"Na śniadanie tort szpinakowy" - Kamila Mitek


- Każda zmiana jest trudna - powiedziała, jakby czytając w moich myślach. - Czujemy przed nią opór i boimy się nowego, nieznanego. Ale zmiana to jedyny pewnik w życiu".
Opowieść o sile kobiecego ducha, spełnianiu marzeń oraz o tym, że warto czasem pójść pod prąd, nie zważając na opinie innych.

Joanna znalazła się na życiowym zakręcie – po rozwodzie musi stanąć na własnych nogach i odnaleźć się w roli samotnej matki. Nie jest to proste zadanie. Kobieta przez cały czas trwania małżeństwa była całkowicie podporządkowana mężowi i dziś trudno jej stać się panią swojego losu.
W warsztacie samochodowym Joanna poznaje Szramę – tajemniczego mężczyznę, który od początku budzi w niej lęk. Gdy za sprawą przyjaciółki kobieta zabiera mechanika na wesele byłego męża, nie ma pojęcia, że oznacza to koniec jej mozolnie budowanej równowagi… Ale też początek nowego, lepszego życia.
Zaczynanie życia niejako od nowa, zawsze wiąże się ze stresem. Zwłaszcza jeśli jest się stroną, która została porzucona. Nie tylko musimy zmierzyć się z codziennością w pojedynkę, ale także posklejać swoje poczucie własnej wartości w jedną całość. Naturalne jest, że jeśli mężczyzna odchodzi do innej kobiety, czujemy się w jakiś sposób gorsze, brzydsze, grubsze – taka lista nie ma końca. W takiej właśnie sytuacji znalazła się bohaterka powieści „Na śniadanie tort szpinakowy” Kamili Mitek.
Przyznaję, że mniej więcej do połowy książki, nie mogłam znieść postawy Joanny. Z jednej strony rozumiałam, że musi wylizać rany po rozwodzie, a z drugiej zachowywała się niedojrzale, zważywszy na to, że nie została do końca sama, a z synem, który wymagał jej uwagi i opieki. Zrzuciłam to jednak na karb złamanego serca, licząc, że jej postawa „przepraszam, że żyję” ulegnie zmianie w miarę lektury. Na szczęście tak się stało i fabuła nabrała zarówno tempa oraz rumieńców – tak jak Joanna, gdy w jej życiu pojawił się, zupełnie przypadkiem, pewien tajemniczy mężczyzna.
Kamila Mitek ma bardzo lekkie pióro i to sprawiło, że przez powieść przepłynęłam szybko, wiosłując w kierunku finału i uśmiechając się pod nosem, patrząc na przemianę bohaterki, która zachodziła w niej w miarę upływu czasu. Kibicowałam jej i miałam nawet ochotę krzyknąć: brawo, nareszcie! Zważywszy na to, że każda zmiana, nawet ta dotycząca fryzury, do której doszło w dosyć zabawnych okolicznościach, nie jest łatwa. Najważniejsze jednak, że walczymy z wewnętrznymi demonami i oporem, aby postawić krok naprzód, który przybliży nas do upragnionego szczęścia. Wystarczy odrobina, no dobrze – sporo wiary w swoje możliwości, trochę odwagi i bliskie osoby obok. Również takie, które pojawiają się często niespodziewanie na naszej drodze i zostają… na śniadanie.
Podsumowując:

„Na śniadanie tort szpinakowy” to lekka opowieść niepozbawiona szczypty goryczy. Wszak w naszym życiu nie wszystko układa się jak z płatka i czasem musimy się zmierzyć z trudnościami, zarówno z tymi, które tkwią w naszej głowie, jak i z przeszłości, które determinują naszą codzienność. Powieść Kamili Mitek to historia o kobiecej sile, której trzeba czasami (a nawet często) dać dojść do głosu, a także zmianach, które, choć pozornie wydają nam się negatywne, mogą obrócić się na naszą korzyść. To również opowieść o miłości o smaku tortu szpinakowego, która przychodzi do nas niespodziewanie i może stać się przyczynkiem do nowego, pozytywnego spojrzenia w przyszłość.

Za egzemplarz dziękuję autorce.

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana