"No, Asiu!" - Marika Krajniewska [PRZEDPREMIEROWO] PATRONAT MEDIALNY NIEnaczytana
- Nie miałeś lepszego pomysłu na dzisiejsze popołudnie? Całkiem znośna pogoda, mogłeś mnie chociaż na spacer zaprosić. Sprawdzilibyśmy, czy najsłodsze okienko Wilsona już zmieniło asortyment na zimowy. Pączka bym zjadła. Ze śliwką, gdyby kogoś to interesowało. Ale nie, musiałeś mieć wylew. I to w samochodzie, na środku ulicy! W Warszawie! Ty to naprawdę masz pomysły".
"Och, Elvis!" mnie zaskoczył. Czy kontynuacja losów pensjonariuszy domu spokojnej starości "Patrycja" będzie równie udana, jak opowieść o porwaniu urny?
Paweł z córką wraca z zagranicy. Joannę z jednej strony ten fakt cieszy, a z drugiej trochę krępuje. Tak czy inaczej podchody tych dwojga przypominają te z wiersza o "Żurawiu i czapli". Tymczasem w ośrodku zaczyna pojawiać się niezidentyfikowana zjawa, która gubi ubrania. Czy wszystko ma szansę wrócić do równowagi, kiedy na horyzoncie pojawią się Gienia i Maria? Cóż...
Poprzedni tom serii książek Mariki Krajniewskiej podobał mi się. Historia szalonych staruszek, które porywają urnę z prochami swojej przyjaciółki, aby zawieźć ją na spotkanie z Elvisem, do tej pory wywołuje uśmiech na mojej twarzy. I tak jak pisałam w tamtej recenzji, tak powtórzę to w tej - w moim odczuciu to nie jest komedia w standardowym rozumieniu tego słowa. Jasne, że są w niej zawarte "gagi", z których się śmiejemy, a samo obsadzenie w głównych rolach ekscentrycznych staruszków, wywołuje rozbawienie. Ale wiecie co? Ja traktuję zarówno poprzednią książka autorki, jak i "No, Asiu!" w kategoriach satyry.
Gdyby skupić się na encyklopedycznym wyjaśnieniu terminu starość, to otrzymamy definicję, która mówi o tym, iż jest to
ostatni okres życia u ludzi, stan który ma przede wszystkim wymiar
biologiczny, lecz także poznawczy, emocjonalny i
społeczny. Od razu pojawia nam się wtedy obraz staruszki, która robi na drutach, co miała przeżyć, to już za nią, a teraz dogorywa w oczekiwaniu na śmierć. Brutalnie? Może trochę. Ale w większości przypadków z tym właśnie kojarzy się "jesień życia".
W swojej książce Marika Krajniewska udowadnia, że wcale nie jest to jedyny kierunek, który można obrać po przekroczeniu pewnego wieku. Starość wcale nie musi się skupiać na starzeniu się, a może być równie dobrze wspaniałą przygodą. Nawet jeśli z założenia dostajemy "one way ticket". Jeśli nie teraz, to kiedy możemy sobie pozwolić na: jazdę hulajnogą, zakupy w sklepie z erotycznymi gadżetami, emeryckie uniesienia, nawet na bycie śmiesznym, bo przecież nic nie tracimy, a możemy tylko zyskać. Autorka nie serwuje nam typowej komedii, ale dosyć specyficzną historię, którą ja osobiście kupuję. A dlaczego? Bo Marika Krajniewska pisze dobrze, a jej książka jest inna. Nie boi się podjąć w niej tematu starości, ale nie w takim ujęciu, jak w wielu innych propozycjach wydawniczych. Jest nietypowo, 'trąci' czarnym humorem, a rzeczywistość przez nią przedstawiona, jest jakby widziana w krzywym zwierciadle. Tutaj humor nie jest dosłowny. Ja go dostrzegłam, a czy wam przypadnie do gustu taka forma przekazu - musicie sami sprawdzić.
Podsumowując:
Za możliwość przeczytania, zrecenzowania oraz objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.
Gratuluję patronatu.
OdpowiedzUsuń