORNACKI - "NAPISZ DO MNIE"

„Napisz do mnie” już po premierze. Jak wasze nastroje? Są już pierwsze recenzje?

Debiut – w każdej dziedzinie – należy do najważniejszych wydarzeń w życiu. Nie chodzi tu o towarzyszącą mu tremę czy niepewność osiągnięcia zamierzonego efektu, ale o świadomość zmian, jakie ten artystyczny coming out może za sobą pociągnąć. Napisaliśmy dobrą książkę, jesteśmy o tym przekonani nie tylko z uwagi na swoje odczucia, ale przede wszystkim dzięki recenzjom, które towarzyszyły tej książce od momentu, kiedy zdecydowaliśmy się pokazać ją ludziom. Zarówno opinie wewnętrznych recenzentów Czwartej Strony, jak i czytelników, którzy zaznajamiali się z tekstem, były entuzjastyczne. Pracowaliśmy nad "Napisz do mnie" kilka miesięcy; ukoronowaniem, a zarazem uspokojeniem naszych emocji, była korespondencja od Janusza Leona Wiśniewskiego i jego recenzja, którą puentują dwa słowa: znakomita lektura. Czy debiutant może spodziewać się więcej? Do opinii Mistrza dołączają teraz pierwsze reakcje Czytelników. I one też sprawiają, że jesteśmy dumni. Bo ludzie, którzy sięgnęli po naszą książkę, piszą o emocjach, jakie wywołała w nich opisana historia, a nie tylko przepiękna okładka. Dziękujemy…

Debiutujecie na rynku wydawniczym i to w duecie. Jak wam się udało napisać książkę i nadal pozostać w dobrych relacjach? Wszak nie od dziś wiadomo, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus?

Być może jesteśmy właśnie tym wyjątkiem, który potwierdza regułę? A poważnie rzecz ujmując – udało nam się stworzyć sobie pole do twórczego współdziałania i swobodnej wymiany poglądów. Następnie spróbowaliśmy ubrać je w słowa. Każde z nas wniosło do tego przedsięwzięcia coś swojego; nie ma potrzeby rozbierania tego na czynniki pierwsze, pokazywania inżynierii słowa, rysowania wykresów obrazujących postęp procesu twórczego. Funkcjonujemy jako duet, sprawdziliśmy się w boju, choć dla nas nie była to walka z literacką materią (przynajmniej nie zawsze), a raczej zabawa w literki. Każdy z nas ma do dyspozycji 32 litery, 9 znaków diakrytycznych i cała zabawa polega na tym, żeby je odpowiednio ułożyć. Mieliśmy łatwiej, bo jest nas dwoje, więc praca dzieliła się na pół. I na tym zakończmy, bo nie ma potrzeby drążyć tematu. Zaczniemy drążyć i jeszcze okaże się, że wcale nie było tak różowo…
Jak już jesteśmy przy pisaniu - skąd w ogóle wziął się pomysł na napisanie tej książki, jak wyglądały jej początki?

Skąd pomysł? Z niespożytej energii. Z nadmiaru emocji. Z potrzeby serca. Może też z nudy? Z przekonania, że warto coś zostawić po sobie? No i poza wszystkim - to jednak fajnie, jak w Bibliotece Narodowej w stolicy kraju jest półka, na której spocznie książka z twoim nazwiskiem… Każdy może sobie wymyślić powód odpowiedni dla siebie. My napisaliśmy tę książkę, bo oboje dużo czytamy i brakowało nam opowieści dla ludzi w naszym wieku. Przejadły nam się filmy, seriale, powieści i piosenki o przebojowych trzydziestoletnich singielkach, z wydumanymi problemami, niezawodnymi autami i kawą z popularnej sieci. I właśnie z braku zgody na taki trend pojawiła się nasza historia. W tej opowieści wszystko jest mniej oczywiste i nachalne. I to jest jej urok.

Dzieli was spora odległość, Robert mieszka w Bełchatowie, a Lidia na Mazurach. Jak wyglądała wasza współpraca na poszczególnych etapach powstawania książki?

Dzieli nas niemal 600 km, co wymuszało opracowanie nie tyle sposobu komunikacji – bo w dobie Internetu ta odległość nie ma żadnego znaczenia, co bardziej pilnowania się wzajemnie, czy rzeczywiście poświęcamy na pracę tyle czasu, ile ona wymagała. Każde z nas ma swoje obowiązki, rodziny, zainteresowania, jednym słowem – życie. Pracując solo masz to wszystko pod kontrolą i sam dostosowujesz tryb pracy do kalendarza i harmonogramu zajęć. Pracując w duecie musisz mieć z tyłu głowy, że dziś fragment z bieżącego rozdziału musisz skończyć do określonej godziny, bo drugi autor później idzie na basen, kąpie psa albo realizuje się w innej dziedzinie. Ma to swoje plusy – wprowadza rygor, eliminuje momenty lenistwa, którym w pojedynkę można by ulec bez skrupułów. Ale nie w duecie! Ile razy można wyłgać się „bolącą głową” albo „wizytą teściowej”? W duecie pracujesz systematycznie; nie jest to praca na akord, ale jednak dość wymierna, efektywna.
Pamiętam kiedy pierwszy raz usłyszałam o „Napisz do mnie” to zaintrygowało mnie m.in. to, że jest ona napisana przez duet damsko – męski. Podczas lektury cały czas próbuję rozgryźć, jak się podzieliliście? Czy są fragmenty, które pisaliście wspólnie?

Cała książka jest napisana wspólnie. Cała historia urodziła się w dwóch głowach. Nie chcemy podpowiadać Czytelnikom, ani zabierać im przyjemności z analizowania, w czyjej postaci więcej jest którego autora. To przecież także część zabawy ze smakowania literatury. Proszę mieć tylko na uwadze, że zdarzają się mężczyźni świadomi potrzeb kobiet! Są też kobiety, dla których męska psychika nie ma tajemnic…

Wiem, że książka miała nosić inny tytuł? Czy możecie coś więcej na ten temat opowiedzieć?

"Konfitury z miłości" – to był pierwotny tytuł. Książka opowiada o mocnym uczuciu, jakie połączyło dwoje dorosłych ludzi. To książka o miłości, książka do kochania. Są w niej skondensowane emocje, które można jeść łyżkami. Stąd konfitury z miłości… Nie będziemy tu dorabiać romantycznej historii, zdecydowaliśmy się na zmianę w momencie, kiedy dotarło do nas, że niemiecki przekład miałby tytuł Liebesmarmolade. Ta marmolada jakoś nam zazgrzytała w uchu i zaczęliśmy kombinować nad nową propozycją. Czwarta Strona również podpowiadała, że pierwotny tytuł może być trochę mylący i zapowiadać prostą historię. Efekt znacie – 28 lutego pojawiła się książka "Napisz do mnie"…

Bohaterowie waszej książki w moim odczuciu, mają niektóre cechy „zapożyczone” od autorów: Kosma ma poczucie humoru, które kojarzy mi się z Robertem, a Matylda to artystka. Ile tak naprawdę jest Roberta w Kosmie, a Lidii w Matyldzie?

Nie da się tego przenieść bezpośrednio, ale wiele cech, faktów i wydarzeń z życia autorów udało nam się przepisać na bohaterów opowieści. Choć nie tylko naszych – w słowie od autorów zwracamy nawet na to uwagę, przepraszając znajomych za zapożyczenia. Jesteśmy dobrymi obserwatorami, a najlepsza literatura rodzi się właśnie z obserwacji życia obok nas. Robert pracował w radiu przez wiele lat, a Lidia maluje na jedwabiu. I to były fundamenty, ale każda kolejna cegła w stawianym murze, była już tworzona przy użyciu innej gliny. Zresztą już po pierwszym rozdziale postaci głównych bohaterów wyrwały się na wolność, a jak to się skończyło, to przeczytacie…
„Napisz do mnie” to pierwszy tom cyklu. Czy możecie już zdradzić ile tomów będzie sobie on liczył? Jakie są wasze dalsze plany wydawnicze? Kiedy i gdzie czytelnicy mogą liczyć na spotkania autorskie?

