„Awaria małżeńska" - Magdalena Witkiewicz i Natasza Socha

 

Wyczytałem kiedyś, że kobieta jest jak otwarta książka. Wprawdzie o fizyce kwantowej i po chińsku, ale otwarta (...)".

Liczyłam na dobrą zabawę i salwy śmiechu. Czy właśnie tego się doczekałam?

Jak wygląda dom bez żon?
Pewnego dnia Mateusz i Sebastian, dwaj obcy sobie faceci, stają się bliźniakami syjamskimi złączonymi wspólnym losem tymczasowych samotnych ojców. Tylko czy dadzą radę sprostać wyzwaniom?
– Śpisz już?
– No, zasypiam.
– Musisz mi pomóc – szepnął konspiracyjnie.
– Czy ja mogę ci pomagać o innej porze niż północ?
– Nie. Bo nie zasnę – powiedział nerwowo. – Musisz mi pomóc go uciszyć. Albo załatwić na amen. Krzyczy, śpiewa, raz jest księżniczką, a raz rycerzem.
– Jezu… o kim ty mówisz?
– O Furbym! Jak ja mam go uśpić? Siedzę od godziny, kołyszę go, a jak tylko odstawię, to drze mordę!
– Za ogon.
– Co za ogon?
– Pociągnij za ogon i trzymaj dziesięć sekund. 

Czasem, po przeczytaniu niektórych książek, zmieniamy swoje postrzeganie wielu spraw. Zmieniamy zdanie na jakiś temat lub otwierają nam się oczy na to, czego do tej pory nie widzieliśmy. I coś podobnego zdarzyło mi się po lekturze książki duetu Witkiewicz i Socha - „Awaria małżeńska". Zaczęłam doceniać swojego męża. Od razu zaznaczam, że nie to, żebym go do tej pory nie doceniała (wychodzę teraz na żonę jędzę), ale zaczęłam go cenić bardziej, myślę, że tak będzie zgrabniej.

Co może się stać, kiedy w domu zabraknie żony, matki i gospodyni? Ano może się zdarzyć prawdziwy Armagedon i taki właśnie przydarzył się naszym męskim bohaterom. Bo oto złośliwy los wysłał swojego posłańca — w tym przypadku kota, który nieopatrznie wpadł pod koła środka transportu publicznego i tym samym zrobił zamach na naszych panów. A dokładniej na ich żony, które równie nieoczekiwanym zbiegiem okoliczności, znalazły się w owym pojeździe i obie, masz ci los, uległy wypadkowi. Z winy losu, to znaczy kota. Tak oto zaczyna się ta słodko — gorzka komedia pomyłek, która w sposób dość bezlitosny obnaża męskie przywary. Zastajemy zaproszeni przez autorki do odbycia przygody (jazdy bez trzymanki) i obserwowania nieporadnych mężów i ojców, którzy zostali, niczym okręty, choć „łajby” pasuje do nich lepiej, bez kapitana. Żony w szpitalu a oni biedni z całym domowym ambarasem na swoich barkach.

Autorki z dużą dawką humoru punktują wszelkie męskie niedociągnięcia dnia codziennego. Kiedy poza pracą nagle muszą zarządzać także domowym kieratem, wydaje się, że obie łajby zmierzają nieuchronnie ku życiowej katastrofie. Humor w stylu: nie mogę dosięgnąć pilota, bo mam katar, czy: jestem chory, bo mam 37 stopni „gorączki” są tutaj na porządku dziennym. To jedna z tych książek, przy której parskamy śmiechem, a jednocześnie współczujemy bohaterkom, że mają takich partnerów. Jednak, jak to w życiu bywa, każdy może się nauczyć dobrej organizacji, wystarczy tylko chcieć. Jak będzie w przypadku mężów postawionych w niekomfortowej sytuacji i czy tytułową awarię da się naprawić? Tego dowiecie się z lektury książki duetu Magdalena Witkiewicz i Natasza Socha.

Podsumowując:

„Awaria małżeńska” to książka na poprawę nastroju. Bawi, czasem nawet wzrusza, mimo humorystycznej konwencji, w jakiej utrzymana jest fabuła. A jednak to nie tylko komedia pomyłek i wytykania męskich potknięć, ale także powieść, która w dość specyficzny sposób, zmusza do refleksji. Nad własnym związkiem, którego ważność często schodzi na drugi plan w natłoku codziennych obowiązków, zwłaszcza rodzicielskich. A nade wszystko zwracająca uwagę na to, że warto docenić to, co się ma. Docenić swoją drugą połówkę z całym jej dobrodziejstwem inwentarza, bo na pewno ma wiele zalet, które nie zawsze dostrzegamy. 

Książkę można zamówić tutaj: KLIK

Wpis powstał we współpracy z Wydawnictwem Filia.

https://www.facebook.com/WydawnictwoFILIA/

 


 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana