"Z miłością pod wiatr" - Izabella Frączyk - patronat medialny
Stare powiedzenie mówi, że biednemu zawsze wiatr w oczy. A jeśli ów „biedny” jest bohaterem serii „Stajnia w Pieńkach” Izy Frączyk, to ten wiatr dosyć często dmucha, przynosząc kolejne problemy. Każdy, kto czytał poprzednie tomy, wie, że autorka raczej nie oszczędzała wykreowanych przez siebie postaci, dlatego w finałowej części cyklu, nie mogło być inaczej. Ale wiecie co? Mam wrażenie, że te kolejne kłody rzucała im pod nogi z uśmiechem na ustach. Nie dlatego, że lubi patrzeć, jak się z nimi męczą. Raczej dlatego, że z dumą mogła obserwować, jak wychodzą z tych małych bitew obronną ręką.
W najnowszej powieści autorki wracamy na „stare śmieci”. U Magdy i Adama wiele się dzieje, gdyż na drodze, po wszystkich wcześniejszych perturbacjach, staje im tym razem… pandemia. Bohaterowie muszą poradzić sobie z obostrzeniami, co nie jest sprawą łatwą, mając na uwadze, że prowadzą m.in. hotel. Jednak nie bez kozery mawia się, że to kobieta jest szyją, a mężczyzna głową i Magdzie, zainspirowanej przez przyjaciół, udaje się tchnąć ducha walki w męża, który zdaje się, stracił już cierpliwość (do losu) i nadzieję na to, że w ich życiu w końcu będzie spokojnie.
Seria Izy Frączyk to powieści pełne ciepła, miłości, ale niepozbawione „łyżki dziegciu”. Opowieści o przyjaźni, a przede wszystkim o kobiecej sile. Autorka wykreowała kilka ciekawych damskich postaci, które dzielnie stawiają czoła kolejnym przeszkodom. Są zupełnie różne i myślę, że wiele czytelniczek odnajdzie w ich losach pierwiastek własnego życia. Samotne macierzyństwo, strata, zdrada, rozstanie, nowe uczucie – to tylko nieliczne z podejmowanych przez autorkę tematów. I choć nie należą one do łatwych, to udało się jej okrasić fabułę życiową mądrością oraz sporą dawką humoru, dzięki czemu te powieści czyta się z zapartym tchem, czasem samotną łzą toczącą się po policzki, ale i, przede wszystkim, z uśmiechem na ustach.
Nie sposób nie wspomnieć tutaj o wątku zwierzęcym. Bo poza ludzkimi problemami, w książce znajdziecie także czworonożnych (i nie tylko) bohaterów. Powieść przepełniona jest troską i miłością do nich, a perypetie Magdy i pracowników Stajni w Pieńkach niejednokrotnie wprawią was z zadziwienie, a nawet wywołają salwy śmiechu. Zwłaszcza w ostatnim tomie. Nic Wam jednak nie zdradzę, ale uchylę jedynie rąbka tajemnicy, że czeka na Was „kurza afera”.
Podsumowując:
Ciężko jest iść pod wiatr, ale stanowczo warto. Zwłaszcza gdy mamy obok przyjaciół, na których zawsze możemy liczyć. Którzy nie zostawią nas ani w potrzebie, ani ze złamanym sercem i będą trwać przy nas i wspierać także wtedy, kiedy sami będą mieli na głowie własne troski. „Z miłością pod wiatr” to świetne ukoronowanie serii, która jest napisana przede wszystkim dla kobiet. Która ukazuje, że zawsze warto mieć nadzieję, że po każdej burzy wychodzi słońce. Choć nawiązując do tytułu, powinnam napisać, że po każdej wichurze. I nawet wtedy, kiedy wiatr wieje w oczy, trzeba znaleźć w sobie wystarczająco dużo siły i determinacji, żeby mu się przeciwstawić. Na pewno ułatwi nam to miłość, na którą nigdy nie jest za późno, na którą warto czekać, do której warto dojrzeć i która może dopiero za jakiś czas zapukać do naszych drzwi. Aż chciałoby się zanucić: "i tak się ciężko rozstać", bo zadomowiłam się w Pieńkach. Na szczęście mam tę serię na półce i wiem, że wrócę do niej jeszcze wiele razy. Polecam!
Książkę możecie zamówić tutaj: KLIK
Wpis powstał we współpracy z Wydawnictwem Prószyński i S-ka.
Komentarze
Prześlij komentarz