"Szczęście za horyzontem" - Krystyna Mirek
Czasem jednak i w takich dziwnych warunkach potrafi narodzić się miłość, jak delikatna roślina w gąszczu cierni. Przedostanie się przez splątany labirynt i zakwitnie ku zaskoczeniu otoczenia".W momencie, w którym zobaczyłam okładkę książki Krystyny Mirek pomyślałam, że będzie to sielankowa opowieść, pełna barw i kolorów, lekka obyczajówka, która po prostu umili mój wieczór. Czy moje przypuszczenia były słuszne?
Justyna przeżywa tragedię. Nie potrafi się po niej otrząsnąć i nawet odejście partnera nie wyciąga jej za marazmu, w jaki popadła. Dopiero pomysł wyjazdu do dawno niewidzianej babci sprawia, że kobieta postanawia stanąć na nogi. Nie spodziewa się jednak, że wyjazd do małej miejscowości i oryginalna próba odpokutowania swoich win, stanie się początkiem jej nowego życia.
Kiedy zaczęłam czytać "Szczęście za horyzontem", od razu przypomniało mi się spotkanie z Krystyną Mirek, podczas którego opowiadała ona o swoich początkach jako pisarki. W mojej pamięci utknęła przede wszystkim historia o losach jej pierwszej książki i o tym, że tak naprawdę to pierwsze 30 sekund czytanego tekstu decyduje, czy ma on szansę zostać wydany, czy nie. W przypadku tej książki ta zasada też się sprawdza. Już pierwsze linijki sprawiły, że przepadłam w świecie bohaterów i niemal z wypiekami na twarzy śledziłam kolejne wydarzenia w niej opisane. Do tego stopna mnie wciągnęło, że noc była za krótka, a jedynie zdrowy rozsądek nakazał mi odłożenie lektury w celu przespania chociażby kilku godzin.
Jak to się dzieje? Jak Krystyna Mirek to robi, że zachwyca kolejne pokolenia kobiet? Czy jest to zasługa stylu, języka, a może pomysłu na historię? Czy to pełnokrwiści bohaterowie sprawiają, że czytelniczki utożsamiają się z nimi i z chęcią sięgają po książki autorki? Myślę, że wszystko po kolei. Ale jest coś jeszcze... W moim odczuciu autorka czaruje. Pozornie ciepła i klimatyczna historia, kryje w sobie drugie dno. Jej książki są życiowe i niosą ze sobą jakieś przesłanie, poruszają ważny problem lub temat społeczny.
W przypadku "Szczęście za horyzontem" jest to, moim zdaniem, kwestia małomiasteczkowości oraz braku wrażliwości na ludzkie nieszczęście. Ile razy słyszeliśmy lub mieliśmy do czynienia z tragediami rodzin, które zostały bez pomocy, bo pomimo starań nie udało im się podołać przeciwnością losu? Rodzice tracili dzieci, chociaż tak bardzo o nie walczyli. A społeczeństwo udawało, że tego nie widzi, dając ku temu ciche przyzwolenie. Dopiero w momencie, w którym pojawiał się ktoś, kto miał odwagę pomóc, znajdywało się wielu "ojców sukcesów", gotowych zebrać laury za dobre serce.
Podsumowując:
Książka Krystyny Mirek jest ciepłą, ale nie pozbawioną goryczy historią, która wciąga od pierwszej strony. Trzymamy kciuki za powodzenie działań Justyny i skrycie wierzymy, że opowieść zakończy się happy endem. A to wszystko osadzone w pięknym miejscu, gdzie wschód słońca sprawia, iż nie sposób się nie zakochać. Otulone aromatem jeżynowego ciasta i zapachem kwiatów. Po prostu zatopisz się w lekturze, dasz się oczarować tej historii i uwierzysz, że klucz do szczęścia można znaleźć wszędzie, nawet jeśli się wcale go nie szuka...
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Edipresse Książki.
Bardzo lubię te autorkę więc na pewno przeczytam te książkę. Pozdrawiam :) www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
OdpowiedzUsuń