"Kiedy żurawie odlatują na południe" - Lisa Ridzén

Zamykam oczy, bo zaczynają mnie szczypać, a nie chcę się rozpłakać. Ingrid twierdzi, że to wilgotnienie oczu jest w moim wieku czymś normalnym. Łzy pojawiają się przy większości wspomnień.
Poruszający opis walki starzejącego się mężczyzny o zachowanie godności i kontroli nad własnym życiem.

Bo ma coraz mniej czasu… Choć z drugiej strony, po tym, jak jego żona trafiła do ośrodka dla osób cierpiących na demencję w Östersund, czas to jedna z niewielu rzeczy, które mu pozostały. Monotonną egzystencję urozmaicają mu jedynie wizyty pracowników opieki, którzy dbają o niego w domu. Ciało zdradza go nie od dziś i wkrótce ręce Bo stają się zbyt słabe, by otworzyć cenny słoik, w którym przechowuje szalik swojej Frederiki, nadal noszący jej zapach.
Mężczyzna nie jest jednak sam, wciąż ma do towarzystwa swojego ukochanego Sixtena – choć nie wiadomo, na jak długo, bo jego syn coraz usilniej nalega na odebranie mu psa. To ten sam syn, z którym Bo chciałby naprawić relacje, zanim jego czas dobiegnie końca. Jednak groźba utraty Sixtena wywołuje wir zdarzeń i emocji, które sprawiają, że Bo spogląda wstecz na swoje życie i ojcostwo i zastanawia się, czy aby we właściwy sposób wyrażał uczucia…
Zdumiewająca, delikatna i wybitnie napisana powieść o ostatnich chwilach starszego mężczyzny. Życiowa historia o przyjaźni, związkach, starzeniu się i zadośćuczynieniu. Mocna lektura, która budzi emocje, empatię i łzy.
Starość przychodzi po cichu, zmieniając ciało, myśli i sposób patrzenia na świat. Uczy pokory i pozwala dostrzec wartość w rzeczach prostych i codziennych. Wspomnienia stają się coraz żywsze, często silniejsze niż teraźniejszość. Odchodzenie to ciche zamykanie drzwi, rezygnacja z pośpiechu, z planów, z przyszłości. Śmierć nie jest już tak straszna, staje się częścią naturalnego porządku, czymś, z czym potrafimy się oswoić. A to, co po nas zostaje, to nie przedmioty, lecz ślady dobra, które udało się zostawić w drugim człowieku.
Temat starości w literaturze nie jest nagminnie poruszany. To materia bardzo delikatna, biorąc ją więc na tapet, Lisa Ridzén podjęła się nie lada zadania. A jednak, kiedy czytamy jej powieść, czujemy gdzieś podskórnie, że autorka dotknęła istoty jesieni życia, odchodzenia, które jest niczym powolne wypalanie się świecy do momentu, kiedy płomień całkowicie zgaśnie... Książka Lisy Ridzén porusza. Nie tyle nawet samą historią Bo, choć nie brakuje w niej przejmujących momentów, ile autentycznością, z jaką odmalowała ona portret starości. Jak na stronach opisanej historii zawarła wszystko to, z czym przyjdzie się pogodzić, kiedy nasze życie dobiega kresu. Strach przed lub oswojenie się ze śmiercią, próba przyjęcia do wiadomości, że oto nasze ciało odmawia posłuszeństwa, że jesteśmy zdani na innych… I choć tak trudno się z tym pogodzić, to trwamy, celebrujemy na swój sposób czas, jaki nam pozostał. To właśnie ten czas widziany oczami starszego mężczyzny pokazuje autorka w swojej książce, poruszając prawdą, która wybrzmiewa z jej stronic.
To, co łapie za serce to niewątpliwe relacja człowieka z psem. Fakt, że nie jest on w stanie właściwie zająć się czworonożnym przyjacielem, że ma świadomość swej ułomności i musi stawić czoła rozstaniu, łapie za gardło. Nie sposób bowiem nie dać się porwać fali emocji, które zalewają nas, gdy dochodzi do tego, co nieuniknione. Co musi nadejść dla dobra psa i jego pana…
Autorka w swojej książce kreśli obraz teraźniejszości, ale jednocześnie wplata weń wspomnienia, które pachną chustą ukrytą w starej puszcze. To one są tym, co warto zachować w ostatnich dniach życia, nawet jeśli boleśnie doskwiera nam tęsknota za ukochaną osobą. Demencja – to choroba, która odziera ze wszystkiego. Nie tylko osobę, która na nią cierpi, ale przede wszystkim jej bliskich, którzy w pustych oczach nie rozpoznają tej, która kiedyś była ukochaną towarzyszką, matką… Te wszystkie fragmenty z życia Bo składają się na poruszającą mozaikę emocji i wspomnień, które czytelnik przeżywa razem z bohaterem, ocierając łzę spływającą po policzku.
Podsumowując:

W swojej książce Lisa Ridzén nie boi się prawdy, nawet jeśli jest ona trudna, czasami wstydliwa. Bo chociaż kadry uchwycone przez autorkę, które odmalowują starość w szarych barwach, są niezwykle autentyczne, to są one jednocześnie ukazane z niezwykłą czułością, delikatnością i wyczuciem. Autorka snuje opowieść o odchodzeniu, ale także o miłości, która trwa, nawet jeśli wszystko inne przemija. A także o trudnych relacjach na linii ojciec – syn i o upływie czasu, którego, chociażbyśmy bardzo chcieli, nie da się zatrzymać. Jedyne co można, to pogodzić się, że mija i przeżyć ten, który nam pozostał najlepiej, jak potrafimy, nawet jeśli starość „panu Bogu nie wyszła” i ma swoje ułomności. „Kiedy żurawie odlatują na południe” to skłaniająca do refleksji, piękna w swym poruszającym wydźwięku, niespieszna historia, którą warto poznać.

Książkę można zamówić tutaj: KLIK


[post sponsorowany przez Wydawnictwo Albatros]



Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana