"Beksa" - Marcin Grzelak
- Uciekanie przed sobą to jest tchórzostwo [...] Od zawsze tak uciekałeś. A to się trzeba zmierzyć ze sobą, kuzynie, a nie tak uciekać".
Historia dwóch mężczyzn: tajemniczego Adama, uciekającego przed swoją
kryminalną przeszłością w Bieszczady oraz Irka, młodego szczecińskiego
gangstera zmagającego się z zaburzeniami lękowymi.
Przestępcza
przeszłość obu bohaterów prowadzi ich losy ku sobie, lecz to kobiety
biorą w ich imieniu rewanż na rzeczywistości. Akcja pozornego kryminału
przeplata się z opisami choroby psychicznej i terapii, a zakończenie
zmusza do odpowiedzi na niewygodne pytania.Frunęłam. Z góry ich widziałam. Jego, kiedy kolejny raz wyruszył w podroż skuterem objuczonym niczym muł pociągowy, uciekając od życia. Ją też widziałam… Wciśniętą w fotel pod swoim kraciastym kocem, jak ściskała w ręku ramkę ze zdjęciem, rozpamiętując to, co minęło… I młodego też, gdy znów próbował zaczerpnąć powietrza, kiedy dusił go niewidzialny kamień, ciążący mu na klatce piersiowej. I Grażynę widziałam i „Turnaua”, gdy uśmiechał się szyderczo, niczym król życia. Byli tam. Każdy z nich miał coś na sumieniu. Coś, co uwierało, albo dodawało siły, by przetrwać kolejny, cholerny dzień…
Sięgając po nową powieść Marcina Grzelaka, wiedziałam, że będzie to historia niesztampowa. Opowieść, która wyryje w mojej pamięci i sercu trwały ślad, która będzie niczym tatuaż. Wiedziałam i… nie myliłam się, bowiem już po pierwszych kilku stronach ponownie mogłam zakosztować kunsztu pisarskiego, który cechuje tego autora.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam tytuł książki, w mojej głowie zaczęła odtwarzać się kaseta magnetofonowa i słowa starej piosenki popłynęły mimowolnie:
„Prawdziwy mężczyzna nigdy nie płacze
Prawdziwy mężczyzna nie wie co łzy
Prawdziwy mężczyzna nie zna rozpaczy
Mężczyzna i łzy to śmieszne to wstyd”.
W książce Grzelaka poznajemy dwóch mężczyzn. Buli i Irek, Irek i Buli. Dwóch facetów, których pozornie nic nie łączy, a jednak my śledzimy z zapartym tchem ich historie, które wybrzmiewają naprzemiennie i prowadzą nas do momentu, kiedy zostaną połączone. Autor snuje swą opowieść o smutnym wydźwięku. Otula nas budowany przez niego klimat niepokoju, społecznego odrzucenia, osamotnienia… To bezkompromisowa historia, która uderza w nas z całą mocą. Momentami niezrozumiała, przytłaczająca, porażająca świadomością, że los potrafi być bezlitosny dla każdego. Że jesteśmy czasem bezwolnymi marionetkami w jego rękach, kiedy kolejny raz rzuca nas życiu na pożarcie. Myślimy, że w końcu obraliśmy właściwy kierunek, szukamy swojej drogi, ale także siebie w tym brutalnym świecie. Upadamy, podnosimy się z kolan… Jedni walczą do końca, inni zaś popadają w odmęty niezrozumienia, które skutecznie odcina od rzeczywistości. Tak łatwo jest bowiem odpłynąć z dala od trosk – myślimy. Jesteśmy przekonani, że tak się da, że jeśli już raz oberwaliśmy, to zostawi nas w spokoju. Ale los śmieje się do rozpuku z nas – naiwnych marzycieli, szykując kolejny precyzyjnie wymierzony cios…
Nowa powieść Marcina Grzelaka to opowieść o relacjach, które nie zawsze są oczywiste, łatwe, akceptowalne... Czasem porzucone niczym bezpański pies, innym zaś razem, wypełniające nas toksycznymi emocjami, z którymi nie jesteśmy w stanie sobie poradzić. Łatane, klejone, wskrzeszane bezustannie, nawet koloryzowane — niektóre można uratować, wybaczyć, wyjaśnić, zapomnieć to, co złe. Są jednak też takie, które lepiej odciąć niczym destrukcyjną pępowinę, by móc w końcu oddychać pełną piersią. Pytanie, czy zawsze się da...?
Podsumowując:
Łzy niosą oczyszczenie, a mimo to mężczyźni płaczą w ukryciu. Jaki jest ich motyw? Boją się ośmieszenia, obnażenia słabości, wyśmiania, a może płakać tak jawnie… nie wypada? Marcin Grzelak niczym wirtuoz kreśli opowieść, która jest wyjątkowa. Utkana z trudnych wspomnień, bólu niezabliźnionych ran, deficytu tak potrzebnych w życiu każdego z nas wzorców, wzajemnych pretensji, nieukojonego żalu i strachu. To literacka podróż w głąb siebie, skłaniająca do refleksji historia tych, których los nie oszczędzał. Raczył kolejnymi razami, by zobaczyć, czy będą w stanie podnieść się z kolan. Kolejny raz… To jednocześnie opowieść o ucieczce od tego, z czym trudno nam się pogodzić, zrozumieć, porzucić, kiedy uwiera nas niczym kamień w bucie, gdy próbujemy podążać własną ścieżką. To „coś” jest niczym cień, który kładzie się na naszej codzienności i nie pozwala wyplenić ze wspomnień tych, które wolelibyśmy zamieść pod dywan zapomnienia. „Beksa” to również powieść, która was zaskoczy mrocznym wątkiem, który został wpleciony niby mimochodem, gdzieś między perlistym śmiechem bawiących się gości a dźwiękiem szkła, które są niczym akompaniament pozornego szczęścia, jakie wybrzmiewa z murów lokalu Floryda. Pod woalką metafor autor skrywa głębię, która trafi do tych, którzy noszą w sobie wrażliwość i się jej nie wstydzą. Niesztampowa, przejmująca, oryginalna, ważna – kolejny dowód na to, że Marcin Grzelak jest jednym z najciekawszych męskich piór polskiej literatury.
