"Patrząc w gwiazdy" - Joanna Wtulich - patronat medialny
Czy mogłam odmówić komuś, kto był moją życiodajną gwiazdą, w blasku której krążyłam? Myślałam, że to kwestia władzy, pieniędzy, ale to miłość była jak światło, w którego cieple mogłam rozkwitnąć, wydać owoce i po prostu żyć.
Każda zmiana wymaga odwagi. A najtrudniej jest zawalczyć o siebie, zrobić ten pierwszy krok.
Nic
nie wskazywało na to, by życie Kasi miało kiedyś zmienić się na lepsze:
problemy z mężem alkoholikiem i opieka nad chorym synem wydawały się
wypełniać je po brzegi. Dopóki tego porządku rzeczy nie zaburzył
Bartłomiej, jej… pracodawca.
Czy rodzące się między nimi uczucie ma
szansę przetrwać? Czy uda mu się zburzyć mur, który kobieta zbudowała
wokół siebie? I czy Kasia w porę zrozumie, że warto nie tylko patrzeć w
gwiazdy, ale też po nie sięgać?
Kiedy jesteśmy młodzi mamy wielkie oczekiwania i z nadzieją spoglądamy w przyszłość. Pełni ufności snujemy plany, które mają dać nam spełnienie w każdej dziedzinie życia. Dom, miłość, rodzina, dzieci – to marzenia, jakie dla wielu z nas są na wyciągnięcie ręki. Jeśli tylko znajdziemy odpowiednią osobę, możemy razem kroczyć wytyczoną ścieżką ku szczęściu. Niestety los bywa przewrotny i nie zawsze nasze pragnienia możemy zrealizować. Zwłaszcza jeśli człowiek, którego wskazało nam serce, okazał się wielkim rozczarowaniem…
Joanna Wtulich dała się poznać przede wszystkim jako autorka powieści kostiumowych, ale tym razem serwuje swoim czytelnikom książkę zgoła odmienną. Współczesną historię kobiety, która z ufnością patrzyła w gwiazdy, próbując zeń wyczytać swoją przyszłość, która w jej marzeniach jawiła się jako szczęśliwa codzienność u boku ukochanego mężczyzny. Doświadczona bolesną stratą jako dziecko, to właśnie w związku z mężem upatrywała szansy na odmianę losu. Ten jednak z niej zakpił, serwując rzeczywistość u boku alkoholika, który zamknął ją w relacji, w której królowało uzależnienie…
Kasia może nam się początkowo jawić, jako taki współczesny Kopciuszek. Popychadło i bezwolna marionetka w rękach męża, zakompleksiona dziewczyna, która całą swoją energię przekuwa na opiekę nad synkiem oraz pracę, która jest jej niezbędna, by utrzymać siebie i dziecko. Ale mam wrażenie, że to „zahukanie” jest tylko pozorne. Z każdą kolejną stroną przekonujemy się bowiem, że ma ono na celu bardziej dobitnie i obrazowe pokazanie, co może zrobić nałóg z osobą niejako współuzależnioną, bo żyjącą na co dzień w towarzystwie alkoholika i przemocowca. Bohaterka z czasem, odcięta od piekła związku, „przepoczwarza się”, pokazując oblicze kobiety silnej, inteligentnej, która potrafi walczyć o swoje. A my kibicujemy jej, by odnalazła w sobie wystarczającą ilość motywacji i samozaparcia, by dążyć do rozwoju, odnalezienia szczęścia i realizacji planów, które kiedyś, nie bez żalu, porzuciła…
Chociaż Kasia to bohaterka pierwszoplanowa, to równie ciekawie została wykreowana postać Bartka. Mężczyzny, który jest lokalnym biznesmenem i filantropem. Kimś, kto ma w zasadzie wszystko, a przy tym jest osobą o wielkim sercu, która pomaga potrzebującym. I tak postrzegamy go, kiedy postanawia pochylić się nad losami tej młodej kobiety. Zdaje się, że bajka o Kopciuszku zaczyna nabierać sensu, kiedy niejako wyrywa bohaterkę nie tyle z rąk macochy, ile uzależnionego męża. Miłość wisi w powietrzu, a jednak autorka nie daje nam gotowego rozwiązania fabuły na tacy, bo tak naprawdę nie wiemy, czy właśnie w takim kierunku się ona rozwinie, zwłaszcza że Bartek skrywa swoją własną, równie bolesną tajemnicę… Jak zakończy się opowieść o kobiecie po przejściach i mężczyźnie z przeszłością?
Joanna Wtulich dała się poznać przede wszystkim jako autorka powieści kostiumowych, ale tym razem serwuje swoim czytelnikom książkę zgoła odmienną. Współczesną historię kobiety, która z ufnością patrzyła w gwiazdy, próbując zeń wyczytać swoją przyszłość, która w jej marzeniach jawiła się jako szczęśliwa codzienność u boku ukochanego mężczyzny. Doświadczona bolesną stratą jako dziecko, to właśnie w związku z mężem upatrywała szansy na odmianę losu. Ten jednak z niej zakpił, serwując rzeczywistość u boku alkoholika, który zamknął ją w relacji, w której królowało uzależnienie…
Kasia może nam się początkowo jawić, jako taki współczesny Kopciuszek. Popychadło i bezwolna marionetka w rękach męża, zakompleksiona dziewczyna, która całą swoją energię przekuwa na opiekę nad synkiem oraz pracę, która jest jej niezbędna, by utrzymać siebie i dziecko. Ale mam wrażenie, że to „zahukanie” jest tylko pozorne. Z każdą kolejną stroną przekonujemy się bowiem, że ma ono na celu bardziej dobitnie i obrazowe pokazanie, co może zrobić nałóg z osobą niejako współuzależnioną, bo żyjącą na co dzień w towarzystwie alkoholika i przemocowca. Bohaterka z czasem, odcięta od piekła związku, „przepoczwarza się”, pokazując oblicze kobiety silnej, inteligentnej, która potrafi walczyć o swoje. A my kibicujemy jej, by odnalazła w sobie wystarczającą ilość motywacji i samozaparcia, by dążyć do rozwoju, odnalezienia szczęścia i realizacji planów, które kiedyś, nie bez żalu, porzuciła…
Chociaż Kasia to bohaterka pierwszoplanowa, to równie ciekawie została wykreowana postać Bartka. Mężczyzny, który jest lokalnym biznesmenem i filantropem. Kimś, kto ma w zasadzie wszystko, a przy tym jest osobą o wielkim sercu, która pomaga potrzebującym. I tak postrzegamy go, kiedy postanawia pochylić się nad losami tej młodej kobiety. Zdaje się, że bajka o Kopciuszku zaczyna nabierać sensu, kiedy niejako wyrywa bohaterkę nie tyle z rąk macochy, ile uzależnionego męża. Miłość wisi w powietrzu, a jednak autorka nie daje nam gotowego rozwiązania fabuły na tacy, bo tak naprawdę nie wiemy, czy właśnie w takim kierunku się ona rozwinie, zwłaszcza że Bartek skrywa swoją własną, równie bolesną tajemnicę… Jak zakończy się opowieść o kobiecie po przejściach i mężczyźnie z przeszłością?
Podsumowując:
Kiedy życie tak boleśnie nas zawodzi, rozdając kolejne razy bez cienia szansy na lepsze jutro, tak łatwo jest się poddać, opuścić gardę w geście kapitulacji w tej nierównej walce z losem. Wszystko zdaje się sprzysięgać przeciwko nam, a wyrwanie się z toksycznej relacji jest w naszym odczuciu niemożliwe. Co gorsze, nie do końca jesteśmy pewni, czy chcemy przeciąć łączące nas z osobą uzależnioną więzy, bo przecież kiedyś była nam tak bardzo bliska… Kiedyś łączyło nas uczucie… Joanna Wtulich pokazuje, że mamy prawo opaść z sił i czasem potrzebujemy dłoni wyciągniętej w naszym kierunku. Może nie od razu będziemy chcieli ją przyjąć, obawiając się zmiany, ale warto dać sobie pomóc i ponownie uwierzyć, że gwiazdy, które świecą jasno na niebie, są prawdziwie oznaką nadziei na to, że w końcu będziemy mogli spełnić nasze marzenia. Książka autorki to słodko-gorzka opowieść o miłości, ale i o cierpieniu. Historia o bardzo realnym wydźwięku, poruszająca aktualne tematy, która wywołuje wiele skrajnych emocji. I choć Joanna Wtulich skupia się w niej na niełatwej rzeczywistości przepełnionej bólem, to lektura niesie także pokrzepienie i przekonanie że, nawet, jeśli myśleliśmy, iż nic więcej dobrego nie może nas spotkać, to karta, czasem zupełnie niespodziewanie, może się odwrócić. Dlatego zawsze warto wierzyć, walczyć o siebie i z optymizmem spoglądać w przyszłość. A przede wszystkim dać sobie pomóc, kiedy po kolejnym życiowym upadku nie będziemy w stanie podnieść się o własnych siłach.
Kiedy życie tak boleśnie nas zawodzi, rozdając kolejne razy bez cienia szansy na lepsze jutro, tak łatwo jest się poddać, opuścić gardę w geście kapitulacji w tej nierównej walce z losem. Wszystko zdaje się sprzysięgać przeciwko nam, a wyrwanie się z toksycznej relacji jest w naszym odczuciu niemożliwe. Co gorsze, nie do końca jesteśmy pewni, czy chcemy przeciąć łączące nas z osobą uzależnioną więzy, bo przecież kiedyś była nam tak bardzo bliska… Kiedyś łączyło nas uczucie… Joanna Wtulich pokazuje, że mamy prawo opaść z sił i czasem potrzebujemy dłoni wyciągniętej w naszym kierunku. Może nie od razu będziemy chcieli ją przyjąć, obawiając się zmiany, ale warto dać sobie pomóc i ponownie uwierzyć, że gwiazdy, które świecą jasno na niebie, są prawdziwie oznaką nadziei na to, że w końcu będziemy mogli spełnić nasze marzenia. Książka autorki to słodko-gorzka opowieść o miłości, ale i o cierpieniu. Historia o bardzo realnym wydźwięku, poruszająca aktualne tematy, która wywołuje wiele skrajnych emocji. I choć Joanna Wtulich skupia się w niej na niełatwej rzeczywistości przepełnionej bólem, to lektura niesie także pokrzepienie i przekonanie że, nawet, jeśli myśleliśmy, iż nic więcej dobrego nie może nas spotkać, to karta, czasem zupełnie niespodziewanie, może się odwrócić. Dlatego zawsze warto wierzyć, walczyć o siebie i z optymizmem spoglądać w przyszłość. A przede wszystkim dać sobie pomóc, kiedy po kolejnym życiowym upadku nie będziemy w stanie podnieść się o własnych siłach.
Komentarze
Prześlij komentarz