"Pułapka na anioły" - Marcin Grzelak
Szanuj życie człowieku, i doświadczaj tego, że jesteś".
Przejmująca ballada o chłopcu, którego do snu nie kołysały anioły…
Niewielka robotnicza miejscowość u schyłku komuny, w niej jedna z wielu
polskich rodzin. Agresywny ojciec milicjant, uległa matka i siedmioletni
Wojtek, osiedlowa ofiara, niosący piętno bycia synem „pedała”. Zło
pleni się w tej rodzinie jak zaraza, a chłopiec przed traumą ucieka do
świata, w którym czeka na niego niespodziewana przyjaźń… Czy zdoła
ocalić siebie?
Ta wyblakła pocztówka z lat osiemdziesiątych to poprowadzona bez złudzeń
i sentymentów opowieść o rezygnacji, ranach, których nie sposób zszyć
słowem, i beznadziei lat minionych.
„Pewnego dnia, pewnego dnia pękło niebo I lunął straszny deszcz. Wtedy krzyknął ktoś I chłód ogarnął wszystkie serca, A w oczach pojawił się strach”.*
On się boi. Choć zdaje się nie do końca rozumie, czym jest strach. Nie rozumie, co znaczy, że ojciec jest pedałem. Zadaje pytania, na które nie znajduje odpowiedzi. Obserwuje. Widzi. Kolejny cios. Matczyna tarcza, która ochroniła go kolejny raz przed podniesioną do góry pięścią… „Czy mama ma dobrą pracę nóg?”. Pytany odpowiada, że się potknęła. Czy rozumie, że to nie jest prawdą? Być może. A może wcale nie. Przecież dorośli tak właśnie zeznali. A to właśnie dorośli kształtują ten świat i oni wiedzą lepiej. To dorośli są częścią domu, w którym mieszka. Są nierozłącznym elementem jego dzieciństwa. Prawda?
G*wno prawda! Złodzieje! Okradli go z tego, co mu się należało. Ukształtowali na swoje nieudolne podobieństwo. Ulepili z własnej gliny, która była niedoskonała. Jak oni. Zamknęli w pułapce bez wyjścia. Uczynili aktorem w teatrze złudzeń. Uwięzili w czterech ścianach domu pełnym przemocy i niekochania... I oto jest. Wojtek. Głupek, czubek, syn pedała…? Kim jesteś, Wojtusiu?
Płaczę. Już sama nie wiem, czy nad fabułą, czy nad losem Wojtka. To przecież chłopiec, który żyje tylko na kartach książki… Ale boli mnie jego ból. Cierpię z powodu niesprawiedliwości, jaka go spotkała. Jestem zła na jego ojca, matkę, na każdego, kto był obok, ale nie dał mu tego, na co zasługiwał. A to tylko dziecko, do ch*lery! Uciekł od nich do świata „aniołów”. Oszalał – skwitowali dorośli. A teraz…? Teraz nie ma już nic.
On się boi. Choć zdaje się nie do końca rozumie, czym jest strach. Nie rozumie, co znaczy, że ojciec jest pedałem. Zadaje pytania, na które nie znajduje odpowiedzi. Obserwuje. Widzi. Kolejny cios. Matczyna tarcza, która ochroniła go kolejny raz przed podniesioną do góry pięścią… „Czy mama ma dobrą pracę nóg?”. Pytany odpowiada, że się potknęła. Czy rozumie, że to nie jest prawdą? Być może. A może wcale nie. Przecież dorośli tak właśnie zeznali. A to właśnie dorośli kształtują ten świat i oni wiedzą lepiej. To dorośli są częścią domu, w którym mieszka. Są nierozłącznym elementem jego dzieciństwa. Prawda?
G*wno prawda! Złodzieje! Okradli go z tego, co mu się należało. Ukształtowali na swoje nieudolne podobieństwo. Ulepili z własnej gliny, która była niedoskonała. Jak oni. Zamknęli w pułapce bez wyjścia. Uczynili aktorem w teatrze złudzeń. Uwięzili w czterech ścianach domu pełnym przemocy i niekochania... I oto jest. Wojtek. Głupek, czubek, syn pedała…? Kim jesteś, Wojtusiu?
Płaczę. Już sama nie wiem, czy nad fabułą, czy nad losem Wojtka. To przecież chłopiec, który żyje tylko na kartach książki… Ale boli mnie jego ból. Cierpię z powodu niesprawiedliwości, jaka go spotkała. Jestem zła na jego ojca, matkę, na każdego, kto był obok, ale nie dał mu tego, na co zasługiwał. A to tylko dziecko, do ch*lery! Uciekł od nich do świata „aniołów”. Oszalał – skwitowali dorośli. A teraz…? Teraz nie ma już nic.
„Świat namalowany był ręką dziecka. Nad nimi pas nieba – błękitny, jak od linijki, w bezruchu… Pod nimi pas ziemi – zwykłej gliny, co upomniała się dzisiaj o swoje”.
Marcin Grzelak stworzył opowieść, która nie wciągnie Was w wir wartkiej fabuły. Ona was oblepi. Przeniknie do Waszego czytelniczego krwiobiegu, aby krążyć w żyłach. Abyście mogli czuć to, co czuł mały bohater jego książki. Abyście odczuwali wściekłość i wciąż wyrzucali z siebie pytania bez odpowiedzi – dlaczego!? Nie ma debiutów idealnych, każdy szuka w nich czegoś innego, czegoś dla siebie. Ja znalazłam to, czego szukałam. Ba! Powiem nawet, że więcej, niż oczekiwałam. Autor zadał mi ból, wiecie – taki ból istnienia, który przejęłam niejako od Wojtka. Może myślałam, że choć w ten sposób zdołam mu w nim ulżyć? A nawet... ukołysać go do snu? Przeczytajcie "Pułapkę na anioły". Po prostu.
* Dżem, Dzień, w którym pękło niebo.
Komentarze
Prześlij komentarz