"Port nad zatoką" - Magdalena Majcher

Każdy człowiek wnosi coś do naszego życia, nawet jeśli był w nim tylko przez chwilę".
Czasem są wyjątki, które potwierdzają regułę. Dla mnie takim wyjątkiem, pośród zachwytów nad książkami Magdaleny Majcher, jest "Port nad zatoką".

Adrianna wierzy, że szczęście w końcu się do niej uśmiechnęło – po trwającej ponad rok separacji udaje jej się porozumieć z mężem i Radek wraca do domu. Niestety, idylla nie trwa długo, a los brutalnie odbiera kobiecie to, co jej podarował.
Gdy Adrianna znów zostaje sama, czuje, że musi zostawić swoje dawne życie, bo wszystko w nim przypomina jej o Radku. Spontanicznie podejmuje decyzję o zakupie podupadającego domu na Półwyspie Helskim. Szybko wsiąka w lokalną społeczność, zaprzyjaźnia się z małżeństwem z sąsiedztwa i starym rybakiem. Wydaje się jej, że w sercu nie ma już miejsca dla żadnego mężczyzny. Ale czy na pewno? Czy w życiu prawdziwie kocha się tylko raz?
Magdalena Majcher to jedna z moich ulubionych polskich autorek. Jestem skłonna nawet powiedzieć, że poprzeczka jaką w zasadzie sama sobie wyznaczyła, jest zawieszona bardzo wysoko. Cenię ją przede wszystkim za profesjonalizm oraz to, że nie boi się wsadzić przysłowiowego kija w mrowisko. Podejmowane w jej książkach tematy są trudne, niejednokrotnie bolesne, ale sposób w jaki je przedstawia zwraca uwagę, zmusza do refleksji i zostaje w pamięci długo po zakończeniu lektury.
Powieść "Port nad zatoką" kusiła piękną okładką. Spodziewałam się, że autorka przemyci w tej historii jednak jakiś "majcherowy" wątek. I nie myliłam się. W nowej książce porusza ona temat straty ukochanej osoby, a także trudnych relacji między opiekunami adopcyjnymi, a ich dzieckiem, które już jako dorosły człowiek, mówiąc dokładniej kobieta, dowiaduje się, że nie są to jej biologiczni rodzice. I wydawać by się mogło, że wszystko jest jak zawsze, ale...
Książka, jak dla mnie, jest inną wersją autorki. Jest lżejsza, bardziej, choć tylko momentami, romantyczna i wzruszająca. Autorka kreśli wprawną ręką opowieść o kobiecie dojrzałej, która dostała od losu szansę na stare-nowe szczęście, które ten sam los postanowił jej niespodziewanie odebrać. Zadaje także czytelnikowi pytanie: czy można kochać więcej niż jeden raz? Czy po stracie kogoś, kogo uważaliśmy za naszą drugą połówkę, można oddać swoje serce komuś innemu? I przyznaję, że choć książka jest w porządku, to jednak wolę Magdę Majcher w wersji ambitniejszej. Autorkę, która zachwyca mariażem historii i obyczaju w swojej nadmorskiej sadze, czy głośno mówiącą o problemach dotykających kobiety, jak chociażby depresja poporodowa. Jako wakacyjna lektura - tak, jako kolejna książka Magdy Majcher - dla mnie osobiście to trochę za mało...
Podsumowując:

Czytając "Port nad zatoką" z pewnością usłyszycie szum fal i poczujecie podmuch nadmorskiej bryzy. Zakochacie się w urokliwym domu zlokalizowanym na Półwyspie Helskim i polubicie przedstawicieli lokalnej społeczności, ze starym, sympatycznym rybakiem na czele. Na pewno wprowadzi was w wakacyjny klimat, jednak ja zostawiam ją za sobą i niecierpliwie zerkam w przyszłość wypatrując kolejnej, wymagającej dla czytelnika, książki Magdaleny Majcher. 

Za egzemplarz do recenzji dziękuję autorce oraz Wydawnictwu PASCAL.

https://www.facebook.com/magdalenamajcherautorka/
https://www.facebook.com/WydawnictwoPascal/

 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana