"Listy do Gestapo" - Maria Paszyńska [PRZEDPREMIEROWO] - patronat medialny


Słowa mają potężną moc, o wiele potężniejszą, niż się wydaje. Mogą dawać życie i zabijać jak otrze noża".

"Listy do Gestapo" to poruszająca do głębi spowiedź kobiety, która stanęła przed dramatycznymi wyborami.

Warszawa, wiosna 1938 roku. Osiemnastoletnia Zuzanna wierzy, że jej życie będzie usłane różami. Pewnego wieczoru zachwyca ją wygrywana na skrzypcach melodia, a kilka dni później poznaje zdolnego muzyka i traci dla niego głowę. Rodzi się pierwsza miłość, pojawiają marzenia i plany, a potem przychodzi wojna. Znaczy kolejne miesiące pasmem strat, cierpienia i bólu…
Zuzanna zaczyna pracę na Poczcie Głównej i włącza się w podziemną walkę z okupantem. Zostaje przydzielona do komórki „P” zajmującej się przechwytywaniem anonimowych donosów pisanych przez Polaków do „Szanownego Pana Gestapo”. Jeden z listów rozdziera jej serce. Okazuje się, że działalność konspiracyjna to niebezpieczna gra, w której stawką jest nie tylko życie, ale i miłość.
Opowieść o życiu brutalnie zmienionym przez wojnę. O ranach, które nigdy się nie goją, winach, które domagają się odkupienia, i przebaczeniu, które być może nie nadejdzie.
Kreślisz zamaszyście kolejne znaki. Choć nie potrafię ich rozszyfrować, patrzę jak urzeczona, jak spod skrzypiącej stalówki pióra, wypływają następujące po sobie frazy, osadzone na pięciolinii. To będzie utwór życia. Pełen zawirowań i zwrotów akcji. Najpierw refleksyjne wprowadzenie. Zamykam oczy i słyszę delikatnie dźwięki, które mnie otulają. Czuję, że płynę, niesiona melodią miłości. Tej wyjątkowej, bo pierwszej. Krótkie, urywane dźwięki skrzypiec przypominają trzepot motylich skrzydeł, które zwiastują rodzące się uczucie. Uśmiecham się, bo sama pamiętam, kiedy pierwszy raz moje serce zaczęło bić mocniej, na widok ukochanego mężczyzny. Cieszę się, że tych dwoje trafiło na siebie. Oczami wyobraźni widzę, jak on wygrywa kolejną melodię wkładając w ten mini spektakl całego siebie. Widzę także jej spąsowiałe od emocji policzki, kiedy na niego patrzy. I chociaż próbuję nie zauważyć, niecierpliwych gestem ręki uciszyć mruczące w tle złowrogie basy, to ich dźwięk zaczyna być tym dominującym. Wojna! Z każdą kolejną chwilą moja radość zaczyna ulatywać, a ja czuję strach i rozczarowanie, że oto piekło na ziemi, które ludziom zgotowali ludzie, stanęło na drodze do tak pięknie rozpoczętego uczucia… Utwór przybiera na sile. Dyrygent z emfazą wymachuje batutą, a publiczność zamarła z wyrazem przerażenia na ustach. Nagle… Jest! Wrócił. Spotykają się przypadkiem a on bierze ją w ramiona. Znów słyszę delikatny dźwięk skrzypiec niosących nadzieję, że oto, pomimo wojny, która odebrała wszystko, ta miłość wciąż ma szansę rozkwitnąć. A jednak przewrotny los postanowił zainterweniować, oszukać, zdradzić, zranić. Muzyka znów wybrzmiewa złowrogo, a ja patrzę na scenę, nie rozumiejąc, co się dzieje. Dlaczego?! Odpływam… Nie słyszę już nic, zbyt bardzo skupiona na analizie decyzji, jakie zostały podjęte. Patrzę na nią niewidzącym wzrokiem. Na nadawcę listu - kobietę i mam ochotę potrząsnąć jej wątłymi ramionami, które musiały tak wiele unieść, na których wojna odcisnęła swoje piętno… 
Wracam.
Koncert dobiegł końca. Na sali panuje cisza. Nikt nie wie, jak się zachować. Trwa w niemym zachwycie nad utworem, który właśnie wybrzmiał z całym bagażem emocji, ukrytych na pięcioliniach. Nakreślonej ręką autorki historii, która wciąż żyje we mnie. Wciąż we mnie tkwi. Nadal nie potrafię uspokoić rozedrganego serca.
Nagle… Ktoś wstaje. Bije brawo. Kolejne osoby dołączają się do oklasków i teraz owacja wypełnia mury, jak przed chwilą ta wyjątkowa muzyka. Klaszczę i ja. Chapeau bas! To była prawdziwa literacka partytura. Chylę czoła!
Podsumowując:

Długo myślałam co napisać Wam po lekturze „Listów do Gestapo” Marii Paszyńskiej. Miałam poczucie, że tradycyjna forma recenzji nie będzie tutaj wystarczająca, aby oddać wszystko to, co czułam w trakcie lektury i zaraz po jej zakończeniu. A potem usiadłam i słowa same zaczęły płynąć. Nowa książka autorki to historia niezwykle intymna, wyjątkowa, nie tylko dlatego, że napisana listem. To opowieść, która wywołuje tak skrajne emocje, że nie sposób je w pierwszym momencie okiełznać. To historia, która wielokrotnie wzbudzała we mnie uczucie niemego protestu, często też niezrozumienia dla decyzji bohaterów. Ale czyż mogłam ich oceniać? Nie. Wszak wojna odebrała im wszystko. Zmieniła. Pozbawiła mety tuż przed postawieniem ostatniego kroku… „Listy do Gestapo” to piękna powieść o wielkiej miłości i namiętność, ale także o zazdrości, która jest niczym trucizna. Obezwładnia, stopniowo biorąc ciało i umysł w swe władanie. Zazdrości, która może prowadzić do nieodwracalnych czynów… Która uświadamia, że jesteśmy jak trybiki w maszynie życia, zależni od decyzji innych ludzi. Utkana na pięciolinii literacka melodia, w którą wsłuchujemy się z wypełniającym nas po brzegi poruszeniem. Mimo trudnych i bolesnych dźwięków, których nie jest pozbawiona, po zakończeniu lektury jesteśmy w stanie wyszeptać tylko jedno słowo… Brawo!

Książkę można zamówić tutaj: KLIK 

 

[materiał sponsorowany przez Wydawnictwo Książnica]

https://www.facebook.com/Wydawnictwo-Ksi%C4%85%C5%BCnica-1712601658770030/ 
 
 

 

 

 

 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana