"Księżyc nad Vajont" -"Fala", "Echo" - Katarzyna Kielecka - patronat medialny

 

Co za siła trzymała ją przy matce? Czemu wiecznie stawiała tę niesympatyczną neurotyczkę w rzędzie przed innymi? Czy to przez miłość, jaką dziecko jest winne rodzicowi? Czy Karo w ogóle kochała rodzicielkę? Na pewno niezbyt ją lubiła, bo Teresę trudno było lubić. Czemu nie potrafiła tupnąć nogą, powiedzieć: „radź sobie sama”, i skupić się na własnym życiu? Zastanawiała się, jak zerwać te dziwne pęta, których nie widać, których pozornie nie ma, a jednak gdzieś się kryją. Ale gdzie?".

Fabuła dylogii Księżyc nad Vajont jest zainspirowana tragedią, która dotknęła Włochy w 1963 roku. Wielowątkowa powieść o losach ludzi wpadających w wir nieoczekiwanych wydarzeń, zmagających się z traumami, bólem i samotnością. To historia miłości, nadziei na lepszą przyszłość, a także walki o prawdę, która niesie szansę na zrozumienie i wybaczenie.

"Fala" Dolina Vajont, lata 60. Federico Lanza wraz z żoną Marianną, Polką z Wilna, i trojgiem dzieci prowadzi spokojne i szczęśliwe życie w Casso. Pracuje przy budowie najwyższej tamy na świecie. Jest dumny z tego, co robi, i wierzy, że myśl inżynierów ujarzmi przyrodę. Tymczasem matka natura pokazuje swoją moc…
Czy rodzina Lanzy wyjdzie zwycięsko z tej próby? Jak jedno wydarzenie może zmienić cichą górską dolinę?
Współczesna Łódź. Małżeństwo Karoliny Cichońskiej przechodzi kryzys. Kobieta dużo czasu poświęca neurotycznej matce, zaniedbując męża i synów. Gdy pewnego dnia starsza kobieta otrzymuje tajemniczy list, wspomnienia z dzieciństwa wracają. Postanawia otworzyć się przed córką, co skutkuje zmianą planów urlopowych Cichońskich. Czy odbudują rodzinne więzi w czasie wakacji? Kto napisał list do matki i w jakim celu?

 
"Echo" Współczesne Włochy. Karolina Cichońska ma nadzieję, że wakacyjny wyjazd scali jej małżeństwo; odbuduje więź z synami i pomoże odzyskać miłość męża. Tymczasem musi mierzyć się z echem dramatu z 1963 roku, historią swojej rodziny oraz prawdą o sobie i matce. Każdy dzień to nowy sekret do wyjaśnienia… Kogo Cichońscy spotkają w dolinie Vajont? Czy Karolina zdobędzie się na szczerość wobec męża?
Łódź, lata 60. i 70. Marianna Lanza wraz z dziewięcioletnią córką przyjeżdża do Łodzi i wprowadza się do krewnych. Przygnieciona wspomnieniami i peerelowską rzeczywistością zaniedbuje dziecko. Osamotniona dziewczynka pisze pełne tęsknoty listy do Włoch i coraz bardziej zamyka się we własnym świecie. Dotrzeć do niego potrafi tylko jej przyjaciel z sąsiedztwa – Kazik. Czy ta przyjaźń przetrwa próbę czasu? Czy ich marzenia kiedyś się spełnią? 

Powieści inspirowane prawdziwymi wydarzeniami zajmują w moim sercu wyjątkowe miejsce. Nie tylko dostarczają namacalnych emocji, kiedy w głowie wciąż kotłuje się myśl, że kiedyś ktoś przeżywał ukazane w książce wydarzenia, ale stają się zaproszeniem do zgłębienia poruszonego weń tematu. Tę zachętę można naturalnie porzucić, w końcu nie każda dziedzina nas ciekawi lub podjąć się wyzwania odbycia podróży śladami wykreowanych przez autora bohaterów. Ja zazwyczaj wybieram tę drugą ścieżkę.
Nie spodziewałam się… Nie spodziewałam się tak ogromnego ładunku emocjonalnego! To, co dylogia Katarzyny Kieleckiej ze mną zrobiła, zostanie w mojej głowie na długo. Jestem pod ogromnym wrażeniem tych powieści. Historii, która wydarzyła się naprawdę, a którą autorka zdecydowała się zabrać w sercu, by po powrocie z podróży, która ją doń zainspirowała, przelać na papier i podzielić się nią z czytelnikami. Lata 60 - te, straszna katastrofa, która zabrała ze sobą setki istnień. Fala, która pochłonęła ludzkie marzenia, plany, małe radości i wielkie uczucia. Która odebrała im nie tylko ukochane osoby, ale przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Możliwość życia w przekonaniu, że dom będzie na zawsze ich azylem. Miejscem, które kojarzy się z beztroską dziecięcych lat. Tymczasem stało się inaczej, a on pozostał w ich pamięci jako smutny pomnik i wywołująca ból pamiątka tamtej katastrofy…
Jednak „Księżyc nad Vajont” to nie jest opowieść o wydarzeniach z 1963 roku, choć stanowią one istotne tło dla tej historii. Historii, w której cieniu przyszło żyć i dorastać wielu ludziom. Członkom rodziny, którzy rozpierzchli się po różnych krajach, by w nich wić na nowo swoje gniazdo. By podejmować, z większym lub mniejszym powodzeniem, kolejne próby odbudowania siebie po tamtych wydarzeniach. Autorka zgrabnie lawiruje między dwoma płaszczyznami czasowymi, pomiędzy dwoma krajami, dając czytelnikowi możliwość spojrzenia na tamtą tragedię oczami wielu. Pokazuje ją z kilku perspektyw, sprawiając, że staje się ona nam bliska, choć tak odległa geograficznie. A jednak wsiąkamy w nią bez reszty, przeżywając wszystko z wykreowanymi przez Katarzynę Kielecką postaciami, które przez lata szukały ukojenia. Które musiały zmagać się z demonami przeszłości; próbowały odciąć się od piekła, jakie zgotowała im na ziemi ludzka chciwość i pycha…
Powieści autorki to niezwykle wnikliwa wiwisekcja relacji międzyludzkich. Opowieść o trudnym kontakcie na linii matka – córka, który może być dziedziczny zupełnie jak traumy, jakich doświadczyły przedstawicielki poszczególnych pokoleń. W cieniu tragedii z Vajont Katarzyna Kielecka kreśli opowieść o nieco smutnym wydźwięku, która utkana została na fundamencie samotności, niezrozumienia, odtrącenia oraz niewypowiedzianej krzywdy, która niczym cierń tkwi w sercu, nie pozwalając na odnalezienie spokoju. Losy kobiet są bardzo poruszające. To, z czym musiały się zmierzyć, trauma minionych lat, która z jednej strony wynikała z katastrofy, a z drugiej, z bólu, jaki zadali im najbliżsi, wywoływała we mnie ogrom emocji, które jeszcze długo po odłożeniu dylogii rezonowały w mojej głowie. 

Podsumowując:

Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak Katarzyna Kielecka „pożeniła” prawdę z fikcją literacką, której nadała realnego wymiaru. Zrobiła to tak dobrze, że cala historia wydaje się wiarygodna, a granica między tym, co wydarzyło się naprawdę i zostało przelane przez autorkę na papier po wnikliwym researchu, a tym, co jest wytworem jej wyobraźni, się zaciera. Czytelnik nie ma wątpliwości, że to mogło się zdarzyć, a bohaterowie powieści istnieli naprawdę… „Księżyc nad Vajont” polecam każdemu, kto ceni dobrą prozę, napisaną w niezwykle ciekawy sposób, okraszoną emocjami, które buzują w nas podczas lektury, ale i długo po niej. To poruszająca, momentami zatrważająca opowieść o tragedii, o życiu w jej cieniu, ale także poszukiwaniu własnych korzeni, od których zostaliśmy niejako odcięci. Historia, która pokazuje, jak trudno jest zbudować życie od nowa, kiedy u jego fundamentów są niezabliźnione rany, niewypowiedziane urazy, ból rozczarowania, samotność i strach, który potrafi na stałe rozgościć się w naszym umyśle, uniemożliwiając normalne życie. To on ogranicza nas, blokuje przed tym, by odetchnąć pełną piersią. Dwie linie czasowe, dwa kraje, jedna rodzina. Patchworkowa opowieść "pozszywana" ze skrawków ludzkich losów tak przejmujących, że były momenty, iż łzy płynęły mi po policzkach. „Księżyc nad Vajont” to również historia o nadziei na to, że można wciąż mieć w pamięci przeszłość, mimo całego bólu, jaki niosą ze sobą wspomnienia, a jednocześnie żyć... I starać się w tym życiu odnajdywać te dobre chwile i momenty. Jedne z najlepszych powieści, jakie miałam okazję przeczytać w tym roku!
 
Książki można zamówić tutaj: KLIK
 
 
[post sponsorowany przez wydawnictwo Szara Godzina] 
 

 



 

 

 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana