"Smutek i rozkosz" - Meg Mason

 

Uważam się za kogoś, komu niezbyt dobrze idzie udawanie człowieka. Życie sprawia mi więcej trudu niż innym".

To jest opowieść o Marcie. Ale mogłaby być o każdym z nas. 

Odkąd sięga pamięcią, Martha czuła, że coś jest z nią nie w porządku. Wszyscy mówili jej: „Weź się w garść”.
Próbowała. Naprawdę wolałaby żyć tak jak inni. Ale przez większość czasu głównie chciało jej się wyć. Albo schować. Pod stół.
Kiedy po latach w końcu słyszy od lekarza prawidłową diagnozę, myśli, że na wszystko w jej życiu jest już za późno. A może wcale nie? Powieść rozgrywa się w Londynie i Oksfordzie. Jest smutna i zabawna.

Kiedy zaczęłam czytać „Smutek i rozkosz”, w pierwszej chwili pomyślałam, że ta książka jest dziwna. Nie potrafiłam odnaleźć się w fabule, która wydawała mi się nieco chaotyczna. I tak na dobrą sprawę, dopiero gdzieś w jej połowie, poszczególne puzzle zaczęły wskakiwać na właściwe miejsce i poczułam więź z Marthą. Choć Martha jest dziwna… Bo Martha cierpi na jakieś schorzenie. Nikt nie wie na jakie, a może nie chce wiedzieć, bo tak jest wygodnie? A może ona po prostu tak ma? Jest nadwrażliwa? Nie potrafi sobie poradzić z otaczającym ją światem? Pytania, które tu przytaczam, pojawiały się zarówno w treści, w domysłach rodziny głównej bohaterki, jej samej, jak i w mojej głowie. I tak naprawdę razem z Marthą „otrzeźwiałam” w momencie diagnozy, tej właściwej, że ma ona _ _. Tak, w książce nie jest nazwana choroba, na którą cierpi kobieta, ale wraz z nią następuje przełom w jej życiu, jak i w fabule. Do tej pory Martha przypominała dryfującą po bezbrzeżnych wodach tratwę, która nie wie, w jakim kierunku płynie. Dotąd czuła się gorsza, a wraz z właściwym określeniem tego, co jej jest, poczuła się tak, jakby odnalazła siebie.
„Smutek i rozkosz” to tytuł, który oddaje poniekąd emocje w trakcie lektury. Są momenty, podczas których czujemy irytację, ale przede wszystkim żal. Tak, jest nam żal Marthy, która nie wie, dlaczego jest taka, jaka jest. Która zdaje się traktowana przez jej najbliższych jak niewygodny element ich życia. Choć, patrząc na ich postawę całościowo, zrzuciłabym to raczej na karb nieumiejętności poradzenia sobie z budowaniem relacji z osobą taką jak ich siostra/córka. A z drugiej strony wybrzmiewa subtelny humor, często przerysowany, ironiczny. Autorka zdaje się w ten sposób nieco łagodzić wzięty na tapet poważny, bądź co bądź, temat choroby psychicznej. Niemniej lekka forma, jaką wykorzystała, opisując losy wykreowanej przez nią postaci, nie bagatelizuje go. Wręcz przeciwnie – w swojej książce zwraca ona na uwagę na tego typu zaburzenia, każe na chwilę zatrzymać się i być może spojrzeć z większą tolerancją i empatią na wszystkich tych, którzy nie potrafią do końca, często nie z własnej winy, dostosować się do rzeczywistości, którzy muszą toczyć samotną walkę ze swoją odmiennością.

Podsumowując:

„Smutek i rozkosz” nie jest książką dla każdego. Ja uplasowałabym się po środku - gdzieś pomiędzy zachwytem a lekkim znużeniem po jej lekturze. Niemniej uważam, że warto po nią sięgnąć. Chociażby dlatego, by wspólnie z główną bohaterką zmierzyć się ze światem widzianym jej oczami. Krok po kroku poznać jej życie, emocje, rozterki, obserwować zmiany, jakie w niej zachodzą. Ale także zobaczyć, jak z jej odmiennością radzą sobie najbliżsi. To książka napisana w zupełnie innej konwencji niż te, po jakie zazwyczaj sięgam, ale w jakiś sposób mnie poruszyła. To powieść, która pokazuje, jak trudne jest życie z brakiem świadomości o chorobie, ale także, jak zupełnie inne może być ono z wiedzą na temat tego, co nam jest. Może być jak powiew świeżości, który mobilizuje nas do tego, by budować swój świat od nowa. Jednak przede wszystkim zmusza do pogodzenia się z chorobą, oswojenia się z nią i zaakceptowania siebie. A przecież samoakceptacja to klucz do szczęśliwego życia, nie tylko dla osób z zaburzeniami.

Książkę można zamówić tutaj: KLIK
 

We współpracy z Wydawnictwem Znak.

 

 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana