"Była sobie rzeka" - Diane Setterfield

Są historie, które można opowiadać na głos, i takie, o których się mówi szeptem, lecz są i takie, które pomija się milczeniem".
Czy ta okładka nie woła - weź mnie i czytaj? To wzięłam. Przeczytałam. I...?

W ciemną noc w środku zimy w starej gospodzie nad Tamizą ma miejsce niezwykłe wydarzenie. Stali bywalcy właśnie zabijają czas opowieściami, kiedy w drzwiach pojawia się ciężko ranny nieznajomy. W ramionach trzyma martwą dziewczynkę. Kiedy godzinę później dziecko zaczyna oddychać, nikt nie może w to uwierzyć. Cud? Czy magiczna sztuczka? Może nauka będzie w stanie to rozstrzygnąć?
Mieszkańcy nabrzeży prześcigają się w pomysłach, by rozwiązać zagadkę dziewczynki, która umarła, a potem ożyła. Mijają jednak dni, a tajemnica wydaje się coraz bardziej nieprzenikniona. Dziewczynka okazuje się niema i nie może odpowiedzieć na pytania: kim jest, skąd pochodzi i co stało się z jej bliskimi. W tej sprawie pojawia się coraz więcej pytań i wątpliwości.
Tymczasem trzy rodziny wyrażają chęć, by wziąć dziecko pod opiekę. Zamożna młoda matka wierzy, że dziewczynka jest jej córką, która zaginęła dwa lata wcześniej. Rodzina farmerów, która wciąż przeżywa sekretny romans syna, szykuje się na przyjęcie wnuczki. Skromna i skryta gospodyni proboszcza widzi w małej niemowie swoją młodszą siostrę. Każda z tych osób ma własną opowieść, której granice między rzeczywistością a fantazją są ulotne i rozlewają się czasami jak niekontrolowane wody rzeki.
Nie będę wcale ukrywać, że poza opisem, który wydał mi się intrygujący, do sięgnięcia po tę książkę skusiła mnie okładka. I zapewne nie będę osamotniona. Miałam wobec niej duże oczekiwania, zaczęłam czytać i... I trochę się pogubiłam. Miałam wrażenie, że moja lektura to trochę jak ta tytułowa rzeka - wątki są jak dopływy, kiedy już wydaje mi się, że oto za rogiem czeka główne koryto, to autorka zmienia bieg i znowu wiem... że nic nie wiem. Długo wydawało mi się, że tej książki nie rozumiem. Powtarzałam, że ja nie wiem o co w niej chodzi! Czy to bajka dla dorosłych? Czy mam się w niej doszukiwać, nomen omen, drugiego dna? A co jeśli osiądę na czytelniczej mieliźnie? Były momenty, że tak właśnie się czułam. Cały czas jednak wierzyłam, że w końcu moje rozterki znajdą wspólny rytm i popłynę razem z tą historią dalej.
Książka napisana jest plastycznym, trochę baśniowym językiem i takie też wydają się być wydarzenia w niej opisane, a także wszystkie postaci z małą dziewczynką na czele, która stała się przyczynkiem do powstania tej historii. Autorce udało się stworzyć niepowtarzalny klimat, zbudować atmosferę nieco mrocznej tajemnicy, aż do rozstrzygnięcia, które pozostawiło mnie w osłupieniu. I nawet nie chodzi o to, że nie spodziewałam się, że to dziecko, znalezione martwe, które ożyło, jest tym kim myślałam, że jest. Nie. Bardziej chodzi o to, że dopiero kiedy skończyłam, zaczęło do mnie docierać o czym jest ta książka. Choć przyznaję, że nadal nie mam pewności, czy moja interpretacja tej powieści jest właściwa. 
To co przede wszystkim wyziera z jej dna, to dominujące i przejmujące poczucie straty. Pod przykrywką kilku postaci autorka pokazała, jak różnie ludzie próbują sobie radzić z utratą kogoś bliskiego. Bądź przeciwnie - nie radzą sobie w ogóle. Do czego może doprowadzić rozpacz, jak bardzo może zmienić człowieka i jego życie. Ten wątek tutaj w moim odczuciu jest kluczowy i wychodzi poza bajkową otoczkę, aby trafić do nas z całą mocą i zmusić do refleksji. 
Podsumowując:

Była sobie rzeka to powieść, która jednocześnie urzeka, choć momentami może wprawić w czytelniczą frustrację. Niemniej jednak warto było po nią sięgnąć. To taka bajka dla dorosłych, w której znajdziecie także elementy folkloru. I jak to w bajkach bywa jest i drugie dno. Jest dobro i zło, są ludzie podli i tacy, na których pomoc zawsze można liczyć. Choć główny wątek dotyczy straty, to opowieść niesie ze sobą i nadzieję. Bo przecież w bajkach zazwyczaj na końcu czeka nas happy end.  

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros.
https://www.facebook.com/WydawnictwoAlbatros/

Komentarze

  1. Wiedziona tymi samymi pobudkami: okładka i opis, skusiłam się na tę książkę. Przeczytałam kilka bez entuzjastycznych recenzji i odłożyłam czytanie jej na dlasze później, ale po Twojej opinii ponownie nabrałam na nią apetytu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram

Copyright © NIEnaczytana