Bardzo nas cieszą zapytania, jakie otrzymujemy odnośnie spotkań z Czytelnikami – jesteśmy tym podekscytowani nie mniej, niż samym pisaniem. Na stronie napiszdomnie.pl jest formularz kontaktowy, więc wszystkie chętne osoby powinny z niego skorzystać i podsyłać nam zaproszenia. Jeśli tylko kalendarz pozwoli i organizacyjnie będzie to możliwe do przeprowadzenia, to dojedziemy w najodleglejszy zakątek kraju. Rozmowa z Czytelnikami, wymiana opinii, krytyka to przecież sama sól ziemi i zarazem crème de la crème, jakie płyną z bycia autorem. Zapraszajcie zatem, a my z tych zaproszeń z wielką przyjemnością będziemy korzystać. Co do ilości tomów… Historia od początku pomyślana została jako trzy książki. Pierwsza właśnie trafiła do księgarń, drugą ukończyliśmy dosłownie kilkanaście dni temu i będzie można ją kupić – jak zapewnia Czwarta Strona – jesienią. Trzecia siedzi na razie w naszych głowach, ale coraz częściej to siedzenie w głowach przeradza się w całkiem realny głód pisania. No i bohaterowie też proszą o zamknięcie opowieści… Początkowo chcieliśmy zrobić sobie przerwę od Matyldy i Kosmy, mieliśmy zamiar zająć się innymi pomysłami, ale najprawdopodobniej skończy się to powrotem do nich i pracą nad finałową częścią.

Jak zachęcilibyście czytelników, aby sięgnęli po „Napisz do mnie”?

To gruba książka, można spokojnie stosować ją jako zamiennik wyłamanej nogi w łóżku, można nią przygnieść coś, co wymaga sporego ciężaru. Niemal 550 stron robi swoje. Gdyby ktoś z Was dodatkowo zdecydował się ją przeczytać, otrzyma nieocenione chwile z prawdziwymi emocjami. Już o tym mówiliśmy, ale wspomnimy raz jeszcze – to książka do kochania. Opowieść o miłości, która zaczyna się od listu. Listem też się kończy. A wszystko co między tymi listami się zdarzyło to czysta magia. Magia emocji, dźwięków, kolorów. Wszystko dzieje się niespiesznie, pies skradnie Wasze serca, a zakończenie wytrąci z równowagi. I będziecie czekać na jesień, zapomnicie o długich majowych weekendach, o wakacjach, o letnich koncertach Sławomira - liczyć się będzie tylko data premiery drugiej części. To po prostu świetna opowieść w przepięknej okładce i rozsądnej cenie. I gdzieś tam, pod koniec lektury, zadacie sobie pytanie: zaraz, zaraz – dlaczego nikt jeszcze nie nakręcił o tym filmu? I wtedy zacznie się dodatkowa zabawa z typowaniem aktorów. Przeżyliśmy to. I też czekamy na jesień... 
Bardzo dziękuję za rozmowę! 
https://www.facebook.com/napiszdomnieofficial/


Komentarze

  1. Wspaniałe przypomnienie o tym, jak wdzięcznym materiałem potrafi być papier i jak pięknie przyjmuje wszystkie myśli przemienione w słowa...

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka jedzie juz do mnie kurierem 😊😍

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy na kolejną część można liczyć? uwielbiam opasłe tomy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. drugi tom będzie tylko trochę mniej opasły. polubisz go...

      Usuń
  4. A mnie ten Kosma tak strasznie wpieniał przez cała tę historię, że o matko. Właśnie skończyłam czytać i wiem, że sięgnę po pozostałe części tej historii, choćby po to, żeby się przekonać, czy w drugim i trzecim tomie również będzie takim idiotą ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam. Dawno. Ale nie potrafię zapomnieć. Świetne dialogi, piękne opisy uczuć bohaterów. Jestem wciąż pod ogromnym wrażeniem kruchości Matyldy i niezwykłej buty Kosmy. Niech już przyjdzie jesień... Gorąco pozdrawiam autorów. Świetna robota!��

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram

Copyright © NIEnaczytana