"Bóg w moim domu" - Katarzyna Olubińska

 

[...] często tak jest, że szukamy czegoś po świecie, a znajdujemy tak blisko, obok, aż dziwi, że nie zauważyliśmy tego wcześniej".
Czułam, że właśnie teraz potrzebuję takiej książki. Czy miałam dobre przeczucia?

Pozwól nadziei rozkwitnąć na nowo
Kanapa, stół, okno z widokiem na niebo – to od jakiegoś czasu cały nasz świat. Wśród czterech ścian zatęskniliśmy za zwykłą codziennością i wypiciem kawy z dawno niewidzianym bliskim. Wielu z nas zaczęło zadawać sobie pytania: jaki jest mój dom? Na jakich fundamentach został zbudowany? Czy przetrzyma tę burzę?
Katarzyna Olubińska zamienia tym razem wielkie miasto na rodzinną miejscowość. Wraca tam, gdzie wszystko się zaczęło, i bardzo czule opowiada o bliskości, rodzinie, miłości, wierze, marzeniach i tęsknocie. W intymnych zapiskach dzieli się też tym, jak ważne jest bycie tu i teraz oraz zaufanie Bogu w każdym momencie bez względu na to, co nam się przydarza.
Ta książka zrodziła się z potrzeby serca, z tęsknoty za bliskością, za radością poranka, ale też z wdzięczności za to, ile dostałam od mojej mamy, za dar jej obecności, za jej miłość do nas, za mój rodzinny dom. Jeśli jesteś w takim momencie swojego życia, że też potrzebujesz odnaleźć nadzieję, wiarę i sens, to zapraszam na wspólne poszukiwania do mojego domu. Otwieram przed tobą swoje drzwi.
To niezwykła opowieść o domu, świadectwo wiary i pożegnanie z ukochaną Mamą.

Czasem trafia w nasze ręce pozycja wydawnicza, o której aż chce się powiedzieć: mała — wielka książka. I taka właśnie jest najnowsza opowieść, która wyszła spod pióra Katarzyny Olubińskiej. Zupełnie niepozorna a niosąca ze sobą tak wiele emocji, przemyśleń, ciepła, że na pewno zostanie ze mną na zawsze i niejeden raz jeszcze do niej wrócę.

„Bóg w moim domu” to piękne i niezwykle wzruszające pożegnanie autorki z mamą. Katarzyna Olubińska opowiada czytelnikom o ukochanej kobiecie swojego życia, przyjaciółce, powierniczce i największej fance w jej zawodowej karierze. Jak sama napisała, pomysł na tę książkę po prostu się pojawił. I choć "przeleżał" w jej głowie niczym ciasto drożdżowe, które musi wyrosnąć, kilka lat, to w końcu przyszedł jego czas. Czuć, że powstała z potrzeby chwili i serca, które pani Kasia otwiera i oddaje czytelnikom na dłoni. Jest w tym coś niezwykle intymnego, prawdziwego i pięknego, że nie sposób nie poczuć się częścią tego domu, o którym pisze autorka. Tutaj nie ma żadnej kreacji. Jest codzienność pandemiczna, która odebrała nam tak wiele, ale jednocześnie nauczyła nas cieszyć się z drobiazgów i doceniać to, co mamy. Bo liczy się tylko dziś. Jutra może nie być. Jutro może zabraknąć tych, którzy przecież powinni być zawsze. Którzy mieli towarzyszyć nam jeszcze przez lata w naszej życiowej drodze. Z którymi nie zdążyliśmy się pożegnać, powiedzieć, jak bardzo ich kochamy... Odeszli...

Ta książka to nie tylko bardzo osobiste zwierzenia autorki, ale także swoistego rodzaju pomoc dla tych, którzy kogoś stracili i nie potrafią sobie z tym poradzić. Są pełni żalu, bólu oraz buntu przeciwko Bogu, który odebrał im ukochaną osobę. Autorka nie ukrywa, że też czuła w sobie tego rodzaju bunt. Jednak ukojenia szukała poprzez ucieczkę we wspomnienia i wiarę. Ucieczkę do momentów, kiedy ich dom tętnił życiem, otwierając swoje podwoje dla podróżnych — pielgrzymów, których przyjmowało się w myśl starego powiedzenia: „Gość w dom, Bóg w dom". Pani Kasia, niczym bliska przyjaciółka opowiada o wszystkich swoich wątpliwościach. O żalu, że nie może cofnąć czasu. O tym, jak wiele znaczyła dla niej mama. O prozaicznych rzeczach, jak kubek z Bolesławca, w którym piła kawę, jedynym winie, które jej smakowało, a którego nikt z nią nie chciał pić. O wyjątkowej relacji matka — córka, ale także o cudownej więzi rodziców autorki, którzy prawdziwie byli dwoma połówkami jednego jabłka. Najbardziej wzruszające, dla mnie, są listy. Listy do mamy, które autorka oraz jej bracia napisali po jej śmierci. To była naprawdę bardzo poruszająca i intymna wręcz lektura.


Podsumowując:

Z tej książki bije niesamowita prawda. Miłość, wiara, ufność oraz wdzięczność za dom, każdy dom, który był i jest ważny w życiu autorki. Jej dom rodzinny ten, w którym mieszka aktualnie z mężem oraz ten, gdzie ma „duchową rodzinę". Przez to, w jaki sposób opisała wszystkie swoje rozważania, sprawia, że staje się nam bliska. Tak, jak wydarzenia z jej życia, bo przecież rzeczywistość pandemiczną dzielimy z nią wszyscy. A niektórzy z nas także ból po stracie najbliższych... To jednocześnie opowieść o tym co zwykłe i niezwykłe zarazem. To książka która, choć wywoła łzy, jest niezwykle kojąca. Jest niczym balsam dla serca i duszy. Snutą tak subtelnie przez autorkę opowieścią pełną nadziei: "na lepsze dni, na znak, na cud, na drgnienie wiosny, na spotkanie po drugiej stronie z tymi, których kochamy". Nadziei, która dodaje nam siły na co dzień.

Książkę możecie zamówić tutaj: KLIK

Wpis powstał we współpracy z Wydawnictwem WAM.


 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana