"Wstrzymując oddech" - Małgorzata Mikos

 

Los był panem i władcą. Był królem słynącym ze swojej nieprzewidywalnej natury. Był magikiem potrafiącym sprawnie tasować karty życia każdego człowieka. Był głównym nadzorcą decydującym o sukcesach i porażkach. Był zegarmistrzem trzymającym w dłoniach cenny czas".

Choć na półce mam pozostałe książki Małgorzaty Mikos, to było moje pierwsze spotkanie z jej twórczością. Czy jednocześnie ostatnie?

Prawdziwa miłość nie boi się słowa „wieczność”.
Oliwia i Jakub żyją jak w bajce, ciesząc się z każdego wypełnionego szczęściem i miłością dnia. Jedna sekunda decyduje o tym, że dziewczyna traci wszystko, co było dla niej ważne, a jej życie staje się pasmem niewyobrażalnego cierpienia. Po tragicznej śmierci Jakuba nie potrafi już z ufnością spoglądać w przyszłość, jak to robiła do tej pory, a rozpacz zaczyna jej przesłaniać cały świat. I wtedy ponownie spotyka swojego ukochanego, który składa jej niezwykłą obietnicę…
„Wstrzymując oddech” to pełna emocji opowieść o kruchości ludzkiego życia i marzeń oraz o niełatwych relacjach rodzinnych i próbie poradzenia sobie ze stratą najbliższej osoby. 

Ta opowieść jest emocją.

Ta historia jest bólem.

Ta miłość nie zna słowa wieczność.

Kiedy czytałam książkę Małgorzaty Mikos, odnosiłam wrażenie, że tonę. Tonę w bólu, po stracie ukochanej osoby. W bólu tak wszechogarniającym, że czułam ją każdą cząstką swojego ciała. Obserwowałam kobietę, której w ułamku sekundy zawalił się cały świat, a jej emocje związane z ukochanym mężczyzną, z jego pożegnaniem i próbą, dość mozolnie budzącą się do życia, dotyczącą powrotu do normalności po jego odejściu, stały się namacalne. Myślałam, że nie dam rady, że tej rozpaczy jest za dużo... Byłam czasem zła na autorkę, że oto karmi mnie tą gorzką łyżką dziegciu, podczas gdy ja oczekuję choć odrobiny słodyczy. I kiedy już myślałam, że wraz z kolejną przewracaną stroną pogrążę się, zupełnie jak główna bohaterka, w poczuciu beznadziei, pojawiło się światełko w tunelu. I to prawie dosłownie. Autorka wprowadziła bowiem element, który śmiało można nazwać magią. Poprzez ten zabieg jeszcze bardziej podkreśliła potęgę miłości, która w przypadku Oliwii i Jakuba była tą prawdziwą, jedyną, najpiękniejszą...

Autorka utkała historię z bolesnych zdarzeń i wplotła w nią z niezwykłą delikatnością radosne chwile. Te momenty naszego życia, których nie dostrzegamy na co dzień. Zbyt zabiegani, z planami na jutro, na przyszłość, która przecież może nigdy nie nadejść... I choć wydźwięk tej powieści jest dosyć smutny, to jednak jest coś, co sprawia, że na jej myśl na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Chciałoby się powiedzieć: taka miłość się nie zdarza. A jednak im się zdarzyła. 

Podsumowując:

W życiu tak często odkładamy nasze plany na bliżej nieokreślony czas. Wstrzymujemy oddech zamiast żyć pełną piersią, doceniać każdy dzień i w naszej dłoni drugą dłoń, która sprawia, że serce bije mocniej i czuć to wszechogarniające ciepło. Nowa książka Małgorzaty Mikos uświadamia, jak kruche jest jutro... To opowieść o marzeniach, które trzeba realizować za wszelką cenę, bo mogą stać się remedium na największy ból. Przede wszystkim jednak o miłości, która nie zna pojęcia granicy między życiem a śmiercią. 

Za egzemplarz dziękuję autorce.
 

 

 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana