"Kim naprawdę jestem" - Agnieszka Jeż



We wszystkich sprawach lepiej mieć nadzieję, niż ją stracić.

Dwie kobiety łączy wspólny los, ale dzielą tajemnice – takie, których nie wyjawia się nikomu.

„A gdyby to było moje życie?”, myśli Janina Radke, patrząc na szczęśliwą Marię Szaflarską, której dziećmi się opiekuje. Jej pracodawczyni ma wszystko: wspaniałego męża, udane potomstwo, ładny dom. Janina ma marzenia oraz poczucie, że los obdarza niesprawiedliwie.
Chwilę później wybucha wojna, która zmiata wszystko, na czym opierał się dotychczasowy porządek świata.
I gdy wydaje się, że życie rozdało już wszystkie złe karty, zdarza się najgorsze – córki Marii znikają bez śladu. Wojenna zawierucha zabiera także Janinę.
W czterdziestym piątym roku kobiety znowu się spotykają. Zbliża je samotność i cel – odnaleźć dwoje zaginionych dzieci.
I to, o którym nikt poza Janiną nie wie.
Podczas poszukiwań poznają Romana Hrabara – adwokata, który odkrył, że za tajemniczymi zniknięciami polskich dzieci stał nie przypadek, a misternie zorganizowana niemiecka akcja. Maria i Janina jeszcze nie wiedzą, że niebawem przyjdzie im odpowiedzieć na najtrudniejsze pytania: czym jest macierzyństwo? Kto jest prawdziwą matką? Co jest naprawdę dobre dla dziecka? Czy można pokochać wroga? Ile można wybaczyć przyjaciółce?


Dla wielu z nas tożsamość jest czymś naturalnym. To, do jakiej rodziny należymy, jakie mamy korzenie – to wszystko jest dla nas oczywiste. To sprawia, że wiemy, kim jesteśmy. Do kogo jesteśmy podobni z wyglądu czy z charakteru. I ta pewność jest niepodważalną wartością i świadomością, że jesteśmy we właściwym miejscu, a obok są ludzie, którzy nas kochają, którzy stanowią część naszej własnej historii. Co jednak, gdyby zostało nam to odebrane, zmienione, ofiarowane na nowo…? Czy bylibyśmy w stanie z całą pewnością stwierdzić, kim jesteśmy?
Poruszająca to była historia… Niełatwa, bolesna, uderzająca w samo serce – matczyne serce. Agnieszka Jeż splata fikcję i prawdę, tworząc wiarygodny obraz losów dzieci, które w czasie wojny były adaptowane do niemieckich rodzin. Te, które miały aryjskie rysy, które idealnie wpisywały się w rolę i oczekiwania, odzierano z pamięci, zniemczano, przymuszano do stania się godnymi reprezentantami nowego narodu. Zupełnie jakby ich poprzedniej tożsamości nigdy nie było…
„Kim naprawdę jestem” to przede wszystkim opowieść o macierzyństwie. Tak dalekim od idealnego obrazka z kobietą i oseskiem w ramionach. W powieści autorki jawi się ono jako walka i oręże jednocześnie. Jako siła do przetrwania wojennego piekła, ale także jako synonim nieustającej nadziei, że uda się odbudować to, co zostało skradzione. Że uda się wnieść fundamenty relacji opartej na miłości matka-dziecko, nawet wtedy, kiedy to dziecko, NASZE dziecko, zostało pokochane przez obcych ludzi. A nawet… zostawiło w ich domu, na obczyźnie, swoje własne serce.
Tak trudno bez emocji czytać o procesie germanizacji polskich dzieci. O nieczystych procederach, które odzierały je z korzeni, z szansy na przyszłość u boku kochających rodziców. O tym, w jak czasami bezduszny sposób ociosywano je z polskości, jak wypleniano ją z ich młodych, nieskażonych, niewiele rozumiejących umysłów, by ukształtować na swoje – niemieckie podobieństwo.
Powieść Agnieszki Jeż stawia czytelnika na bezdrożach. Skłania do ambiwalentnych przemyśleń. Z jednej strony, tak oczywistych – odbieranie dzieci rodzicom było czymś złym i okrutnym! A z drugiej zaś, czy próby naprawienia tej sytuacji i oddania ich prawowitym bliskim, kiedy zdążyły już ukształtować się nowe więzi z niemieckimi rodzinami, zawsze były dobre, słuszne, lepsze…? Nie da się odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie i Agnieszka Jeż także tego nie robi. Przedstawia sytuację z kilku perspektyw. Nie tylko matek, ale także dzieci, aż wreszcie także tych, którzy najpierw przygarnęli cudze dzieci, dali im dom i miłość, by potem musieć się z nimi rozstać, aby te wróciły do Polski...

Podsumowując:

Powieść Agnieszki Jeż to opowieść o bliskości. O tej, której wszak każdy łaknie. Jedni mają szczęście, otrzymując ją od losu, inni z zazdrością spoglądają na radość innych, sami jej nie posiadając, a jeszcze inni upatrują swojej szansy, budując ją na fundamencie cudzej niedoli. To historia o więzach rozerwanych przez wojenne piekło, o poszukiwaniach i próbie scalenia tego, co być może nigdy tej próbie sprostać nie miało... To książka, która wywołuje wiele emocji, często skrajnych, ale także próbuje odpowiedzieć na pytania z serii tych najtrudniejszych. Niezależnie od odpowiedzi Agnieszka Jeż nie ocenia. Pokazuje sytuację z wielu perspektyw i jednocześnie uświadamia, że nigdy nie możemy być pewni, czy zdołamy wybaczyć, ani tego, jak sami zachowalibyśmy się w danej sytuacji – wszak „tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono”. Jedno jest pewne – warto budować, a nie niszczyć, szerzyć dobro, a nie rozpamiętywać tego, co było złe. Polecam!

Książkę można zamówić tutaj: KLIK

 

[materiał sponsorowany przez Wydawnictwo FILIA] 


Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana