"Do końca moich dni" - Anna Rybakiewicz
[...] słuchaj głosu serca, zawsze. Rozum podpowiada nam, żeby wybrać łatwiejszą drogę, tę, która może przynieść nam jakieś korzyści. Ale do upragnionego celu często prowadzi ta dłuższa, która przynosi zwątpienie, i która wymaga od nas wielu poświęceń".
Poruszająca opowieść o bólu, cierpieniu i strachu, ale także o wielkiej miłości, poświęceniu i niegasnącej nadziei.
Apolonia Dobkowska miała odziedziczyć wielki majątek ziemski, wyjść za mąż i wieść szczęśliwe życie. Niespodziewanie zimą 1940 roku została wraz z całą rodziną wsadzona do towarowego pociągu i wywieziona pięć tysięcy kilometrów od domu. Młoda dziewczyna zmieniła pokoje swojego dworu w Szczepankowie na zmarzniętą ziemię Syberii. Apolonia podejmie nieludzki wysiłek, aby zapewnić przetrwanie swojej rodzinie, a zwłaszcza młodszemu bratu. Gdy pozostawiony w Polsce ukochany nie daje znaku życia, a wizja powrotu do kraju coraz bardziej się oddala, Apolonia zaczyna szukać szczęścia tam, gdzie pozornie nie powinna go odnaleźć – w ramionach zakochanego w niej Andrieja. Po zakończeniu wojny nadchodzi długo wyczekiwany moment powrotu do kraju. Czy życie napisało dla tej historii szczęśliwe zakończenie?
Autorka snuje swą opowieść dwutorowo. Jednocześnie poznajemy przeszłość i teraźniejszość głównej bohaterki Apolonii, która mimo podeszłego wieku, wciąż przeżywa wydarzenia, które przed wielu laty stały się jej udziałem. Jej największą tęsknotą, smutkiem, wyrzutem sumienia, a jednocześnie świadectwem najpiękniejszych chwil jej życia. Nie ukrywam, że w przypadku powieści z historią w tle, to właśnie warstwa fabularna sprzed lat skupia moją uwagę. Tymczasem Annie Rybakiewicz udało się stworzyć opowieść, która kompleksowo angażuje czytelnika. Z jednej strony, ze wzruszeniem śledzimy wydarzenia z przeszłości, a z drugiej, fascynują nas przemyślenia i emocje starszej kobiety, która tak wiele przeszła. Przeżywamy niejako z nią to, co zdarzyło się na Syberii, ale i współodczuwamy dojmujący smutek, który można wyczytać ze spojrzenia Poli…
„Do końca moich dni” to jednak nie tylko opowieść o losach Poli i jej rodziny, ale także o człowieczeństwie, które w tych okrutnych czasach było towarem deficytowym. O odwadze, która nakazywała stanąć ramię w ramię z obcym człowiekiem, by pomóc mu przetrwać w chwilach zwątpienia, ale także ogromnej solidarności, która była podyktowana wspólną codziennością, którą musieli dzielić. O człowieczeństwie, którego oblicze objawiało się nie tylko w czynach towarzyszy niedoli, ale i humanitarnych odruchach tych, którzy byli niejako po drugiej stronie barykady… Z całą pewnością ta powieść może stanowić świadectwo dobra, które płynęło z wielu serc zupełnie bezinteresownie.
Nowa książka Anny Rybakiewicz to opowieść, która porusza do głębi. Zarówno jeśli chodzi o losy ludzi zesłanych na Syberię, jak i historię Poli oraz jej rodziny, która przeszła piekło w czasie wojennej zawieruchy. Powieść, która pokazuje, jak wielką moc może dawać nadzieja, która jednocześnie pomaga przetrwać w trudnych warunkach i staje się niegasnącym płomieniem, który przyświeca w chwilach, kiedy kurczowo trzymamy się wiary, że uda nam się odkupić winy z przeszłości… Opowieść o wielkiej miłości, której melodia wygrywana była na kilka serc. O ludzkiej solidarności, nieuleczonym bólu, samotności, niezabliźnionych ranach i decyzjach, które zmieniają nasze życie nieodwracalnie. A także o sile rodziny i przyjaźni, która jest w stanie pokonać każdą życiową burzę. Na wskroś przejmująca opowieść, której lektura, mimo opisywanych wydarzeń, niesie otuchę.
Komentarze
Prześlij komentarz