"Chciałabym jednak, aby kobiety uwierzyły w siebie. W swoją moc, siłę, aby czasami wrzucały na luz i odpuszczały sobie pewne sprawy" - wywiad z Gabrielą Gargaś

 

Jakie były początki „Matki roku”? Czy z powstaniem pomysłu na fabułę wiąże się jakaś zabawna historia?

Czy zabawna? Nie wiem. Bardziej bym powiedziała: „życiowa” ( śmiech). Mój Wydawca zaprosił mnie na pierogi i wódeczkę. Zaczęliśmy rozmawiać o dzieciach, o rodzicielstwie o tym jak to się czasami czegoś nie chce, albo chce za bardzo. I od słowa do słowa… Od kieliszka do pieroga i tak powstał zarys fabuły „Matki Roku”. Polecam każdemu  tak załatwiać  interesy i książkę oczywiście też polecam.

W Twojej nowej powieści przemycasz wiele życiowych myśli, które mogłyby śmiało zamienić się w motta. Skąd bierzesz inspirację do takich motywacyjnych słów czy metafor?

Odpowiem krótko i na temat: z głębi serducha. Te słowa gdzieś tam we mnie tkwią i potem wystukuję różne takie frazy… I jest jak jest. Czasem jeszcze nieudolnie, czasem śmiesznie, niekiedy łzawo, ale nie zamierzam inaczej. Bo to cała  JA.

Jak to jest z tym makaronem? Czy Gabriela Gargaś lubi jak się jej makaron nawija na uszy?

Czasem lubi. Oj, dobra powiem prawdę: no lubi, lubi… (śmiech). I wiem, że to tylko makaron, ale zacieszam mimo wszystko. Bo miło jest usłyszeć kilka dobrych słów o sobie, mimo że makaron jest tylko makaronem, a życie pozostaje życiem. Więc sobie ten makaron dozuję i nie przejadam się nim. A tak w ogóle to wolę pierogi.

„Matka roku” nie jest tylko powieścią dla matek. Dla kogo zatem jest to książka?

To książka dla kobiet idealnie nieidealnych. Dla matek, żon, kochanek, singielek, wariatek, pokrzywdzonych przez los, uśmiechniętych od rana. Zranionych. Szczęśliwych. Tych, które kroczą po wybojach i tych, które z górki na pazurki. Tych, które skręcają w ślepy zaułek i tych, które zdobywają szczyty. Starszych, młodszych i tych w średnim wieku.
Tych, co to się pogubiły i tych, które się odnalazły. Dla nas, kobiet!

Twoja ulubiona scena w książce?

Jest ich kilka, ale chyba ta „najulubieńsza” 😉 To ta w którym bohaterki chcą założyć kawiarnię o  nazwie Ch*jowy Dzień. Wyobraź sobie pójść z kimś na randkę do ch*jowego dnia, albo zaprosić tam teściową. W ch*jowym dniu byłaby kawa o nazwie: pieprzę tego d*pka, z kropelką rumu. I wiele innych atrakcji, jak choćby przystojny barista , który wysłuchałby strudzonych kobiet. Oj, działoby się w Ch*jowym Dniu. I gdybym kiedyś miała otworzyć jakąś kawiarnię, to taka opisana w książce miałaby potencjał.

Ile jest cukru w cukrze, czyli ile jest Gabrieli Gargaś w Tatianie?

Trochę jest. Jakieś pięćdziesiąt procent. Dużo w niej moich odczuć, emocji, ale zaznaczam - historia Tatiany nie jest moją historią. 😊 To nie ja.  Bo już były przypuszczenia, że Gabriela przeżyła płomienny romans ze swoją dawną, szkolną miłością. Odpowiedź brzmi: Nie przeżyła.  Stety/niestety. 😊 Gabriela jest w gruncie rzeczy nudziarą, domatorką i matką roku, z odpałami, ale wciąż matką roku. 😊

To chyba Twoja pierwsza powieść, w której są ilustracje. Czy od początku miałaś taki pomysł, aby znalazły się w „Matce roku”? I dlaczego chciałaś, aby się w niej pojawiły?

Lubię powiew świeżości, a te ilustracje są taką świeżą bryzą. Łukasz Silski zrobił to świetnie, oddając klimat książki. Kiedy pisałam Mateczkę, wiedziałam, że chcę do niej ilustracje. Jakoś tak mi do treści pasowało!


Czy za pomocą „Matki roku” chciałabyś zbuntować niejako kobiety do tego, aby miały odwagę sięgać po więcej? Aby uwierzyły, że mogą być nieidealne i to nie jest niczym złym, bo każda z nas jest wyjątkowa?

Jeśli komuś coś w swoim życiu nie odpowiada, sam powinien dojrzeć do buntu. Swojego, prywatnego. Chciałabym jednak, aby kobiety uwierzyły w siebie. W swoją moc, siłę, aby czasami wrzucały na luz i odpuszczały sobie pewne sprawy. Bo cokolwiek by się nie stało, świat się nie zawali. Chciałabym, abyśmy kobiety stanęły rano przed lustrem i potrafiły powiedzieć: i co z tego, że tu za mało, tu za dużo, tu coś nie pasi, ale mimo to jestem fajną babką. Abyśmy pogodziły się z tym, że pewnych rzeczy się nie przeskoczy, a z niektórymi trzeba po prostu się pogodzić.

Czy planujesz napisać kolejną książkę w podobnym klimacie, jak „Matka roku?

Nie zdradzę szczegółów, ale coś się kroi… Co? To czas pokaże. Ale zapewniam, że będzie do bólu prawdziwie. Szalenie. Odjechanie. I będzie mnóstwo śmiechu, a śmiech to przecież zdrowie.

Książkę możecie kupić tutaj: KLIK

Wpis powstał we współpracy z wydawnictwem Skarpa Warszawska.

https://www.facebook.com/SkarpaWarszawska/
 

 


Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana