"Nasze miejsce, nasz czas" - Wioletta Sawicka - patronat medialny


[…] Powiedz, jak to jest, że doceniamy coś dopiero  wtedy, gdy to tracimy? - Bo zwykle dopiero wtedy uświadamiamy sobie, jaką miało to dla nas wartość.

Finał uwielbianej, bestsellerowej sagi o miłości, przyjaźni, tęsknocie i sile nadziei w czasach, gdy świat podnosił się z gruzów po II wojnie światowej.

Po spotkaniu z Gustavem w Paryżu Lizkę ogarniają wątpliwości, czy będzie w stanie pokochać go tak, jak kochała Franza, za którym wciąż tęskni – i mimo wszystko nie jest w pełni gotowa, aby uwolnić się od przeszłości. Potrzebuje więcej czasu.
Gustav bardziej niż ona dąży do sformalizowania ich związku, szuka mieszkania dla rodziny, którą mają zostać, lecz w zrujnowanych Niemczech nie jest to łatwe. Jednak
o wiele trudniejsze od znalezienia wspólnego kąta stanie się przezwyciężenie obaw ukochanej kobiety.
Niespodziewanie wojenna przeszłość wraca też do Bogny, najbliższej przyjaciółki Lizki. Cios, który szykuje dla nich los, kompletnie przewartościuje wszystko.
Tymczasem w Bartągu udręczony coraz cięższym życiem i tęsknotą za córką Jan Langer zdecydował się opuścić z żoną oraz synem rodzinną Warmię i wyjechać do Niemiec. Wpływowy protektor pomaga im uzyskać konieczne do tego dokumenty.
W połowie lat 50. XX wieku w komunistycznej Polsce powiało pozorowaną wolnością. W Warszawie odbywa się V Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów. Parę miesięcy później do kraju z syberyjskiego zesłania wraca Zygmunt Kondracki.

Są takie historie, które nie domagają się uwagi, a jednak zostają z nami na długo. Są niczym szept, który wciąż wybrzmiewa w sercu, nawet po przewróceniu ostatniej strony. To opowieści utkane z emocji - prawdziwych, surowych, czasem niewygodnych, ale zawsze potrzebnych. Ich siła leży w prawdzie, która trafia w samo sedno. Są takie historie, które uświadamiają, że dom to nie konkretny adres, ale obecność ukochanego człowieka. Takie, które przypominają, że życie, choć nie zawsze łatwe, bywa piękne właśnie dzięki tym chwilom, które zapamiętujemy… sercem.
Choć tak długo czekałam na ten moment, teraz, gdy nadszedł, czuję… pustkę. Trudno było pożegnać się z historią, która stała się częścią mnie. Zdałam sobie sprawę, że oto nie żegnam bohaterów z kart powieści, lecz przyjaciół, których losy rozgrywały się na moich oczach. I choć to już koniec, wiem, że ta opowieść zostanie we mnie na zawsze – jak ślad po czymś ważnym, prawdziwym i pięknym.
Wioletta Sawicka snuje opowieść, która pełna jest emocji. A te buzują w czytelniku, który roni łzy nad losem, jaki autorka zgotowała swoim bohaterom. Ona nie stroni od prawdy, która czasami bolesna, wybrzmiewa z kart książki. Pokazuje, że życie składa się z odłamków, które pragniemy posklejać, tak jak sami czasami musimy siebie poskładać na nowo, kiedy życie nas złamało... Wioletta Sawicka uświadamia, że w wielu przypadkach wojna nie kończyła się wraz z nastaniem pokoju, ona żyła w tych, którzy przetrwali piekło. Którzy wciąż chowali w sercu tajemnicę, tak bolesną, że ciężko było odetchnąć pełną piersią bez uporczywego cienia przeszłości, który przesłaniał słońce i nadzieję na lepsze jutro…
Nowa powieść Wioletty Sawickiej to opowieść o miłości. Uczuciu, które czasami nas zawodzi, innym zaś razem staje się nieodłączną częścią nas samych, dlatego nie potrafimy wyrwać jej z serca. Miłość cierpliwa jest, nie szuka poklasku, miłość nigdy nie ustaje… I w powieść autorki niejedno ma imię, musi stawić czoła kolejnym burzy, staje się nadzieją i ratunkiem zarazem. Autorka pokazuje, że czasami to uczucie potrzebuje czasu, by serce zrozumiało, że oto nadszedł moment, by otworzyć się dla innego serca.
Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu o tle historycznym, tak misternie i z wyczuciem utkanym z codzienności Warmii. Lata 50. XX wieku to czas, który kształtuje ludzkie losy, narzuca ograniczenia, ale i otwiera drzwi. Powojenna Warmia nadal jest świadkiem prywatnych dramatów, ale także spotkań – tych najbardziej wyczekiwanych, tych, które wydawały się niemożliwe. To również powrót… nie tylko do miejsca, ale do siebie. Symboliczny błękit okiennic starego domu i nieba, które tylko na Warmii ma ten jedyny odcień, stają się metaforą nadziei, pamięci, zakorzenienia i tożsamości.
Podsumowując:

„Nasze miejsce, nasz czas” to opowieść tak intensywna, że zostawia ślad na długo po przeczytaniu ostatnich stron. To historia o kobiecej sile, o przyjaźni, która potrafi ocalić, i o bólu, który jak cierń tkwi głęboko, odbierając nadzieję na spokojne jutro. To książka o ludziach próbujących posklejać swoje życie z porozrzucanych kawałków, pomimo przeszłości, która powraca jak echo. To historia, która uświadamia, że każdy ma swój czas i miejsce, by poczuć się spełnionym, bezpiecznym, szczęśliwym. Autorka z niezwykłą czułością pokazuje, że dom to nie ściany, a serca bijące obok nas. Że czasem największa bliskość rodzi się nie z więzów krwi, ale z doświadczenia i wspólnego trwania, a ta wyjątkowa więź jest w stanie przezwyciężyć nawet śmierć. Drzewa kolejnych pokoleń są jeszcze młode, niektóre dopiero zapuszczają korzenie, innych zaś nastał kres... I właśnie to pożegnanie boli najbardziej. Bo żegnać się z tą historią, z jej bohaterami, których pokochało się całym sercem, to jak zamknąć na zawsze drzwi do domu. To dla mnie stanowczo jedno z najpiękniejszych, najbardziej poruszających literackich rozstań. I choć trudno się z nim pogodzić, jestem wdzięczna, że mogłam doświadczyć tych wszystkich emocji.

Książkę można zamówić tutaj: KLIK


[post sponsorowany przez Prószyński i S-ka]


Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana