"Dziewczyna kata" - Magda Knedler

Wielka historia zawsze wchłania jednostki, tak jak wielkie panoramy wchłaniają detale."
Tajemnicza okładka mnie uwiodła i bardzo chciałam przeczytać "Dziewczynę kata". Czy spełniła moje oczekiwania?

Julia Zan, młoda dziennikarka, prowadzi w lokalnym radiu program o zabytkowych przedmiotach. Zainteresowana tajemniczymi losami cennego pucharu Messenhamera zgłębia historię wrocławskiego skarbu z Bremy. Trop wiedzie do ekscentrycznego jubilera, dzięki któremu dowiaduje się o istnieniu tajemniczej broszy.
Julia po śladach broszki kroczy przez siedemnastowieczny Presslaw, mija stosy i szubienice, patrzy na wybuch wojny trzydziestoletniej i miasto ogarnięte morową zarazą. Tajemniczy przedmiot skrywa prawdę o ludzkich namiętnościach. Miłość, zazdrość i nienawiść zostały na zawsze utrwalone w szlachetnym kruszcu.
Czy to za sprawą czarów wszystko zaczęło się od Magdaleny, pięknej dziewczyny w czerwonej sukni zakochanej w miejscowym kacie? A może od Heinricha, młodego złotnika, którego kamienna głowa – jak głosi legenda – do dzisiaj tkwi w ścianie wrocławskiej katedry? 
Przyznaję, że do tej książki podchodziłam kilka razy. Zaintrygowana opisem z dużym entuzjazmem chwyciłam za "Dziewczynę kata", ale jakoś nie było nam po drodze. Nie potrafiłam się wczytać, a jak już zaczęłam się w miarę 'dobrze czuć w jej towarzystwie', to ze względu na fakt, iż kolejne karty nie dostarczały mi czegoś przełomowego, co sprawiłoby, że będę czytać z wypiekami na twarzy, skapitulowałam...
Nie wiem, być może była to kwestia oczekiwań. Miałam nadzieję na pasjonującą podróż w czasie i zgłębianie tajemnicy pucharu Messenhamera oraz broszy, ale mnogość wątków i faktów z życia bohaterów sprawiły, że mniej więcej w połowie książki straciłam chęć, aby dotrwać do finału jej poznania. I zapewne gdybym miała ją ot tak w swoim księgozbiorze, to nie doczytałabym do końca, ale skoro była egzemplarzem recenzenckim, to postanowiłam dać jej szansę. I było warto.
Na plus na pewno zasługuje drobiazgowa, a wręcz koronkarska praca autorki, która stworzyła coś na kształt fabularnej rozprawy naukowej zmierzającej do zbadania historii wyjątkowego przedmiotu. Widać, że temat sztuki został tutaj dopieszczony i nie można się przyczepić do potraktowania go powierzchownie. W moim odczuciu ciekawsza była ta część fabuły, która odnosiła się do przeszłości. Opisy dotyczące specyfiki pracy kata czy procesów kobiet oskarżonych o czary, stanowią dla mnie jedną z najbardziej interesujących części tej książki. Przełom w myśleniu o niej nastąpił u mnie w momencie rozbudowania wątku Barbary. Tutaj nareszcie poczułam, że coś zaczyna się dziać, a ja w końcu zaczynam dostrzegać wartość tej historii i wyciągać swoje wnioski. Gdybym miała odpowiedzieć o czym jest, to zapewne patrząc na jej "zewnętrzną warstwę" powiedziałabym, że o badaniu historii pucharu i broszy. Jednak zagłębiając się głębiej w fabułę odkrywamy historię o kobietach, tak różnych i podobnych jednocześnie. Każda z nich miała swoją misję i każda z nich musiała się zmierzyć z rzeczywistością, w której przyszło jej żyć. I to właśnie możliwość poznawania ich natury, traktuję jako swoją prywatną wartość wyniesioną z lektury "Dziewczyny kata".

Podsumowując:

"Dziewczyna kata" to opowieść o miłości, nienawiści i zemście. To pozycja dla osób, które w czytelniczej hierarchii wyżej stawiają drobiazgowe potraktowanie tematu, ponad wartką akcję. Tutaj fabuła rozwija się niespiesznie, ale za to możemy poznać wiele szczegółów dotyczących m.in. codzienności ludzi żyjących w XVII wieku. Jeśli lubicie tematykę związaną z historią sztuki, meandrami jej badania, to ta książka na pewno wam się spodoba. Myślę, że śmiało można określić ją mianem ukłonu w kierunku historii  Wrocławia. Z pewnością przyciągnie miłośników legend i zgłębiania sekretów z przeszłości tego miasta.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu MANDO. 

https://www.facebook.com/wydawnictwomando/

Komentarze

Prześlij komentarz

instagram

Copyright © NIEnaczytana