"Miłość spółka z o.o." - Agata Przybyłek
Życie robi nam czasami niezłe niespodzianki i chyba niczego nie możemy być pewni".
W miłości jak na wojnie… Albo jak w czasie remontu.
Majka i Konrad są młodym małżeństwem. Oboje pracują w rodzinnej firmie produkującej gadżety dla zwierząt, właśnie przeprowadzili się na wieś, odnawiają dom i opiekują się całą zgrają swoich futrzastych pupili. Brzmi jak sielanka?
Nie do końca.
Z dnia na dzień wprowadzają się do nich rodzice Konrada, więc para jest zmuszona tymczasowo przenieść się do garażu. Do tego remont przedłuża się w nieskończoność, a firma, w której pracują, mierzy się z poważnym problemem i rozwiązać go może tylko intryga, w której główną rolę odegra Konrad. Majce ten pomysł bardzo się nie podoba, ale czego się nie robi dla dobra firmy? Do tego rodzinnej.
Agata Przybyłek w zabawnej historii o tym, że czasami remont domu to najlepsza rzecz, jaka może się w życiu przytrafić. A z zakochaną kobietą nie warto zadzierać.
Chyba nikt nie lubi remontów? Wszechobecnego bałaganu, pyłu, który unosi się w powietrzu. Życia na walizkach, jedzenia z kartonowych talerzy, bo zmywarka nadal niepodłączona... I jeśli wydawało Wam się, że remont to sprawa przejściowa, którą można jakoś przeżyć, to nic bardziej mylnego. A przynajmniej nie zgodzą się z Wami bohaterowie nowej powieści Agaty Przybyłek, dla których odnawianie wymarzonego domu stało się nietypowym preludium życia we dwoje. Zwłaszcza że musieli się z nim zmierzyć z teściami i domowymi zwierzakami na głowie.
W "Miłość spółka z o.o." autorka opisuje blaski i cienie remontu. Spytacie z pewnością, jakież to mogą być jego plusy, ale uwierzcie mi, że jeśli przeżylibyście to, co wykreowani przez nią bohaterowie, uznalibyście, że to coś najlepszego, co mogło Wam się przytrafić. Póki jednak dojdziecie do takich wniosków, będziecie wspólnie z bohaterami zmagać się z codziennością widzianą z okien… garażu, w którym musieli zamieszkać, przez wzgląd na oryginalny pomysł pomocy, na jaki wpadli rodzice Konrada. Wybór mebli, płytek, ingerencja krewnych i próba pogodzenia wizji młodych i nieco skostniałych poglądów starszych przedstawicieli rodziny na to, co warto w domu zrobić, kupić, zamontować, na pewno wywoła w Was wesołość. Bo musicie mi uwierzyć, że kreatywności nie można im odmówić. Ta międzypokoleniowa wymiana zdań bardzo dobrze obrazuje, jak różnimy się w podejściu do codzienności. Współczesne młode małżeństwa chcą mieszkać wygodnie, wolą zainwestować w coś, co będzie służyło im przez lata. Tymczasem starsze osoby zdaje się, zatrzymały się na etapie „przydasi” i przerabianiu palet na meble – bo przecież szkoda wyrzucać, a do tego są ekologiczne. Możecie sobie zatem wyobrazić, że dla bohaterów remont wcześniej był niczym, dopóki nie musieli się zmagać z nim z taką oto „pomocą”.
Jeśli jednak myślicie, że „Miłość spółka z o.o.” to wyłącznie lekka opowieść o humorystycznym zabarwieniu, to nic bardziej mylnego. Agata Przybyłek wplotła bowiem w fabułę pewną intrygę. Plan, który ma zrealizować główny bohater Konrad, można uznać za… nieetyczny, nawet jeśli jest to jedynie realizacja polecenia służbowego. Cóż… może to i nie wygląda groźnie, ale kiedy wykonanie zadania może narazić na szwank jego małżeństwo, nie wydaje się już to takie proste. Pomijając fakt, że jego rola w całej intrydze, po wcieleniu jej w życie, uzmysłowi mu, że z uczuciami nie powinno się igrać, bo można się sparzyć. I choć w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, to nie należy zapominać, że kij ma dwa końce i samemu można stracić orientację w całym tym uczuciowym bałaganie.
Podsumowując:
Nowa powieść Agaty Przybyłek to taki rodzaj jajka niespodzianki. Z zewnątrz wydaje się słodka, urocza, mamy zabawne momenty i zwierzęcych bohaterów, którzy skradną Wasze serca. Ale im bliżej środka, tym bardziej zaczynamy dostrzegać jej drugie dno. Remont z rodzicami u boku, nawet jeśli uciążliwy to nic, w porównaniu do intrygi, która jest tym niespodziewanym clou całej historii. To sprawia, że sięgając po lekką obyczajówkę, dostajemy w bonusie opowieść z morałem, która jasno pokazuje, że nie można grać na cudzych uczuciach. Nawet w imię tzw. wyższego dobra. Bo nigdy nie wiemy, czy będziemy w stanie zrealizować plan „na chłodno”, powściągnąć emocje i kierować się wyłącznie chęcią wykonania obowiązków służbowych. „Miłość spółka z o.o.” to prawdziwy galimatias uczuć, niespodziewanych zdarzeń, przy których ostatecznie remont to naprawdę przysłowiowy „pikuś”.
Komentarze
Prześlij komentarz