"Wendyjska Winnica. Dolina nadziei" - Zofia Mąkosa [PATRONAT MEDIALNY NIENACZYTANA]
Nie mam rodziców, nie mam niczego, co sprawiało, że dobrze się tam czułam. Chciałabym wrócić do tamtych czasów w Altreben, a nie tylko do Altreben".
Tak bardzo czekałam! Czy było warto?
Jest rok 1948. Matylda Neumann rezygnuje z walki o ukochanego, opuszcza
Zieloną Górę i wyjeżdża do Neuruppin. Tam czeka na nią ciotka Hedwiga i
miejsce na sienniku obok kuzynki, Anny. W przeludnionej radzieckiej
strefie okupowanych Niemiec brakuje żywności, mieszkań i pracy, ludzie
czują niechęć do uchodźców oraz strach przed wszechobecną służbą
bezpieczeństwa. Wciąż trwają poszukiwania bliskich zaginionych w czasie
wojny. W tych trudnych warunkach ostoją normalności jest rodzina. U boku
ciotki Tila próbuje na nowo ułożyć sobie życie. Są jednak ludzie i
sprawy, o których nie uda się jej zapomnieć…
Książki Zofii Mąkosy to jedne z tych, które mogę określić z pełnym przekonaniem jako literackie perełki. Napisane piękną polszczyzną, posiadające w sobie ogrom wiadomości na temat opisywanego przez autorkę okresu historii oraz terenów, na których toczy się akcja. Powieści, które zaskakują, poszerzają horyzonty wiedzy i wywołują głód. Nie tylko głód czytelniczy kolejnego tomu, ale także potrzebę zgłębiana faktów w nich zawartych. To tego rodzaju książki, które wymagają od czytelnika zaangażowania, skupienia oraz chęci odkrywania historii. Mnogość postaci i zdarzeń tworzą swoistego rodzaju labirynt, którego zgłębianie jest pasjonujące, ale łatwo możemy się zagubić, wystarczy chwila nieuwagi. To odmiana literatury obyczajowej, którą można śmiało określić mianem ambitnej. Ten stan rzeczy, a co za tym idzie wysoki poziom poszczególnych części utrzymuje się od początku, aż do ostatniej strony trzeciego tomu.
I tak się trudno rozstać...
"Dolina nadziei" to opowieść, która osnuta jest tęsknotą. Pragnieniem powrotu do domu, którego... nie ma? Dla jednych jest to przekonanie tak silne, że nie wierzą, aby mogli znaleźć go gdziekolwiek. Dla innych wiara w to, że kiedyś nadejdzie dzień powrotu w rodzinne strony, która sprawia, że nie potrafią ułożyć sobie życia na nowo i zapuścić korzeni. To także historia o wędrówce, choć chyba lepszym określeniem jest tułaczka. Podróży okupionej ludzką tragedią, utratą kolejnych bliskich osób, poczuciem samotności, odrzucenia i braku swojego miejsca na ziemi. Nieudolnymi próbami walki o każdy nowy dzień. I choć tułaczka Matyldy wydaje się nie mieć końca, a jej historia zmierzać ku smutnemu zakończeniu, to pozostaje ona... nadzieja. Tląca się niczym wątły płomień, nieuświadomiona. Pchająca do przodu, jak niewidzialna siła, o której istnieniu nie miała pojęcia...
"Ja wiem, jakie myśli mam o was (...) myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją".
Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu, po raz kolejny, o doskonałej pracy jaką autorka wykonała tworząc tło historyczne. Jej dokładność i drobiazgowość to wielki walor jej powieści. Bardzo to doceniam i przyznaję, że sama mam wiele do nadrobienia w obszarze wiedzy o rzeczach, miejscach i faktach, o których pisze. Ale to właśnie takie książki sprawiają, że nie wstydzę się o tym mówić. Że mam potrzebę, aby to zmienić. Bo choć seria "Wendyjska Winnica" to w dużej mierze fikcja literacka, to ma ona w sobie wiele prawdy, którą chcę odkrywać.
Podsumowując:
"Dolina nadziei" to zakończenie książkowej podróży z bohaterami książek Zofii Mąkosy w moim odczuciu idealne. Ktoś może powiedzieć: a skąd wiesz? Wiem. Dla mnie takie właśnie jest. Autorka zebrała wszystko to czym zachwyciłam się w poprzednich tomach serii i okrasiła to miłością, sporą dawką emocji oraz ekscytacji oczekiwania na to, co będzie dalej? Poruszająca i pokazująca w tak przejmujący sposób jak wielkie może być przywiązanie do tradycji i domu. Dla jednych jest on miejscem kojarzonym z poczuciem bezpieczeństwa i ukojeniem tęsknoty za tym, co minęło bezpowrotnie, którzy potrafią go odnaleźć w zapachu, widoku z okna... A dla innych to Dom - katedra, której progu być może już nigdy nie przekroczą i pozostanie im tylko nadzieja, która będzie im towarzyszyć do ostatnich dni. Po stokroć polecam!
Za możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu Książnica.
Komentarze
Prześlij komentarz