"Davenportowie" - Krystal Marquis

 

Na szczęście nigdy nie jest za późno, by zdecydować, kim chce się być".

W 1910 roku Davenportowie są jedną z niewielu czarnoskórych rodzin o ogromnym bogactwie i statusie w zmieniających się Stanach Zjednoczonych, a swój majątek zawdzięczają przedsiębiorczości Williama Davenporta, byłego niewolnika, który wiele lat temu założył Davenport Carriage Company.

Teraz Davenportowie żyją w otoczeniu służby, kryształowych żyrandoli i niekończących się przyjęć, odnajdując swoją drogę i miłość - nawet tam, gdzie nie powinni.
Olivia, piękna starsza córka Davenportów, jest gotowa spełnić swój obowiązek, wychodząc za mąż za właściwego, zdaniem rodziców, kandydata… dopóki nie spotka charyzmatycznego lidera praw obywatelskich Washingtona DeWighta. Młodsza córka, Helen, jest bardziej zainteresowana naprawianiem samochodów niż zakochiwaniem się - chyba że w zalotniku swojej siostry. Amy-Rose, przyjaciółka z dzieciństwa, która została pokojówką sióstr Davenport, marzy o otwarciu własnego biznesu i poślubieniu jedynego mężczyzny, którego poślubić nie może - brata Olivii i Helen, Johna. Ale najlepsza przyjaciółka Olivii, Ruby, również ma na oku Johna Davenporta, choć nie może utrzymać jego zainteresowania... dopóki presja rodziny nie zmusi jej do intrygi, by zdobyć jego serce, tak jak ktoś inny zdobywa jej zainteresowanie.
Zainspirowana prawdziwą historią C.R. Pattersona i jego rodziny, Davenports to opowieść o czterech zdeterminowanych i pełnych pasji młodych czarnoskórych kobietach, które odkrywają w sobie dość odwagi, by kierować własną ścieżką życia - i miłości.
  
Kiedy słyszę określenie ’powieść kostiumowa’, od razu przenoszę się wyobraźnią w przeszłość. Jej oczami widzę piękne stroje, klimatyczne wnętrza, miejsca, które dziś wyglądają zupełnie inaczej. Do świata, którego już nie ma, a którego obrazy możemy odnaleźć wyłącznie w pozostałych po nim publikacjach, dokumentach czy zdjęciach. Nie ukrywam, że to mnie niezwykle fascynuje i chciałabym móc choć na jeden dzień zamienić się miejscami z kobietą, która żyła w tamtych czasach. Nawet jeśli musiałabym się zmierzyć z ówczesnymi ograniczeniami, jakie nakładano na naszą płeć.
Gdy tylko zobaczyłam zapowiedź „Davenportów”, podświadomie czułam, że to powieść skrojona na moją miarę. Po lekturze wiem, że instynkt czytelniczy mnie nie zawiódł, a książka nie tylko przypadła mi do gustu, ale także zaskoczyła mnie pozytywnie, niosąc ze sobą coś więcej niż tylko opowieść o salonowych intrygach, miłości i uczuciowych podchodach.
Krystal Marquis zabiera czytelnika w podróż do początku XX wieku, dzięki czemu mamy okazję poznać członków familii Davenportów oraz ich najbliższych przyjaciół. Autorka kreśli ich historię zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami, na których kanwie powstały wykreowane przez nią z dużą dbałością o szczegóły postaci. Wydaje się, że ta rodzina prawdziwie miała wiele szczęścia, wszak senior rodu, zbiegły niewolnik, stworzył swoim dzieciom, dzięki ciężkiej pracy, warunki, o których kiedyś nawet nie śmiał marzyć. To z jednej strony jest dla nich przywilejem, a z drugiej, rodzice kreują ich codzienność na kształt „bańki”, która ma im zaoszczędzić przykrych doświadczeń, z którymi sami musieli się zmierzyć. I jeśli myślicie, że latorośle Davenportów skupione są wyłącznie na korzystaniu z dobrodziejstw, to nic bardziej mylnego. Zwłaszcza Olivia, która szybko przekonuje się, jak ciężko żyje się ludziom, którzy nie mieli tyle szczęścia co oni…
Powieść Marquis to jednak nie tylko historia nielicznych czarnoskórych arystokratycznych rodzin w Ameryce. To przede wszystkim opowieść o czterech różnych kobietach, które zapragnęły zawalczyć o swoje szczęście, wbrew ówczesnej sytuacji społecznej, pomimo podziałów oraz panujących konwenansów. Autorka wykreowała swoje bohaterki w taki sposób, że w zasadzie każda z nich na równi skupia czytelniczą uwagę, dostarczając nam wielu wrażeń i wywołując przeróżne emocje. Osobiście najbardziej zżyłam się jednak z pokojówką Amy-Rose, która planuje otwarcie własnego salonu fryzjerskiego, a która to swoje serce oddała synowi Davenporta. Czytając, byłam pełna podziwu, z jaką determinacją walczy ona o swoje, mimo że niemal wszystko zdaje się przeszkodą nie do przeskoczenia. Zresztą każda z bohaterek Marquis jest charakterna i ma w sobie pokłady odwagi, która staje się siłą napędową do tego, by wyłamywać się ze sztywnych oków konwenansów. Czy zdołają przezwyciężyć trudności i dopną swego?

Podsumowując:

„Davenportowie” to udany mariaż romansu oraz powieści obyczajowej z ciekawie nakreślonym i rozbudowanym tłem społecznym. Autorka umiejętnie łączy lekkość uczuciowych podchodów i sercowych uniesień z ważnymi tematami, takimi jak: rasizm, walka o równouprawnienie czy o możliwość samostanowienia i dokonywania własnych wyborów. Nawet jeśli pójście za głosem pragnień miałoby zawieść pokładane w nas nadzieje i narazić na społeczny ostracyzm… Marquis miesza inspirację losami prawdziwej rodziny z fikcją literacką, okraszając całą opowieść wyraźnie wyczuwalną prywatną fascynacją klimatem epoki oraz zainteresowaniem problemami, z jakimi musieli mierzyć się Afroamerykanie na początku XX wieku. To nie tylko romans (a nawet cztery uczuciowe historie), ale coś więcej. I ode mnie za całokształt, a zwłaszcza za to „coś więcej” duży plus. Polecam! 
 
Książkę można zamówić tutaj: KLIK
 
 
[materiał sponsorowany przez Wydawnictwo Jaguar]

 

 

 

 

 

Komentarze

Prześlij komentarz

instagram

Copyright © NIEnaczytana