"Pielgrzym" - Robert Baciocha
- Mój ojciec mawiał, że świat to wróg, który udaje przyjaciela [...]".
Korespondent Chicago Tribune Simon Equerry przybywa do Polski w przeddzień wizyty Jana Pawła II w ojczyźnie.
Będzie relacjonował dla rodaków za oceanem pielgrzymkę. W Stanach, nie bez wyrzutów sumienia, pozostawia chorą śmiertelnie żonę i dwie córki. Prawdziwym celem podróży jest próba odnalezienia ukochanej, Żydówki z warszawskiego getta - Sary Tannebaum, poznanej zaraz po wojnie w na wpół niemieckim jeszcze Szczecinie. Dręczony tęsknotą za młodzieńczą miłością wyrusza na dwa dni do miasta. Kroczenie śladami ukochanej przeradza się w ucieczkę przed aparatem bezpieczeństwa PRL-u. Tropem Szymona podąża milicja oraz ścigający go w czterdziestym piątym roku emerytowany funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, kapitan Jurkowski. Czy Szymonowi, uda się uciec przed organami ścigania? Czy los dla rozłączonych przed laty kochanków będzie łaskawy?
Debiut i historia widziana męskimi oczami – nie mogłam przejść obojętnie obok tej powieści. Autor zabiera nas w literacką podróż, która rozgrywa się w dwóch płaszczyznach czasowych. Do powojennego Szczecina oraz Polski w 1979 roku, kiedy to rodacy oczekiwali wielkiego Pielgrzyma, czyli wizyty Papieża Jana Pawła II. Bohaterem jest korespondent Chicago Tribune Simon Equerry, który po latach przybywa do ojczyzny, by relacjonować to wzniosłe wydarzenie. A jednak nie tylko sprawy zawodowe zaprzątają jego głowę. Mężczyzna pragnie bowiem odnaleźć dawną miłość, Żydówkę Sarę, z którą los rozdzielił go w przeszłości. Czy zdoła wpaść na jej ślad?
Mam wrażenie, że Robert Baciocha to prawdziwy gawędziarz, który tę cechę przeniósł niejako na bohatera powieści, bowiem w książce sporo jest dialogów i przemyśleń Szymona, które nieco dominują fabułę. W moim odczuciu są w niej fragmenty ciut przegadane, które można byłoby śmiało pominąć. Nie można jednak odebrać autorowi wprawnego pióra, dzięki któremu wracamy do czasów, których wielu z nas nie pamięta. Kiedy to Polska była pod wpływem komunistycznej władzy, a ta „zaciskała coraz mocnej pętlę na szyjach” obywateli.
„Pielgrzym” to powieść, która, poza warstwą obyczajową, nosi znamiona historii przygodowej połączonej z sensacją, bowiem czytelnik ma okazję śledzić poczynania bohatera, zmierzające do odnalezienia Sary. Przez wzgląd na brawurowe akcje w jego wykonaniu oraz wzbudzającego od samego początku naszą sympatię taksówkarza, a także depczącym im po piętach funkcjonariuszom Służby Bezpieczeństwa, książkę czyta się z emocjami zaciekawienia wymalowanymi na twarzy. W debiucie Roberta Baciochy nie brakuje także humoru, który początkowo zdaje się nie na miejscu, zważywszy na okoliczności, ale według mnie dodaje całej opowieści kolorytu i pokazuje ówczesne władze w krzywym zwierciadle.
Podsumowując:
Duży plus dla autora, że opisuje w swojej powieści ciekawe i rzadziej brane przez pisarzy na tapet fragmenty historii naszego kraju, które pokazane są niejako z dwóch perspektyw, ale wciąż widziane oczami tego samego mężczyzny. Z jednej strony, odmalowuje on obraz powojennej Polski, kiedy pozbawieni godności ludzie opuszczali ruiny miast. Z drugiej zaś, ten portret zestawiony jest niejako z czasami, w których królował komunizm. Dla głównego bohatera ojczyzna jawi się w ciemnych barwach, a mimo to postanawia zmierzyć się z przeszłością w imię wyższego dobra. „Pielgrzym” to opowieść o młodzieńczej tęsknocie, której efektem jest misja niemal niemożliwa, żeby nie powiedzieć karkołomna. I choć wiele w niej trudnych i bolesnych momentów, to autor wplótł między wierszami także humor, który stanowi równowagę dla tych pierwszych wątków. Historia o przewrotności losu, który czasami odbiera nam coś, co było dla nas najcenniejsze. Czy Szymon dostanie drugą szansę, by spotkać dawną ukochaną? Czy zdoła uciec przed ścigającymi go esbekami? Odpowiedź otrzymacie, sięgając po debiut Roberta Baciochy.
Książkę można zamówić tutaj: KLIK
[materiał sponsorowany przez Wydawnictwo Filia]
Komentarze
Prześlij komentarz