"Miłość z błękitnego nieba" - Krystyna Mirek
Miłość wymaga zaufania. Jeżeli ma być prawdziwa, trzeba się otworzyć i wpuścić drugą osobę bardzo głęboko we własne życie. Można dzięki temu wiele zyskać, ale tyleż samo stracić. Dlatego ludzie, którzy się boją, nie potrafią naprawdę kochać".
Nie miałam okazji czytać książki "Miłość z jasnego nieba", dlatego byłam ciekawa, jaka jest jej poprawiona wersja. Czy dałam się porwać uczuciu opisanemu w książce?
Angelika pracuje dla niemieckiej firmy i pewnego dnia ląduje w Krakowie, aby sfinalizować ważny dla jej pracodawcy kontrakt. Powrót do kraju wiąże się ze smutnymi wspomnieniami z dzieciństwa, dlatego młoda kobieta nie chce wracać do trudnej przeszłości. Partnerem rozmów biznesowych Angeliki jest Daniel, właściciel dużej firmy, który jest znany ze swojego zamiłowania do... kobiecej urody. Jak potoczą się negocjacje i dokąd zaprowadzą one tych dwoje?
Po tę książkę sięgnęłam mając nadzieję na lekką i przyjemną lekturę, która pozwoli mi na pewnego rodzaju reset. Początek zapowiadał się obiecująco. Zestawienie kobiety z charakterem z pewnym siebie mężczyzną zdawało się gwarantować to, że posypią się iskry. Byłam ciekawa kto zwycięży w tym pojedynku płci i osobowości. Jednak z czasem ogień, który miał zapłonąć między tą dwójką, zszedł na drugi plan. Autorka skupiła się na bardziej refleksyjnym aspekcie książki dotyczącym przeszłości Angeliki. Kobieta, którą otoczenie odbierało jako silną w rzeczywistości nosiła w sercu ogromny ciężar, który mimo upływu lat, nadal ją przytłaczał. I przyznaję, że ten wątek podobał mi się najbardziej. Krystyna Mirek przeniosła nas w świat, który nie zawsze jest kolorowy, a w którym głód często zagląda w oczy. Kiedy nie można liczyć na rodziców i trzeba tak szybko dorosnąć. W którym okres, który większości z nas kojarzy się z beztroską, staje się zadrą w sercu, która boli pomimo osiągnięcia pełnoletności...
W swojej ocenie książkę podzieliłabym na dwie części. Pierwsza z nich była mniej dynamiczna, stanowiła wprowadzenie do całej historii, dawała czytelnikowi możliwość bliższego poznania bohaterów, a akcja skupiła się wokół kontraktu i damsko - męskiej demonstracji sił. W drugiej części autorka przyspieszyła i wszystko ruszyło z przysłowiowego kopyta. Trochę miałam wrażenie, że ten wierzchowiec pędzi za szybko, że pozwolę sobie użyć takiego porównania, gubiąc przy okazji parę istotnych, w moim odczuciu, elementów. To co może było mniej emocjonalne i wiązało się z przepychankami kontrahentów było bardziej rozbudowane niż to, co było w tej książce tak naprawdę ważne. W ogólnym rozrachunku książkę oceniam pozytywnie. Dla mnie jednak kluczowym elementem była nie miłość romantyczna, a ta której tak bardzo potrzebuje każde dziecko, aby prawidłowo rosnąć, rozwijać się i kochać. Aby w przyszłości móc stworzyć szczęśliwy związek, czuć się kompletnym i spełnionym.
Podsumowując:
"Miłość z błękitnego nieba" to nie tylko opowieść o uczuciu między kobietą i mężczyzną, ale przede wszystkim o relacjach międzyludzkich. O trudnym dzieciństwie i o tym, jak wydarzenia z przeszłości kształtują naszą osobowość. Jak braki z tego okresu wywołują tęsknotę, z którą trudno sobie poradzić pomimo upływu lat. Jednak to także historia, która daje nadzieję, że zawsze można zacząć od nowa, że "nigdy nie jest za późno, żeby mieć szczęśliwe dzieciństwo", a stracony czas można nadrobić. Wystarczy tylko dać sobie szansę.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Edipresse Książki.
Biorę w ciemno. 😊
OdpowiedzUsuńJa muszę wyciągnąć moją "Miłość z jasnego nieba", bo tak dawno czytałam... I znów sobie przypomnieć.
OdpowiedzUsuńJa lubię tę książkę, a zwłaszcza wątki, o których piszesz: relacje międzyludzkie, uczucia dzieci (tych z przeszłości i tych współczesnych, dzieci Mateusza).
OdpowiedzUsuń