"To nie analiza ani statystyka. To prawdziwe historie ubrane w kanwę powieści" - wywiad z Sylwią Kubik
Tematyka, jaką poruszasz w „Zakochanym w zakonnicy”, ale też we wcześniejszej „Zakochanej zakonnicy”, nie jest typowa dla powieści obyczajowych. Co takiego skłoniło Cię do wzięcia na tapet właśnie życia zakonnic i księży?
Czytelniczka będąca byłą zakonnicą. Opisała mi swoją historię. Wiele czytelniczek pisze do mnie wiadomości, ale ta przykuła moją uwagę tematem. Zaintrygował mnie, więc postanowiłam opisać jej historię. Po premierze książki zaś dostałam całą masę wiadomości od byłych i obecnych zakonnic. Uznałam więc, że książka była ważna i potrzebna – stąd kolejna na ten temat. Teraz też je dostaję wiadomości.
Zarówno „Zakochana zakonnica”, jak i „Zakochany w zakonnicy” mogą budzić różne emocje. Czy pisząc, obawiałaś się tego, jak zostaną one odebrane przez czytelników?
Nie, bo założyłam sobie na wstępie, że zostanę ostro skrytykowana, ale biorę to na klatę. Chcę to napisać i to napiszę. Żadna krytyka, czy opinie ludzi tego nie zmienią. I wiesz co? Nie było krytyki. Było mnóstwo podziękowań.
Pamiętam, że w przypadku „Zakochanej zakonnicy” treść zawartą w książce oparłaś na prawdziwych wydarzeniach. Czy podobnie jest w przypadku „Zakochanego w zakonnicy”?
W przypadku „Zakochanego w zakonnicy” zrobiłam kompilację historii. Wszystkie są prawdziwe, ale pochodzą od różnych osób, z różnych zgromadzeń. Złączyłam je w całość.
Czytelniczka będąca byłą zakonnicą. Opisała mi swoją historię. Wiele czytelniczek pisze do mnie wiadomości, ale ta przykuła moją uwagę tematem. Zaintrygował mnie, więc postanowiłam opisać jej historię. Po premierze książki zaś dostałam całą masę wiadomości od byłych i obecnych zakonnic. Uznałam więc, że książka była ważna i potrzebna – stąd kolejna na ten temat. Teraz też je dostaję wiadomości.
Zarówno „Zakochana zakonnica”, jak i „Zakochany w zakonnicy” mogą budzić różne emocje. Czy pisząc, obawiałaś się tego, jak zostaną one odebrane przez czytelników?
Nie, bo założyłam sobie na wstępie, że zostanę ostro skrytykowana, ale biorę to na klatę. Chcę to napisać i to napiszę. Żadna krytyka, czy opinie ludzi tego nie zmienią. I wiesz co? Nie było krytyki. Było mnóstwo podziękowań.
Pamiętam, że w przypadku „Zakochanej zakonnicy” treść zawartą w książce oparłaś na prawdziwych wydarzeniach. Czy podobnie jest w przypadku „Zakochanego w zakonnicy”?
W przypadku „Zakochanego w zakonnicy” zrobiłam kompilację historii. Wszystkie są prawdziwe, ale pochodzą od różnych osób, z różnych zgromadzeń. Złączyłam je w całość.
Kiedy czytałam Twoją najnowszą powieść, były momenty, kiedy byłam zaskoczona. Poruszasz w niej tematy czasem niewygodne. Czy były wątki, które pojawiły się w „Zakochanym w zakonnicy”, które sprawiły Ci jakąś trudność?
Wiesz, jak piszę, to piszę to, co czuję, to co mam w głowie. Nie zastanawiam się, czy to trudne, czy łatwe, jak będzie przyjęte. Niektóre wątki wzbudzą silne emocje, pozytywne, ale i negatywne. Każdy jednak ocenia przez pryzmat swoich doświadczeń. I ma do tego prawo. A ja mam prawo pisać co chcę, jak chcę i na temat, który chcę.
W moim odczuciu nowa powieść różni się nieco od „Zakochanej zakonnicy”. Pokazujesz w niej nie tyle problem jednostki, ile całej społeczności, jaką są zakonnice, prawda?
„Zakochana zakonnica” to była historia jednej osoby, jednego punktu widzenia. Tutaj mamy cały przekrój, spektrum tematów i problemów. Te powieści, mimo takie samej tematyki i wnet identycznego tytułu, są inne.
W „Zakochanym w zakonnicy” pojawia się także struktura stanowisk i hierarchia, jaka obowiązuje zarówno u zakonnic, jak i księży. Skąd czerpałaś wiedzę na ten temat, jak również na tematy drogi „służbowej”, jaką muszą przechodzić osoby chcące coś załatwić lub „awansować” w danej społeczności?
Konsultowałam z bohaterką pierwszej powieści oraz z księżmi. Tymi, którzy nadal sprawują posługę i tymi, którzy odeszli.
Obraz życia zakonnic, jaki wyłania się z Twojej najnowszej książki, jest dosyć szary i smutny. Fakt ten potęguje pokazanie życia księży, które zdaje się w przeciwieństwie do codzienności kobiet w habitach, a ich posługa jest czymś dużo „przyjemniejszym”. Czy celowo pokazałaś te dwa światy, które niby ze sobą korespondują, ale zdają się odległe, w takim właśnie kontrastowym zestawieniu?
Oczywiście. Może wcześniej czytelnicy tego nie analizowali, tych różnic, ale je widać gołym okiem. I nie mówię o zakresie obowiązków, ale zasadach i standardzie życia. Mężczyznom wolno więcej. Również tym w zakonie.
Bazując na faktach, które przytoczyłaś na swoim profilu, można dojść do wniosku, że dziś samo powołanie nie wystarczy, by wytrwać w zakonie. Na siostry, które się na niego zdecydują, czeka wiele wyrzeczeń oraz ograniczeń, prawda?
To jest inny świat. Wchodząc tam, nie każda aspirantka wie, co ją czeka, ale jest czas, żeby rozeznała się w swoim powołaniu i zasadach panujących w zakonie. Znam historie dziewczyny, która dwa razy odchodziła z zakonu, a raczej go zmieniała, aż trafiła na ten właściwy, ten, który pasował do jej chryzmatu, osobowości, temperamentu.
Kiedy skończyłam czytać, dotarła do mnie smutna refleksja, że pewien etap się kończy… Coraz mniej chętnych do wstąpienia do zakonu, zakłamanie, przyzwolenie na rzeczy, które nie powinny dotyczyć księży i zakonnic… Czy myślisz, że rola tych dwóch społeczności będzie z każdym rokiem coraz mniej doceniana przez społeczeństwo? Właśnie ze względu na rzeczy, o których wielu wie, ale przymyka oko, a które to rzutują na ludzkie do nich zaufanie?
Już jest mniej doceniana. Prawdziwego księdza z powołaniem, który nie traktuje posługi, jak zwykłej pracy ciężko znaleźć. Ale są tacy. Znam nawet osobiście. Co prawda mogę ich policzyć na palcach jednej ręki, ale są. Tracimy zaufanie do księży. Mamy XXI wiek. Nie da się zamieść pod dywan ich występków. Od tych drastycznych, jak w Dąbrowie Górniczej po te może mnie spektakularne – romanse, wizyty w burdelu, afery pedofilskie. Nie jesteśmy już zaślepieni. Widzimy, a nie tylko patrzymy (No, większość z nas). Skończył się czas ślepego zaufania i uznania wyższości księży, szanowania ich za to, że mają sutannę. Na szacunek trzeba zasłużyć. Również księża muszą.
Z zakonnicami jest inaczej. O nich wiemy mniej. Afery wyciekają rzadziej, co nie znaczy, że jest ich mniej. Warto zerknąć do „Dzienniczka św. Faustyny” czy książki „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadecie”. Jest tego sporo, ale mniej niż u księży, więc na siostry patrzymy przez pryzmat naszych wyobrażeń. Tego, co chcemy w nich widzieć.
Twoja powieść to nie tylko historia o życiu księży i zakonnic, ale także opowieść o ludzkiej hipokryzji, zakłamaniu, ale i samotności, prawda?
Oczywiście. Piszę o ludziach, a księża i zakonnice też nimi są, że tak wtrącę ironicznie. 😊 Więc pisząc o żywych, czujących istotach nie sposób nie pokazać ich uczuć, emocji i problemów. To nie analiza ani statystyka. To prawdziwe historie ubrane w kanwę powieści.
Czy masz już pierwsze opinie/refleksje czytelników po lekturze „Zakochanego w zakonnicy”? Może któraś z nich cię zaskoczyła?
Póki co nic mnie nie zaskoczyło. Mam mądrych czytelników.
Czy będzie kolejna powieść z tej, nazwijmy to, serii z zakonnicą w tytule?
Mam jeszcze mnóstwo materiałów do wykorzystania, i tych od księży i tych od zakonnic, więc nie wykluczam takiej opcji. Mało tego, dwie rozmowy jeszcze przede mną. Jedna z seminarzystą, a druga z byłym zakonnikiem. Tak więc możliwe, że i te historie zostaną opisane.
Póki co nic mnie nie zaskoczyło. Mam mądrych czytelników.
Czy będzie kolejna powieść z tej, nazwijmy to, serii z zakonnicą w tytule?
Mam jeszcze mnóstwo materiałów do wykorzystania, i tych od księży i tych od zakonnic, więc nie wykluczam takiej opcji. Mało tego, dwie rozmowy jeszcze przede mną. Jedna z seminarzystą, a druga z byłym zakonnikiem. Tak więc możliwe, że i te historie zostaną opisane.
Dziękuję za rozmowę!
[materiał sponsorowany przez Wydawnictwo Filia]
Komentarze
Prześlij komentarz