"Teraz i na zawsze" - Hannah Bailey

Jesteś dla mnie wszystkim. Chyba odpychałem od siebie ludzi tylko po to, byś to właśnie ty mogła mnie w końcu do siebie przyciągnąć.
Czy na kanadyjskiej prowincji można zapomnieć o trudnej przeszłości?
Iskrzący romans pełen kowbojów, bzu i drugiej szansy na szczęście.
Cecily Kennedy jest dziewczyną z miasta, która nigdy nie przypuszczała, że kiedykolwiek trafi na ranczo. Ale gdy jej trudne małżeństwo przeradza się w koszmar, z pomocą przychodzi poznana online kobieta z grupy wsparcia – oferuje schronienie i pracę na ranczu Wellsów.
Nowe życie nie jest lekkie, a szef Cecily – ponury, choć pociągający Austin Wells – nie ułatwia sprawy. Wysyła sprzeczne sygnały, jakby sam nie wiedział, czy chce się do niej zbliżyć, czy trzymać ją na dystans. A dla Cecily przelotny romans z szefem to ryzyko, na które nie może sobie pozwolić.
On się boi, że ona odejdzie. Ona się martwi, że zostanie.

Czasami musimy uciekać. Dosłownie i w przenośni. Uciekać od ludzi, którzy nas skrzywdzili, a bywa, że i w głąb siebie, byleby ochronić się przed kolejnym ciosem. Zmierzamy w nieznane, byle z dala od strachu i cierpienia. Szukamy bezpiecznej przystani, która będzie szansą na zapomnienie. I nawet jeśli miejsce, do którego udaje nam się dotrzeć, daje nam tymczasowe poczucie, że się udało, to musi minąć dużo czasu, zanim znów będziemy potrafili zaufać…
Lubię romanse kowbojskie przede wszystkim przez wzgląd na ich klimat. Uwielbiam, kiedy akcja toczy się na ranczu, a my czytając mamy okazję uczestniczyć w jego codzienności. I w przypadku „Teraz i na zawsze” tak właśnie się dzieje, bowiem autorka zabiera nas do miejsca, gdzie możemy odpocząć. Które kojarzy się z domem, bezpieczeństwem. Otulamy się tą atmosferą, obserwujemy pracę mieszkańców rancza, ich rutynę i wszystko to, co w powieści Bailey staje się tłem dla rodzącego się uczucia.
Jeśli chodzi o wątek romantyczny, to musicie przygotować się na slow burn, chociaż… w wyobraźni bohaterów dzieje się dużo i pikantnie. Niemniej cała relacja rozwija się niespiesznie. Mimo że naszych grumpy i sunshine ciągnie do siebie, to traumy z przeszłości nie pozwalają otworzyć się na nowe uczucie, które głośno domaga się swojego miejsca w ich sercach. Bowiem zarówno Austin, jak i Cecily to ludzie po przejściach, z bagażem trudnych doświadczeń, które ich ukształtowały. On – nieufny, mrukliwy nie-kowboj, nie chce przywiązać się do kolejnej kobiety. Ona – nadal nosi w sercu ranę, której nie da się wymazać niczym śladu po obrączce na jej palcu. Czy komfortowe okoliczności rodzinnego rancza będą im sprzyjać? Czy też może przyjdzie im stawić czoła swoim największym koszmarom?
W całej tej historii muszę się jednak trochę przyczepić. Choć podobały mi się zarówno klimat rancza, fabuła oraz to, w jaki sposób autorka rozpisała wątek romantyczny, to były w książce fragmenty, które mnie trochę… krindżowały. Nie było ich dużo, ale niektóre momenty z jednej strony mnie bawiły, z drugiej sprawiały, że… przewracałam oczami. Jednak to w niczym nie wpłynęło na całościowy odbiór powieści, bo były i sceny, a zwłaszcza jedna związana z bzem, który odgrywa w tej historii ważną rolę, dzięki którym autorce udało się mnie poruszyć. I miałam wtedy takie awwww…

Podsumowując:
Jeśli lubicie motywy: grumpy and sunshine, drugiej szansy i slow burn – to sięgnijcie po „Teraz i na zawsze”. Humor, fajnie rozpisana relacja bohaterów oraz wyjątkowy klimat rancza, którego obraz odmalowany przez autorkę przyciąga na tyle, że chciałoby się rzucić wszystko i zawitać w gościnne progi Wellsów, sprawiają, że książka czyta się sama. To romans w kowbojskim stylu, w którym poza spicy scenami znajdziecie też próby poradzenia sobie z przeszłością, zbudowania zaufania, a także otwartości na drugiego człowieka. To historia, która potwierdza, że czasami zupełnie obce miejsce i zupełnie obcy ludzie mogą nie tylko stać się dla nas nowym początkiem i ucieczką od bolesnych wydarzeń, ale także stworzyć nam prawdziwy… dom.
Komentarze
Prześlij komentarz