KATARZYNA MAK - "DWADZIEŚCIA MINUT DO SZCZĘŚCIA"
Z tą recenzją bardzo długo zwlekałam. I chociaż książkę przeczytałam już w zeszłym roku, nijak nie mogłam się zmotywować, aby napisać o niej kilka słów. Jednak przyszedł czas, aby podzielić się z wami moją opinią na temat debiutanckiej książki Katarzyny Mak.
Główną bohaterką historii jest Michalina. To młoda dziewczyna, która ma za sobą, jak sama opisuje, traumatyczne przeżycia z dzieciństwa. Wychowała ją babcia, która była dla niej autorytetem. Teraz Miśka studiuje i rozpoczyna praktykę w ekologicznym gospodarstwie rolnym, którego właścicielem jest Mikołaj. Spotkanie tych dwojga staje się początkiem wielu późniejszych kłopotów dziewczyny, a wierzcie mi autorka przygotowała dla niej całkiem spory zapas przygód.
I co ja mam wam powiedzieć?
Cóż, będę szczera - książka mi się nie podobała.
Dlaczego?
Zacznę od bardzo infantylnej bohaterki i całej fabuły rodem z latynoskiej telenoweli. Od pierwszego spotkania z "traumą" Michaliny, którą jest strach przed końmi, spowodowany ugryzieniem przez kucyka w ... pupę, nie zapałałam do niej sympatią. Autorka opisuje szczegóły, które w moim odczuciu nie wnoszą nic do całej historii, jak chociażby te zawarte w poniższym fragmencie:
I tak dalej...Włożyłam na głowę różowy kask w biedronki, który otrzymałam "w spadku" po młodszej siostrze Mateusza. Jej nie przypadł do gustu, a mnie to zupełnie nie przeszkadzało, szczególnie, że bardzo lubiłam różowy kolor. No może te biedronki były zbyt dziecinne, ale co szkodzi pozostać odrobinę dłużej dzieckiem Dlatego leginsy również włożyłam w tym samym kolorze, ale już bluzę wzięłam czarną, choć z różowym zamkiem i podszewką kaptura."
Historia Michaliny, poza wspomnianym wyżej kuriozalnym powodem jej traumy, może i miała potencjał. Była tam mowa o historii miłosnej i pałacu na wzgórzu, która wydała mi się interesująca, ale niestety nie została rozwinięta przez Katarzynę Mak. Za to w pewnym momencie zostajemy wplątani w wir wydarzeń: od romansu, niewiernego narzeczonego, homoseksualisty, morderstwa, próby gwałtu na nieletniej, po ciążę, jako przysłowiową "wisienkę na torcie". W moim odczuciu autorka próbowała "wsadzić" w 189 stron książki wszystkie "chwytliwe" tematy. Niestety, moim zdaniem, niezbyt jej się to udało ...
Podsumowując:
Debiut Katarzyny Mak nie spełnił moich oczekiwań. Jednak jeśli lubicie książki, które mogą stanowić niezobowiązujący "czasoumilacz", to ta pozycja wydawnicza może się wam spodobać. Trzymam kciuki za kolejną książkę. Być może autorce uda się wykorzystać lepiej swój potencjał.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Na mnie z kolei książka wywarła całkiem inne wrażenia ;) Ale każdy ma inny gust :)
OdpowiedzUsuńDokładnie :) Dlatego tyle mamy do wyboru i każdy znajdzie coś dla siebie ;)
Usuń