"Wybrzeże szpiegów" - Tess Gerritsen - patronat medialny


Zbyt często sami decydujemy, co chcemy widzieć, i ignorujemy to, co nie jest dla nas wygodne: dręczące szczegóły, które mącą nam spojrzenie. Pragniemy jednoznaczności, więc okłamujemy samych siebie".

Czy kobieta, która kiedyś była szpiegiem, zdoła uciec duchom swojej przeszłości?

Po odejściu z CIA Maggie Bird zamieszkała w położonym nad oceanem miasteczku Purity w stanie Maine i próbowała wymazać wspomnienie nieudanej misji, która zakończyła się tragedią. Teraz żyje spokojnie na własnej farmie, mając nadzieję, że groza wydarzeń, które zmusiły ją do zrezygnowania z pracy w Agencji, już nie powróci.
Kiedy jednak na jej podjeździe pojawia się ciało, Maggie wie, że to wiadomość od dawnych wrogów, którzy o niej nie zapomnieli. Zwraca się więc do grupy starych przyjaciół z prośbą o pomoc w odkryciu, kto i dlaczego ją nęka. Dawni agenci CIA, którzy stworzyli Klub Martini, może i najlepsze lata mają za sobą, ale nadal nie brakuje im kilku przydatnych umiejętności. I chętnie skorzystają z nich ponownie, by choć trochę urozmaicić nudnawą emeryturę.
 
Mam wrażenie, że wciąż pokutuje w naszej świadomości pewne przeświadczenie, które każe nam myśleć, iż ludzie na emeryturze mają już to, co najlepsze dawno za sobą. Poniekąd wiele rzeczy faktycznie już za nimi, ale określanie tego czasu, jako idealnego wyłącznie do spożytkowania go na oglądaniu telewizji, głaskaniu kota, czy dzierganiu sweterka na drutach, jest dalece krzywdzące. Wielu emerytów przeżywa nie jesień życia, ale drugą młodość, bo nareszcie ma przestrzeń na to, by zająć się sobą, rozwijać pasje, na które być może wcześniej nie było czasu. W końcu dzieci „odchowane”, nie trzeba codziennie zrywać się bladym świtem do pracy, więc „hulaj dusza, piekła nie ma”.
Zdaje się, że „Wybrzeże szpiegów” w pewnym sensie jest zaprzeczeniem takiego toku rozumowania, bo autorka bierze na tapet historię emerytów właśnie. Niby żyją sobie w małej miejscowości, hodują kury, spotykają się przy szklaneczce czegoś mocniejszego, ale wciąż nie kwalifikują się do życiowego odstawienia do lamusa. Zwłaszcza ONI… Ludzie, którzy w minionych latach działali w szeregach CIA, nie zapominają o tym, co kiedyś było ich profesją. I kiedy przeszłość zaczyna pukać do drzwi jednej z ich kręgu, na pewno nie zostawią tej sprawy bez swojej uwagi…
Gerritsen znana dotąd głównie z thrillerów medycznych w nowej książce pokazuje, że równie dobrze odnajduje się w szpiegowskiej odsłonie. Ciekawa koncepcja osadzona na historii Maggie Bird, byłej agentki CIA, angażuje uwagę czytelnika. Chociaż akcja rozwija się niespiesznie, to autorka umiejętnie rozdaje karty w tej rozgrywce, niby sygnalizując, że coś jest „na rzeczy”, ale jednak do samego końca nie odkrywając ich tak zupełnie. Poprzez fabułę poprowadzoną dwutorowo – nakreślenie teraźniejszych wydarzeń i jednoczesne nawiązanie do przeszłości bohaterki, mamy okazję stopniowo poznawać fakty i cały czas próbujemy połączyć je w jedną całość, która da odpowiedź na pytanie: co wydarzyło się kilkanaście lat temu i dlaczego Maggie nie może sobie w spokoju hodować kur i wpadać do sąsiada na niesmaczną kawę, tylko musi rozdrapać rany, które, jak myślała, dawno się zabliźniły? I tu nasuwa się refleksja, która każe nam się zastanawiać, czy była agentka CIA w ogóle może myśleć o normalnym życiu? Czy już zawsze to „znamię” czy też trafniej byłoby to określić mianem „piętna byłej profesji”, będzie rzucało cień na jej teraźniejszość?

Podsumowując:

„Wybrzeże szpiegów” to nie tylko świetnie skonstruowana powieść szpiegowska, która zamienia nas w czasie lektury w „tropicieli zagadek”, ale także historia, która sięga głębiej. Mamy tutaj dobrze oddany klimat małej społeczności, w której niby każdy wie wszystko o każdym, ale jak przychodzi co do czego, nabiera wody w usta. Pojawia się wątek uczuciowy, ten widoczny gołym okiem i ten nieco ukryty między wierszami, bo choć możemy sobie założyć, że poranieni przez wydarzenia z przeszłości odcinamy się od wszelkich sentymentów i głębszych relacji, to one i tak do nas przychodzą, zaskakując nas samych, kiedy odkryjemy, że zależy nam na ludziach z najbliższego otoczenia. Jest i postać policjantki, która mnie osobiście bardzo ciekawi i mam wrażenie, że autorka w jej przypadku nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Czekam na rozwinięcie wątku tej bohaterki, bo ona dopiero może pokazać prawdziwy „pazur” i zdecydowanie skrywa swoją, równie angażującą historię, a przynajmniej tak mi mówi mój czytelniczy instynkt. Są chwile grozy i intrygująca tajna akcja sprzed lat pod enigmatycznym kryptonimem Cyrano oraz zaskakujące zakończenie, które stanowi jednocześnie rozwiązanie zagadki. To w końcu historia, która pokazuje, czym jest życie w cieniu wykonywanego kiedyś zawodu, często okupionym samotnością, brakiem zaufania do innych ludzi i poczuciem permanentnej egzystencji w „trybie czuwania". Nigdy bowiem nie wiemy, kiedy przeszłość się o nas upomni... Jednym słowem – każdy odnajdzie w tej powieści coś dla siebie. A dobra wiadomość jest taka, że to dopiero pierwszy tom serii. Jestem bardzo ciekawa, jakie zagadki jeszcze skrywa przed nami „Klub Martini”, bo jego członkowie to prawdziwa plejada nietuzinkowych postaci i czuję w kościach, że „Wybrzeże szpiegów” to zaledwie preludium, a Gerritsen dopiero się rozkręca, stawiając pierwsze kroki w tym gatunku. 
 
Książkę można zamówić tutaj: KLIK
 
 
[materiał sponsorowany przez Wydawnictwo Albatros]
https://www.facebook.com/WydawnictwoAlbatros/
 

 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana