"Girl in Pieces"- Kathleen Glasgow [PRZEDPREMIEROWO] - patronat medialny
- Wszystko, co się zepsuło, można naprawić, każdą rzecz i każdego człowieka".
Charlie zdecydowanie zbyt wcześnie doświadcza okrucieństw losu.
W szkole skrzętnie ukrywa blizny po samookaleczeniach. Zupełnie nie pasuje do wesołych, pewnych siebie rówieśników. I oto pewnego dnia nowa koleżanka zwraca na nią uwagę; szybko rodzi się bliska przyjaźń. Po pewnym czasie Charlie traci przyjaciółkę w tragicznych okolicznościach. Dziewczyna rozsypuje się na milion kawałków, rozpacz wygania ją na ulicę i niemal doprowadza do unicestwienia. Jednak wkrótce Charlie zaczyna wierzyć, że jej życie ma wartość, a bolesne doświadczenia mogą stać się źródłem siły.
Jak smakuje samotność? Jest słona niczym łzy, które płyną po policzkach? A może gorzka, kiedy kolejny raz jesteśmy zdani wyłącznie na siebie? Czy można zdefiniować poczucie pustki? Bólu, który dociera do nas i dotyka wciąż otwartych ran, niczym sól sypnięta na nie na oślep… Czy można współodczuwać cierpienie? Niemal namacalnie, zupełnie, jakby to uczucie nas zdominowało i przejęło kontrolę nad naszym życiem, a my wspólnie z osobą, z którą je dzielimy, zatracamy się w mroku, próbując uporczywie odnaleźć światełko w tunelu…
Powieści Kathleen Glasgow to moje odkrycie i wielka, choć bolesna, miłość. Autorka ma niezwykły dar opisywania emocji w taki sposób, że niejako udzielają się one czytelnikowi. Nie inaczej było w przypadku „Girl in Pieces”, która złamała moje serce na miliony kawałków, zostawiła z poczuciem dojmującego smutku i bezsilności w zderzeniu z nakreśloną jej ręką historią… Jest w książkach Glasgow coś niezwykłego. Fakt, że nawet jeśli doświadczenia wykreowanych przez nią postaci, są nam obce, często odległe, to mamy poczucie, że rozumiemy ich rozterki, strach w zmaganiu się z niełatwą codziennością. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale tak właśnie to odbierałam, czytając opowieść o losach Charlie Davis. Myślę, że to sprawia, że powieści tej autorki są tak uniwersalne w swym przekazie, niezależnie, czy mamy za sobą analogiczne przeżycia, czy kogoś bliskiego, kto się z nimi zmaga, albo jesteśmy wyłącznie niemym obserwatorem.
Bohaterką książki jest młoda dziewczyna, która w swoim życiu otrzymała od losu tak wiele ciosów, że powaliłyby niejednego dorosłego. Z każdej strony zdaje się czaić na nią nieszczęście. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w walce o każdy dzień jest niezwykle samotna. Nie może liczyć w zasadzie na nikogo, w pojedynkę musi przebyć długą drogę, by odnaleźć siebie na nowo. Jest to trudne, zważywszy na to, że nie wie, czy tak naprawdę chce i jest warta tego, by o siebie zawalczyć… I jeśli samotność może boleć, to tutaj tak właśnie ją odbieramy. Nie sposób bowiem nie usłyszeć jej głosu, który niczym brzdęk tłuczonego szkła dociera do naszego mózgu, ale przede wszystkim serca, pozostawiając weń ogromną ranę…
Czytając o Charlie, mamy wrażenie, że wnikamy w jej myśli i uczucia. Obserwujemy, jak analizuje niemal każdy kolejny ruch, próbuje kontrolować rozedrgane emocje, które zdają się „żyć własnym życiem”, jakby były tuż obok… Jej myśli zaczynają przejmować dowodzenie nad jej egzystencją, co utrudnia podejmowanie jakichkolwiek decyzji i odziera ją z pewności, że jest w stanie udźwignąć swój los, nawet jeśli chodzi o prozaiczne rzeczy. To powoduje, że i my czujemy się nieco zdezorientowani, zagubieni, zupełnie jak bohaterka książki Glasgow. I choć w powieści ten głos jest pojedynczy, to „Girl in Pieces” można uznać za swego rodzaju krzyk wielu osób, które tak jak Charlie skrywają rany, nie tylko te pozostawione na ciele, ale te dużo bardziej bolesne – na duszy…
Chociaż powieść autorki jest na wskroś bolesna, to z tego mroku wyłania się i wątły promyk nadziei na to, że można stworzyć swój świat na nowo, mimo wszystko. Że nawet jeśli dotknęliśmy dna, a może właśnie dlatego, to krok po kroku, dzięki samemu sobie, jesteśmy w stanie odnaleźć sens życia.
Podsumowując:
„Girl in Pieces” to łamiąca serce, niezwykle poruszająca opowieść o nastoletniej samotności oraz wstrząsający obraz samodestrukcji, która postępuje krok po kroku, sprawiając, że spadamy, by ostatecznie sięgnąć dna. I choć jest to historia przesiąknięta bólem, to niesie ze sobą także nadzieję na to, że można zawalczyć o siebie, nawet jeśli cały świat, na czele z nami, jest przekonany, że nie damy rady; że łatwiej jest uciec do tego, co jest nam znane, co daje poczucie bezpieczeństwa, choć tak naprawdę nas niszczy… Że jesteśmy w stanie znaleźć w sobie wystarczająco dużo siły, nawet jeśli jest ona utkana z trudnych doświadczeń, by wyrwać się z okowów ciemności i strachu. Bolesna i ważna — niech wybrzmi historia Charlie, której tak wielu z Was potrzebuje, nawet jeśli jeszcze o tym nie wiecie... Polecam!
[materiał sponsorowany przez Wydawnictwo Jaguar]
Komentarze
Prześlij komentarz