"Nowy świt" - Magdalena Wala - patronat medialny

 

W czasach niepewności uczymy się doceniać to, co naprawdę ważne".

Amalia wydostała się z bydlęcego wagonu, którym wywożono Niemców i Mazurów na zachód.

Udało się to dzięki interwencji Piotra – mężczyzna skłamał, że są małżeństwem. Kobieta rozpoczyna więc nowe życie, podając się za żonę Polaka. Rozdarta między miłością do mężczyzny a miłością do rodziny, zadręcza się niepokojem o przebywającą w Niemczech córeczkę oraz pozostawioną w Schönwalde siostrę.
Komuniści, którym udaje się przejąć władzę w Polsce, dążą do weryfikacji narodowościowej autochtonów, co sprawia, że nie jest łatwo być Mazurką w powojennym świecie. Życie byłoby prostsze, gdyby Amalia zadeklarowała polską narodowość, do czego namawia ją ukochany.
Jakich wyborów dokona? Czy zobaczy jeszcze córkę? I czy zdołają z Piotrem ocalić łączące ich uczucie?

Czym dla ciebie jest tożsamość? Poczuciem przynależności do miejsca i ludzi, którzy myślą i czują jak ty? Rodziną, z którą łączą cię więzy krwi i pochodzenie? Pewnością, że jesteś częścią całości? Trybikiem w machinie uczuć, przekonań, wyznania i wiary? A gdyby ktoś nakazał ci ją zmienić? Próbował przekonać, że „tak będzie lepiej”. Że to otworzy drzwi, które dla podobnych tobie zostały zamknięte. Wyrzekłbyś się swojej tożsamości? A jeśli na szali byłoby twoje życie i bezpieczeństwo, byłbyś w stanie to zrobić…?
Po bolesnym tomie drugim pełna emocji czekałam na finał serii „Między jeziorami”. Nie ukrywam, że bałam się o moje serce, które bardzo przeżyło „Czas złych snów”. A jednak byłam gotowa, by przyjąć zakończenie z całym jego dobrodziejstwem. I nie zawiodłam się. Magdalena Wala jak zawsze stworzyła opowieść opartą na wnikliwym research’u. Z dużą wrażliwością kreśli ona historię Prus Wschodnich, które jesienią 1945 roku zostały zajęte przez Polaków, a dla ich mieszkańców nastały trudne czasy… Autorka nie ocenia. Poprzez swoich bohaterów pokazuje odczucia wszystkich tych, którym przypadło w udziale osiedlenie się na tych ziemiach i tych, którzy stanęli twarzą w twarz z koniecznością wysiedlenia; z dużą wrażliwością odmalowuje mozaikę narodowościową. Niemiecki „oprawca” stał się niechcianym wrogiem, a polscy „zwycięzcy” mogli odpłacić mu pięknym za nadobne. Czytelnik ma okazję obserwować tragedię ludzi, którzy zostali wyrzuceni ze swoich domów, którzy musieli pozostawić swój dorobek życia, by ustąpić miejsca tym, pod kogo jurysdykcję trafiły te ziemie. Kiedyś to Polacy tego doświadczali, dziś Niemcy, a także Mazurzy stali się niejako persona non grata. Dzięki lekturze powieści Magdaleny Wali czytelnik ma okazję poznać fragment z historii Mazur i zobaczyć, z jakimi przeciwnościami musieli sobie radzić przedstawiciele napływowej ludności.
Mam wrażenie, że dylematy i wewnętrzne rozdarcie to słowa, na których fundamencie autorka utkała tę opowieść. Konieczność wyboru między bezpieczeństwem a porzuceniem własnej tożsamości, czym byłaby deklaracja polskiej narodowości. Rozdarcie między miłością do ukochanego mężczyzny i dziecka. Wierność ideałom w konfrontacji z koniecznością pracy dla ówczesnego rządu. To wszystko sprawia, że bohaterowie muszą zmagać się nie tylko z trudną rzeczywistością, ale także z konsekwencjami własnych wyborów. Fakt, że autorka postawiła naprzeciwko Polaka, który teraz jest „panem” i przedstawicielkę Mazurów, która jest zbyt niemiecka dla Polaków, a jednocześnie zbyt polska dla Niemców, sprawia, że czytelnikowi łatwiej jest pojąć, jakie emocje i dylematy nimi kierowały, nawet jeśli nie zawsze będzie zgadzał się z ich decyzjami.
„Nowy świt” to także opowieść o sile kobiety. Kobiety zranionej, skrzywdzonej, zbrukanej... Kobiety, która przeżyła piekło i chciała odbudować swoją codzienność. Ale nie było to łatwe, bowiem demony przeszłości wciąż tkwiły w jej głowie, determinując jej emocje i uczucia. A także, a może przede wszystkim, stawiając pod znakiem zapytania szansę na szczęście i miłość. Amalia wiele przeszła, wielokrotnie krwawiło mi serce, kiedy czytałam o jej losach, a jednocześnie wierzyłam, że wystarczy jej sił, pomimo tak wieli prób, którym musiała sprostać, i że w końcu zazna spokoju. Że i dla niej wzejdzie słońce, otrzyma od losu swój nowy świt, który, choć naznaczony ranami z przeszłości, będzie szansą na dobrą przyszłość.


Podsumowując:

W nowej książce Magdalena Wala pokazuje, że Polska Rzeczpospolita Ludowa nie była krajem sprzyjającym mazurskim autochtonom. Znamienne wydają się słowa, że „Polska ma Mazury, Niemcy zaś Mazurów”. I to poniekąd jest historia właśnie o nich. O ludziach, którzy musieli zmierzyć się z odrzuceniem i koniecznością wyboru, czy zachować swoją tożsamość, czy też z niej zrezygnować… To opowieść o miłości, która jest w stanie przetrwać niemal wszystko. Nie tylko piekło wojny, międzyludzkie podziały, ale przede wszystkim różnice, jakie determinowała narodowość. Poruszająca, ale i wywołująca łzy radości historia, która zostanie w moim serduchu już zawsze. Sercu, które najpierw się rozpadło, bym mogła posklejać je w całość, pomimo bólu, jakiego doświadczyli bohaterowie, a ja niejako razem z nimi. To także opowieść o wielkiej tęsknocie za domem, której płomień nigdy nie gaśnie. Tak jak wciąż bije serce, które ciągnie nas w jego kierunku. Bo tylko zobaczywszy dom, będziemy w stanie odzyskać spokój, nawet jeśli nie będzie on już do nas należał… Najważniejsze jest jednak, by pamiętać, iż dom to tak naprawdę nie budynek czy miejscowość, z której się wywodzimy, ale kochani przez nas ludzie obok. Polecam!

Książkę można zamówić tutaj: KLIK
 
[Post sponsorowany przez Wydawnictwo Książnica]

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana