"Adela nie chce umierać" - Aga Antczak
Jest miłość po Auschwitz…
Ona nie potrafiła kochać. On kochał ją od początku. Adela i Adolf to obozowi rozbitkowie, którzy budują swoją dziwną „miłość-niemiłość” na bardzo kruchym fundamencie: nie wracać do przeszłości. Adela nie wie, jakim chłopcem był jej mąż, on nie zna kobiety, która jest jego żoną. Dopiero pod koniec życia mają odwagę przywołać wspomnienia, poznać się na nowo i pokochać. Prawda okazuje się jednak bolesna...
On lubi cyfry, ona jest słowem i książką. Jego matka robiła kawę z żołędzi, jej – jadła bułeczki z kawiorem i piła szampana. Jego ojciec hodował pszczoły na głębokiej prowincji, jej – był poważanym lekarzem w przedwojennym Poznaniu. Nie łączyło ich nic. Gdyby nie Auschwitz, gdyby nie maleńkie tatuaże na przedramionach, ich miłość byłaby po prostu niemożliwa. Z przerażeniem zdają sobie sprawę, ile zawdzięczają najtrudniejszemu ze wspomnień. Adela pokochała Adolfa. On nie przestał jej kochać. Rozstanie jest nieuniknione, ale żadne z nich nie chce odejść pierwsze.
"Adela nie chce umierać” to mocna, napisana z niezwykłą wrażliwością historia o życiu i umieraniu, o najgłębszym ludzkim lęku, jakim jest śmierć. I o miłości, która wybaczy wszystko.
Nie lubimy starości. Bo czy można lubić ten okres życia, kiedy ono z każdym dniem zbliża się ku końcowi? Nie lubimy jej. Bo jak można lubić dolegliwości normalne w tym wieku, świadomość, że niedługo sami nie będziemy w stanie się o siebie zatroszczyć? Nie chcemy, aby przyszła zbyt szybko. Jesień życia, która jest kapryśna jak pogoda o tej porze roku. Albo obdaruje nas kolorami, albo sprawi, że każdy dzień będzie szaro-bury i deszczowy. Boimy się starości, gdyż jest wstępem do tego, co nieuchronne. Do śmierci. Nie myślimy o niej gdy jesteśmy młodzi. Cieszymy się każdym dniem. Kiedy jesteśmy starzy czujemy jej oddech na plecach, bo wtedy, jak nigdy wcześniej, staje się ona tak bardziej realna…
Adela nie chce umierać. Teraz, kiedy jest szczęśliwa. Kiedy pokochała swojego męża, kiedy nauczyła się zasypiać z nim w jednym łóżku. Kiedy może celebrować z nim każdy poranek i dzielić z nim kawowy rytuał. Jej starość jest dobra, nawet jeśli musi ukrywać zniekształcone dłonie w cienkich rękawiczkach. Wszystko, aby nie widzieć jej symptomów. Siateczki zmarszczek, plątaniny niebieskich żył, które widać przez skórę, która jest cienka jak pergamin. Jej starość jest dobra. Przeszłość, o której nie chciała rozmawiać, już nie. Zatrzasnęła za nią drzwi, zaryglowała, wyrzuciła klucz i zaczęła żyć od nowa, jakby jej wcale nie było. Był tylko on – Adolf, mężczyzna, którego poznała po Auschwitz i który stał się częścią jej życia, bo też TAM był. Jego ciało także zostało naznaczone obozowym numerem… Łączyło ich zrozumienie. Nie rozdrapywali starych ran, korzystali z życia. On kochał ją od początku. Ona tej miłości musiała się nauczyć. Poczucie, że zbliża się to, co nieuchronne, skłoniło Adelę do zadawania pytań. Chciała otworzyć wcześniej zatrzaśnięte drzwi do przeszłości, a może… a może chciała tylko zajrzeć przez dziurkę od klucza?
Aga Antczak stworzyła historię nietuzinkową. To nie jest kolejna obozowa opowieść. To powieść o miłości… po Auschwitz. To tkana z niezwykłą wrażliwością historia o tym wyjątkowym uczuciu. Miłości, która nie zaczęła się od wybuchu namiętności, trzepotu motylich skrzydeł. Ale był miłością dojrzałą, doświadczoną, naznaczoną przeszłością, choć przez tyle lat przeszłość, która ich połączyła, nie była obecna w ich związku. A może tak im się tylko wydawało…? „Adela nie chce umierać” to także opowieść o starości. O tym okresie życia, którego tak wielu z nas się boi. Mówi się, że „panu Bogu nie udała się starość”. Jednak patrząc na tych dwoje, kiedy kultywują swoje codzienne rytuały, można dojść do wniosku, że może jednak mu wyszła. Że również jesień życia może być pełna małych przyjemności, że także w niej można odnaleźć szczęście i radość z jej przeżywania.
Debiutancka powieść autorki to także opowieść o przeszłości pod znakiem obozowego numeru, która skrywa wiele bólu, wiele niewygodnych kwestii, które być może lepiej, aby nigdy nie wyszły na światło dzienne. A jednak tak się stało. Autorka kreśli opowieść o tym, jak trudno jest czasami zrozumieć decyzje i czyny drugiego człowieka. Jak mimowolnie w pierwszym odruchu budzi się w nas surowy krytyk, który ocenia i pozostaje ślepy na okoliczności. A przecież w Auschwitz nie było wyboru… Aga Antczak zwraca także uwagę na współczesne beztroskie podejście do kwestii holokaustu. Mały epizod w kawiarni uświadamia, jak żart, użycie określenia związanego z obozem w potocznej rozmowie, może być postrzegany przez osoby, które TAM były, które TO przeżyły.
Podsumowując:
Debiut Agi Antczak to z całą pewnością najlepszy, jaki miałam okazję przeczytać w tym roku. To poruszający, nakreślony z wielką wrażliwością obraz starości. Ale nie tyle tej, której się boimy, nie wiedząc, co ze sobą przyniesie, ile tej dobrej, pięknej, na którą składają się małe elementy, prywatne radości, którą należy celebrować każdego dnia. Bo jesień życia może być piękna! „Adela nie chce umierać” to jednak przede wszystkim historia wielkiej miłości. Miłości nieidealnej, momentami trudnej i wymagające, a czasem i niewdzięcznej. A jednak tej najważniejszej, dojrzałej, stanowiącej najcenniejszy skarb, który niektórzy doceniają dopiero u schyłku życia. Przepiękna w swej prostocie, pachnąca kawą, okraszona słodyczą Adolfowego miodu, ale i niepozbawiona życiowej łyżki dziegciu. Ode mnie 10 na 10. Polecam z całego serca!
Książkę można zamówić tutaj: KLIK
Materiał promocyjny na zlecenie Wydawnictwem Lira.
Komentarze
Prześlij komentarz