"Siedem sióstr. Siostra Księżyca" - Lucinda Riley [PATRONAT MEDIALNY NIEnaczytana]
(...) zawsze są problemy, które da się rozwiązać, i takie, których się nie da, i po prostu trzeba to zaakceptować, zamknąć za nimi drzwi i iść dalej".
Twórczością Lucindy Riley zachwyciłam się jakiś czas temu. Dlatego z dużą ciekawością sięgnęłam po jej najnowszą książkę. Czy autorka nadal plasuje się w czołówce moich ulubionych pisarzy zagranicznych?
Tiggy po śmierci ojca przenosi się do Szkocji, gdzie rozpoczyna pracę związaną z opieką nad dzikimi zwierzętami w odosobnionej posiadłości Kinnaird, której właścicielem jest tajemniczy Charlie. Dziewczyna szybko zaprzyjaźnia się z opiekunką domu Beryl oraz współpracownikiem Calem. Od starego cygana Chilliego dowiaduje się, że w jej żyłach płynie krew ludzi posiadających
dar uzdrawiania oraz że dawno temu przepowiedziano mu, że kiedy Tiggy
do niego przybędzie, on doprowadzi ją do domu. Co wybierze Tiggy - obecne życie czy rodzinę, której dotąd nie miała okazji poznać?
Cóż mogę powiedzieć? Ona znowu to zrobiła! Sprawiła, że zostałam dosłownie wchłonięta przez karty tej książki i wcale nie miałam ochoty wracać z tej literackiej podróży.
Tym razem Lucinda Riley zabrała nas do mroźnej Szkocji i mieliśmy okazję poznać kolejną z sióstr - Tiggy, która swoje imię odziedziczyła, podobnie jak jej pozostałe siostry, po jednej z Plejad - Tajgete. Jak sama o sobie mówi, jest najbardziej uduchowiona z całego rodzeństwa, a jej wielką miłością są zwierzęta. Czasem odnosiłam wrażenie, że porozumiewa się z nimi dużo lepiej niż z ludźmi. Kobieta waha się pomiędzy swoją wielką pasją, a ciekawością i chęcią poznania swojej prawdziwej rodziny, o której pisał w swoim liście Pa Salta. Jednak los niejako decyduje za nią i wyrusza w podróż do rodzinnych stron swojej matki, a przede wszystkim babki, która jak się okazuje była sławną "La Candela" - tancerką... flamenco. I ten wątek podobał mi się najbardziej. Do tego stopnia dałam się wciągnąć w świat gitanos, hiszpańskich Romów, że chciałam równo z roztańczonym tłumem krzyknąć olé! Autorka tak wiarygodnie oddała klimat panujący wśród mieszkańców Sacromonte, że przerywając lekturę początkowo miałam trudności z odnalezieniem się w rzeczywistości. I nie ma w tym przesady. Doskonale zobrazowane wydarzenia, krajobrazy a nawet szczegóły dnia codziennego sprawiały, że czułam się jakbym oglądała film, który aż tętni życiem. Jednak poza muzyką, śpiewem i radością nie zabrakło w tej historii także tej smutnej i trudnej strony. Czytelnik ma okazję czytać o strasznym obliczu wojny, być świadkiem niełatwych decyzji, poświecenia, łez rozpaczy i bólu po stracie ukochanych osób, ale również poczuć prawdziwy ogień, który wyłania się z wielkiej miłości do tańca.
Podsumowując:
"Siedem sióstr. Siostra Księżyca" to historia o poszukiwaniu swoich korzeni oraz odkrywaniu wyjątkowej wewnętrznej mocy. Autorka doskonale "pożeniła" fakty historyczne z odrobiną magii. To sprawia, że czytając przenosimy się do niezwykłego świata, z którego nie mamy ochoty wracać. Myślę, że to właśnie ta mieszanka gatunków oraz niezwykła wyobraźnia Lucindy Riley sprawia, że "Siostra Księżyca" jest fascynującą i wciągającą lekturą. Polecam!
Za możliwość objęcia książki patronatem medialnym oraz egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros.
Jeśli podczas lektury trudno nam wrócić do rzeczywistości to znaczy, że książka jest naprawdę świetnie napisana. Kolejna część sagi porywa, wciąga w swój świat i czyta się ją niezwykle przyjemnie, więc polecamy gorąco wraz z Tobą! :)
OdpowiedzUsuńI ja dołączam do zachwytów i poleceń ;), świetna saga. Mimo, ze to już piąty tom autorka nawet na chwilę nie obniża poprzeczki, którą ustawiła bardzo wysoko. Z niecierpliwością czekam na kolejna część.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)