Sięgając po nową powieść Marcina Grzelaka, wiedziałam, że będzie to historia niesztampowa. Opowieść, która wyryje w mojej pamięci i sercu trwały ślad, która będzie niczym tatuaż. Wiedziałam i… nie myliłam się, bowiem już po pierwszych kilku stronach ponownie mogłam zakosztować kunsztu pisarskiego, który cechuje tego autora.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam tytuł książki, w mojej głowie zaczęła odtwarzać się kaseta magnetofonowa i słowa starej piosenki popłynęły mimowolnie:
„Prawdziwy mężczyzna nigdy nie płacze
Prawdziwy mężczyzna nie wie co łzy
Prawdziwy mężczyzna nie zna rozpaczy
Mężczyzna i łzy to śmieszne to wstyd”.
W książce Grzelaka poznajemy dwóch mężczyzn. Buli i Irek, Irek i Buli. Dwóch facetów, których pozornie nic nie łączy, a jednak my śledzimy z zapartym tchem ich historie, które wybrzmiewają naprzemiennie i prowadzą nas do momentu, kiedy zostaną połączone. Autor snuje swą opowieść o smutnym wydźwięku. Otula nas budowany przez niego klimat niepokoju, społecznego odrzucenia, osamotnienia… To bezkompromisowa historia, która uderza w nas z całą mocą. Momentami niezrozumiała, przytłaczająca, porażająca świadomością, że los potrafi być bezlitosny dla każdego. Że jesteśmy czasem bezwolnymi marionetkami w jego rękach, kiedy kolejny raz rzuca nas życiu na pożarcie. Myślimy, że w końcu obraliśmy właściwy kierunek, szukamy swojej drogi, ale także siebie w tym brutalnym świecie. Upadamy, podnosimy się z kolan… Jedni walczą do końca, inni zaś popadają w odmęty niezrozumienia, które skutecznie odcina od rzeczywistości. Tak łatwo jest bowiem odpłynąć z dala od trosk – myślimy. Jesteśmy przekonani, że tak się da, że jeśli już raz oberwaliśmy, to zostawi nas w spokoju. Ale los śmieje się do rozpuku z nas – naiwnych marzycieli, szykując kolejny precyzyjnie wymierzony cios…
Nowa powieść Marcina Grzelaka to opowieść o relacjach, które nie zawsze są oczywiste, łatwe, akceptowalne... Czasem porzucone niczym bezpański pies, innym zaś razem, wypełniające nas toksycznymi emocjami, z którymi nie jesteśmy w stanie sobie poradzić. Łatane, klejone, wskrzeszane bezustannie, nawet koloryzowane — niektóre można uratować, wybaczyć, wyjaśnić, zapomnieć to, co złe. Są jednak też takie, które lepiej odciąć niczym destrukcyjną pępowinę, by móc w końcu oddychać pełną piersią. Pytanie, czy zawsze się da...?
Podsumowując:
Łzy niosą oczyszczenie, a mimo to mężczyźni płaczą w ukryciu. Jaki jest ich motyw? Boją się ośmieszenia, obnażenia słabości, wyśmiania, a może płakać tak jawnie… nie wypada? Marcin Grzelak niczym wirtuoz kreśli opowieść, która jest wyjątkowa. Utkana z trudnych wspomnień, bólu niezabliźnionych ran, deficytu tak potrzebnych w życiu każdego z nas wzorców, wzajemnych pretensji, nieukojonego żalu i strachu. To literacka podróż w głąb siebie, skłaniająca do refleksji historia tych, których los nie oszczędzał. Raczył kolejnymi razami, by zobaczyć, czy będą w stanie podnieść się z kolan. Kolejny raz… To jednocześnie opowieść o ucieczce od tego, z czym trudno nam się pogodzić, zrozumieć, porzucić, kiedy uwiera nas niczym kamień w bucie, gdy próbujemy podążać własną ścieżką. To „coś” jest niczym cień, który kładzie się na naszej codzienności i nie pozwala wyplenić ze wspomnień tych, które wolelibyśmy zamieść pod dywan zapomnienia. „Beksa” to również powieść, która was zaskoczy mrocznym wątkiem, który został wpleciony niby mimochodem, gdzieś między perlistym śmiechem bawiących się gości a dźwiękiem szkła, które są niczym akompaniament pozornego szczęścia, jakie wybrzmiewa z murów lokalu Floryda. Pod woalką metafor autor skrywa głębię, która trafi do tych, którzy noszą w sobie wrażliwość i się jej nie wstydzą. Niesztampowa, przejmująca, oryginalna, ważna – kolejny dowód na to, że Marcin Grzelak jest jednym z najciekawszych męskich piór polskiej literatury.
Komentarze
Prześlij komentarz